Żyli w tym samym czasie, ale pewnie się nie spotkali - sługa Boży bp Adolf Piotr Szelążek i bł. Maria Teresa od Dzieciątka Jezus, klaryska kapucynka z Przasnysza. Połączyła ich jednak św. Teresa od Dzieciątka Jezus.
Lata życia tych dwojga świętych nakładają się na siebie - sługa Boży bp Szelążek żył w latach 1865-1950, zaś bł. Maria Teresa od Dzieciątka Jezus - w latach 1902-1941. Choć drogi ich powołania przywiodły ich do diecezji płockiej, to raczej należy przypuszczać, że się ze sobą nie spotkali. Duchowo jednak byli sobie bliscy przez św. Tereskę z Lisieux. I tak oto mamy w diecezji duchowego brata i siostrę wielkiej świętej, której przykład życia pociągnął tych dwoje ku świętości.
Sługa Boży bp Adolf Piotr Szelążek (1865-1950). Reprodukcja ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość"Chcę się stać najwierniejszym sługą tej prawdziwej Apostołki Miłości Bożej w moim działaniu" - pisał do Lisieux bp Szelążek. Co łączyło biskupa z Płocka ze św. Teresą od Dzieciątka Jezus? Patrząc na przedziwną duchową relację tego świątobliwego biskupa z Płocka, potem z Łucka, ze św. Teresą, można poznać interesującą odsłonę jego życia, o wiele pełniejszą niż suche fakty biograficzne. Bije w nich bowiem tętno życia duchowego.
Trudno wskazać na początki tego zapatrzenia się ks. Szelążka w świętą z Karmelu - kiedy się one narodziły i z czyjej inspiracji. Wiadomo, że wraz z bp. Nowowiejskim uczestniczył on już jako biskup pomocniczy w jej beatyfikacji w Rzymie 29 kwietnia 1923 roku. Przebywał wtedy w Wiecznym Mieście z biskupami polskimi z wizytą ad limina. Już w lipcu roku następnego udał się do jej grobu w Lisieux, a w 1925 r. - ponownie w Rzymie - uczestniczył w jej kanonizacji.
Wiadomo również, że bp Szelążek znał "Dzieje duszy" św. Teresy. Dzieło to ukazało się w języku polskim już w 1902 r. i od początku było bardzo poczytne. Dodajmy, że od 1888 r. ks. Szelążek był kapłanem diecezji płockiej, zaś od 1909 r. - regensem (czyli rektorem) Wyższego Seminarium Duchownego w Płocku. "Nie jest wykluczone, że pisma karmelitanki znał bp Szelążek przed 1923 r., czyli przed jej beatyfikacją" - pisze historyk prof. dk. Waldemar Rozynkowski z Torunia. Kto czyta zachowane przemówienia ks. Szelążka jako regensa seminarium, może w nich doszukać się pewnych terezjańskich intuicji.
Te duchowe więzi ze św. Teresą jeszcze bardziej się zacieśniły przez znajomość z rodzoną siostrą świętej - Pauliną Martin, która w Karmelu otrzymała imię s. Agnieszka od Jezusa. Ta znajomość przerodziła się nawet w duchową przyjaźń. W archiwach po bp. Szelążku pozostało 49 listów, w tym 41 korespondencji biskupa do Lisieux i 8 listów s. Agnieszki do biskupa. Można wnioskować, że przyjaźń ta i korespondencja miały ogromny wpływ na duchową relację bp. Szelążka ze św. Teresą. Pisali do siebie przez 15 lat, aż do wybuchu wojny w 1939 roku.
W 1924 r., jako sufragan płocki, pisał tak: "Mały biskup polski, którego Matka poznała w lipcu, nie podejrzewał, iż będzie mógł tak szybko skorzystać z wielkodusznego pozwolenia, którego Matka mi udzieliła, abym do Niej pisał, w poważnych okolicznościach swego życia, by prosić o Jej pomoc duchową". W tym samym liście pisał dalej: "W mojej Ojczyźnie, po powrocie z Francji, spotkałem się z kilkoma Bożymi próbami, które na mnie czekały. Przyjąłem je z wielką radością jako znak natychmiastowego urzeczywistnienia moich gorących pragnień w dziedzinie chrześcijańskiej doskonałości, w wewnętrznym zbliżeniu się do bł. Teresy. Lecz pomimo moich częstych doświadczeń (mam 59 lat), nie doszedłem jeszcze do tego stopnia zjednoczenia z miłościwym Bogiem, które by mnie uczyniło panem samego siebie w takich sytuacjach. Raczej pojawiły się wewnętrzne niepokoje wobec zła, które już się dokonało, lub które mi jeszcze grozi: jak nieprzyjemne zmiany w moim obecnym położeniu, choroba moich rodziców, bardzo starych...".
W innych listach pisał m.in. o zniechęceniach duchowych, "poznawaniu swojej słabości we wszystkich krokach", niepokojach w rozwiązywaniu spraw kościelnych i "łańcuchu prób". A jak odpowiadała rodzona siostra św. Teresy? Wlewała otuchę, pisząc, że krzyż, choć trudny i dotkliwy, dla człowieka oddanego Bogu "będzie zawsze pachniał niebiańskim różami miłości, oddania, szczerej i głębokiej pokory. I to wystarczy, aby dobrze cierpieć i być miłym Panu Bogu" - tak pisała w 1928 roku.
W 1925 r. zmarł ojciec biskupa, wtedy hierarcha napisał do Lisieux i prosił: "Dzisiaj rano umarł mój ojciec. Proszę się modlić za jego duszę. Proszę wspomóc moje serce w tym krzyżu. Ciągle pozostaję u stóp grobu św. Teresy; chcę się stać najwierniejszym sługa tej prawdziwej Apostołki Miłości Bożej w moim działaniu".
Gdy był jeszcze biskupem pomocniczym w Płocku, jednocześnie pełnił funkcję radcy w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Warszawie. Nie był to łatwy okres jego życia, o czym świadczy list do m. Agnieszki z 1924 roku. Pisał w nim tak: "Coraz bardziej zaznacza się i podnosi głowę skłonność do pewnej dumy. Przez długi czas, kiedy miałem pracować na rzecz spraw kościelnych jako urzędnik państwowy, w wyższych sferach kościelnych karmiono mnie wizją możliwych przyszłych awansów. Zazwyczaj broniłem się przed tą infiltracją trucizny, próżności, ambicji itd... nie przywiązywałem do tych obietnic większej wagi, lecz oczywiście w podświadomości pozostawały pewne ziarna cichych nadziei, którym sprzeciwiałem się w mojej myśli. I kiedy dzisiaj przychodzą rozczarowania, cierpienia są bardzo ostre". Z dalszych słów tego listu wynika, że gdy był biskupem urzędnikiem w ministerstwie, przeżywał bolesne chwile. Nasiliło się to, gdy z ramienia papieża Piusa XI był oddelegowany do prac nad konkordatem z polskim rządem i musiał znosić wiele upokorzeń ze strony ówczesnej klasy politycznej. Umiał to jednak przepracować na duchowe wymiary swego życia, dzięki "małej drodze" św. Teresy.
Gdy został biskupem diecezjalnym w Łucku, dobrze wiedział, że święta ta pomoże mu w kierowaniu Kościołem na Wołyniu i dlatego obwołał ją patronką diecezji, powołał do istnienia zgromadzenie sióstr terezjanek, chciał także założyć podobne kapłańskie zgromadzenie, ale nie zdołał.
Obraz bł. Marii Teresy od Dzieciątka Jezus w Przasnyszu. ks. Włodzimierz Piętka /Foto GośćSiostra Teresa (Mieczysława Kowalska) z Przasnysza nigdy do Lisieux nie pojechała, nie mamy też żadnych bezpośrednich świadectw wskazujących wprost na jej szczególną cześć do św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Faktem jednak jest, że obłóczyny i przyjęcie właśnie tego imienia zakonnego przeżywała tuż po ogłoszeniu błogosławioną karmelitanki z Lisieux. Tamto imię stało się jej imieniem, a "mała droga" stała się jej powołaniem w przasnyskim klasztorze, gdzie posługiwała jako bibliotekarka, zakrystianka i furtianka. We współpracy z mistrzynią nowicjatu wprowadzała kandydatki wstępujące do klasztoru w arkana życia zakonnego, będąc tzw. aniołem stróżem wielu przyszłych kapucynek. W tym wszystkim niczym szczególnym się nie wyróżniała, jak mówiły siostry - "była zwyczajna w swej nadzwyczajności". Na stoliku pod krzyżem w swojej celi wypisała sobie na kartce takie słowa: "Cicho, cichusieńko, bo mój Jezus kona". Święta Teresa ofiarowała swoje życie za ludzi porzucających wiarę i żyjących w grzechach śmiertelnych. Także młoda Mieczysława Kowalska szła do zakonu z podobną intencją - w duchu ekspiacji za odejście od wiary najbliższych członków jej rodziny. W życiu i w ofierze te dwie zakonnice były więc sobie bliskie jak siostry.
wp