Być może kolejny raz ktoś zadaje sobie pytanie: „Czy Ekstremalna Droga Krzyżowa jest dla mnie?”, próbując rozsądzić między pragnieniem a świadomością własnych ograniczeń…
To prawda, że nie jest to propozycja dla wszystkich, poza tym w praktyce życia parafialnego mamy przecież tradycyjne nabożeństwa pasyjne i rekolekcje, na których konsekwentna obecność w dzisiejszych czasach jest również sporym wyzwaniem. A jednak EDK nie da się z niczym porównać, jak przekonują liderzy i uczestnicy tej ogólnopolskiej inicjatywy, która przed laty wyszła od krakowskiego kapłana ks. Jacka Stryczka.
Jeden z liderów rejonu EDK w Płocku, Jacek Patora, nie ma wątpliwości, że chociaż to spore wyzwanie, to warto je podejmować. „Na EDK otrzymałem odpowiedzi na wiele swoich pytań, podejmowałem wiele decyzji dotyczących swojego życia. Sam jestem ciekawy, co przyniesie mi tegoroczna Droga” − napisał na fanpage’u płockiej Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, która – jak duża część w naszej diecezji – wyruszy wieczorem 31 marca.
Wyjątkowość takiej formy całonocnego nabożeństwa dostrzega hm. Krzysztof Nowacki z Maszewa, który już po raz dziesiąty organizuje Ekstremalną Harcerską Drogę Krzyżową. Jej uczestnicy wyjdą w nocy z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę i przejdą szlakiem sześciu podpłockich kościołów, zatrzymując się w nich na dłuższą chwilę przy grobach Pańskich. − EDK daje wyjątkową możliwość pobycia sam na sam z Bogiem, choć warto dodać, że wszystko zależy od naszego nastawienia i wiary. W harcerskiej EDK nie chodzi o to, kto szybciej dojdzie, tym bardziej że ze względu na młodych uczestników idziemy grupą, oczywiście w ciszy i skupieniu. Istotne jest, co nam ta droga daje, czy spowoduje zmianę w naszym myśleniu i życiu − przekonuje K. Nowacki, który co roku zabiera na ten szlak swoich harcerzy i zuchy.
Przemiana, zdaniem Krzysztofa Rychlika, lidera rejonu EDK w Gradzanowie Kościelnym, zaczyna się już w momencie podjęcia decyzji: idę. − Zachęcamy nawet, by nie zastanawiać się, czy przejdzie się tę drogę w całości. Istotniejszy jest sam moment wyjścia z konkretną intencją i to, co nas motywuje. Przejście całej EDK nie jest oczywiste nawet dla osoby wysportowanej. Sam jestem takim przykładem, że można się niemiło zdziwić. Odczytałem te trudności jako palec Boży: „Nie podskakuj, bo nie wszystko od ciebie zależy” − dzieli się pan Krzysztof.
Warto, przesuwając maksymalnie swoje granice zmęczenia, wytrwać do końca. Uczestnicy harcerskiej EDK − zwykle to kilka najbardziej wytrwałych osób – docierając do kościoła w Maszewie Dużym, doświadczają radości wielkosobotniego poranka. − Mieliśmy harcerza, który szedł ostatnie kilometry, narzekając, a ostatnie metry pokonał biegiem − wspomina z uśmiechem hm. Krzysztof Nowacki. − EDK ma docelowo 40 km i warto jej nie skracać. Naprawdę warto pokonać te ostatnie, najtrudniejsze 5 km, gdy jesteś już tak zmęczony, że właściwie nie możesz iść o własnych siłach − przekonuje Łukasz Sobański, lider rejonu w Sierpcu, gdzie EDK wyruszy po raz drugi. Jest płocczaninem, ale związał się z Sierpcem dzięki wspólnocie Wojowników Maryi. Rok temu, przy wsparciu kolegów ze wspólnoty, postanowił wytyczyć trasę dla tego rejonu, zaczynając i kończąc na wzgórzu Loret, gdzie wojownicy mają swoją duchową przystań. Pana Łukasza szczególnie cieszy tegoroczne hasło Ekstremalnej Drogi Krzyżowej – „Idę, bo szukam nadziei”. − Tak się pięknie złożyło, że rozpoczynamy i kończymy drogę w sierpeckim sanktuarium Matki Bożej Niezawodnej Nadziei. A nadziei wszyscy dziś bardzo potrzebują − mówi.
Poza ogólnopolskim hasłem uczestnicy wspomnianej EDK w Gradzanowie Kościelnym będą szli, jak co roku, z dodatkowym przesłaniem, będącym owocem namysłu i modlitwy proboszcza ks. Leszka Piórkowskiego, a zarazem opiekuna małżeńskiej gałęzi Wojska Gedeona. − W zeszłym roku nasze hasło brzmiało „Ochronić granice naszej wiary” i ściśle łączyło się z tym, by objąć i omodlić naszą parafię, pokonując trasę w dużej mierze pokrywającą się z jej granicami. W tym roku przesłanie związane jest z szukaniem Jezusa i odnajdywaniem Go jako światła. Nie mamy informacji zwrotnej, czy hasło jest w jakiś sposób ważne dla uczestników, ale staramy się, aby ono wybrzmiewało − wyjaśnia K. Rychlik.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się