Pandemia wymusiła na księżach szukanie nowych sposobów docierania do wiernych i nowych form wizyty duszpasterskiej. Czy to się udaje?
Kolęda zawsze nastręczała pewne trudności. Z jednej strony świeckim – narzekali na tempo i powierzchowność wizyt, na które przecież czekali zwykle kilka godzin. Z drugiej strony księżom, którzy nie raz odbijali się od kolejnych zamkniętych na głucho drzwi, albo w kilka sekund musieli znaleźć wspólny język z mieszkańcami odwiedzanych domów. − Nie lubię kolędy, bo nie wiem już, jak mam rozmawiać z ludźmi. Wchodzę do mieszkania, gdzie jest rodzina z dziećmi, wydają się sympatyczni, uśmiechnięci, zadaję pytania, a oni milczą − wyznał kiedyś szczerze proboszcz jednej z dużych miejskich parafii naszej diecezji po odwiedzinach w sporym osiedlu bloków. − Na pierwszej kolędzie w wielu domach słyszałem głównie skargi i ataki na Kościół i księży − konstatował ze smutkiem kilka lat temu duszpasterz niewielkiej parafii z okolic Płocka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Małecka