Diecezjalny, wielkopostny "dzień kobiet", który odbył się w Rypinie, był dla zgromadzonych pań kolejny raz okazją do wspólnej modlitwy i odkrywania wielkich wzorców, które daje nam Kościół.
Co ją szczególnie ujęło w wybitnej służce, która za działalność ewangelizacyjno-patriotyczną została aresztowana i trafiła do X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej, gdzie zmarła 3 sierpnia 1897 roku? - Była to osoba bardzo elegancka, wykształcona, znająca bardzo dobrze języki obce, umiejąca zachować się w bardzo różnym towarzystwie. Umiała żyć, działać i pracować również w środowisku osób, które niekoniecznie były katolikami i niekoniecznie doceniały polskość. Budzi podziw jej odwaga, takt, rozum, umiar i umiejętność zachowania się, a jednocześnie myślenia praktycznego. Rzadko spotyka się osobę, która jest jednocześnie wielką, rozmodloną kontemplatyczką i świetną działaczką, organizatorką - argumentowała teolog i wykładowca uniwersytecki.
W jej ocenie postawa związanej z naszą diecezją m. Eulalii Markowicz w więzieniu miała wielkie znaczenie dla przyszłości samego zgromadzenia służek. - Dla mnie jest to bohaterskim cudem - ta jej cierpliwość i wytrwałość w męstwie, bo nie wydała nikogo. Nikt nie został po niej aresztowany, ani nikt przez nią nie zginął. Wytrzymała wszystkie cierpienia, wytrzymała wszystkie tortury i zastraszania. Nie przeżyła, nie wyszła już z Cytadeli. Sam bł. o. Honorat Koźmiński mówił o niej jako "świętej męczennicy". Była lojalna do końca, zachowała wiarę, ufność i przekonanie o tym, że siłę znajduje w Bogu. Dlatego jest to postać niesamowita, tym bardziej, że były osoby, które się załamały na śledztwie. Dzięki jej postawie przetrwało zgromadzenie. Gdyby nie ona, to praktycznie to zgromadzenie byłoby zdziesiątkowane - powiedziała "Gościowi Płockiemu" dr hab. M. Waluś, m.in autorka leksykonu kobiet Kościoła polskiego z okresu XIX i XX wieku. (więcej w kolejnym numerze "Gościa Płockiego")
AM