Witold Wybult, świecki koordynator procesu synodalnego w diecezji płockiej, prawnik i społecznik, o zaproszeniu świeckich do rozmowy o Kościele, nie tylko w czasie trwającego synodu.
Rozpoczęły się spotkania zespołów synodalnych w różnych regionach diecezji. To jest dobra okazja, aby we wspólnocie postawić szczere pytania i wspólnie szukać na nie odpowiedzi.
ks. Włodzimierz Piętka: To nie przypadek, że biskup wybrał na świeckiego koordynatora synodu prawnika kanonistę i społecznika. Proszę powiedzieć, jak się zrodziło Pańskie zaangażowanie w życie Kościoła.
Witold Wybult: Zaczęło się w Sadłowie – mojej rodzinnej parafii. Gdy byłem w IV klasie szkoły podstawowej, zostałem ministrantem, później zacząłem współtworzyć Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, chodziłem na piesze pielgrzymki na Jasną Górę, jeździłem na niezapomniane Fora Młodzieży do Ciechanowa, współorganizowałem wiele różnych wydarzeń kościelnych i rekreacyjnych dla młodych. Inspiracją do aktywności eklezjalnej byli dla mnie w tamtym czasie księża pracujący w Sadłowie, zwłaszcza wieloletni proboszcz ks. kan. Kazimierz Rostkowski. Miałem i mam szczęście do dobrych kapłanów na moich, dość zawiłych, drogach życia. Przez kilka lat byłem w seminarium duchownym. Chciałem zostać księdzem. Później miałem krótką przerwę w tej bezpośredniej aktywności, by powrócić do zaangażowania w sprawy kościelne – najpierw w Stowarzyszeniu Rodzin Katolickich Diecezji Płockiej i Fundacji „Cokolwiek uczyniliście”, które zaprowadziły mnie do Wydziału ds. Rodzin Kurii Diecezjalnej Płockiej i ostatecznie do Synodu o synodalności.
A jak można wciągnąć do synodalnej dyskusji o Kościele ludzi stojących obok i do tej pory niezaangażowanych albo obojętnych, a przecież ochrzczonych?
To bardzo ważny element rozpoczętego procesu synodalnego, ale jednocześnie niezwykle trudny. Dobrze byłoby, gdyby do tego włączyły się licznie osoby świeckie, których rolą i zadaniem jest przecież działanie ewangelizacyjne w świecie. Wtedy byłoby dużo łatwiej. Koordynatorów jest tylko dwóch. Myślę, że uda nam się dotrzeć do jakiejś grupy osób za pomocą radia, mediów, również social mediów, ale nie zdołamy tego zrobić na skalę masową. To mogą zrobić świeccy. Gdzie? W zakładach pracy, w rozmowach sąsiedzkich, spotkaniach rodzinnych czy właśnie w mediach społecznościowych. Dlatego korzystając z okazji, zapraszam wszystkich wiernych świeckich, aby stali się ambasadorami tego synodu, aby o nim mówili, aby zachęcali do zabrania głosu. Kościół chce słuchać wszystkich, którym na sercu leży jego dobro. Mamy do dyspozycji skrzynkę e-mailową: synod@diecezjaplocka.pl, w każdej parafii powinna być również skrzynka synodalna na nasze głosy. Jeśli jej nie ma, trzeba o nią poprosić księdza proboszcza. To jest dobra okazja do tego, aby odpowiedzieć na pytanie: co można zmienić w Kościele? Często uczestniczymy w burzliwych dyskusjach o Kościele, mamy wiele gotowych rozwiązań i projektów na to, jak powinno być... to jest czas, aby te głosy przedstawić Kościołowi. Musimy jednak zawsze pamiętać, że wprawdzie przez najbliższe miesiące Kościół będzie nas cierpliwie słuchał, to ostatecznie głos zabierze właśnie ten Kościół. Najpierw jesienią 2023 r. zbierze się tradycyjny synod biskupów, a później przyjdzie czas na słowo papieża. Wówczas role się odwrócą. To my będziemy słuchać i to jak nas poucza obowiązujące prawodawstwo kościelne, zawsze w duchu posłuszeństwa.
W bardzo wielu przypadkach rozmowa o Kościele ma jednak wydźwięk negatywny. Jak rozmawiać z uczestnikami takich dysput?
Nie możemy się obawiać ani, ani tym bardziej uciekać przed takim dialogiem. Pewną podpowiedź, jak rozmawiać, prowadzić dialog, daje nam papież Franciszek w Vademecum synodu o synodalności, mówiąc, że „wszyscy są zaproszeni do mówienia z odwagą i parezją, to znaczy łącząc wolność, prawdę i miłość”. Jeśli zastosujemy tę papieską metodę najpierw do siebie, to myślę, że będzie to już połowa sukcesu. Mam wrażenie, że współczesny człowiek, z pewnością i ja sam, zbyt często nieumiejętnie słucha i zanim mój rozmówca powie to, co ma do powiedzenia, ja mam już gotowe rozwiązania, oceny i podsumowania, a to nie przynosi dobrych owoców.
Pytania do dyskusji synodalnej są ogólne. Jak je przełożyć na konkretne problemy, z którymi mogliby się skonfrontować uczestnicy mających odbyć się w grudniu spotkań w regionach diecezji?
Są przynajmniej dwie szkoły w tej materii. Jedni zachęcają, aby te pytania przekładać. Inni natomiast uważają wprost przeciwnie, że pytania te należy zostawić w oryginalnym brzmieniu. Stoję na stanowisku drugiej opinii. Te pytania zostały tak sformułowane przez papieża. To jest głos Piotra naszych czasów, który zachęca nas do tego, abyśmy zaprosili do tej synodalnej wędrówki Ducha Świętego. Zróbmy to! Zawsze niech nam podczas tej drogi synodalnej towarzyszy modlitwa do Ducha Świętego. Bądźmy spokojni. Nie o to chodzi w tym synodzie, abyśmy wszystkie pytania zrozumieli i na wszystkie odpowiedzieli. Nie chodzi o idealne, wzorowe wypełnienie zadania. Przeczytaj wskazane w grupie pytania, albo wybierz indywidualnie to, które najbardziej do ciebie przemawia, i podziel się tym, co Ci w duszy gra. Ojciec Święty opisał to tak: "celem synodu nie jest tworzenie dokumentów, ale to, by »zrodziły się marzenia, powstały proroctwa i wizje, rozkwitły nadzieje, umocniła się ufność, zostały opatrzone rany, nawiązały się relacje, wstał świt nadziei, by uczono się od siebie nawzajem i budowano pozytywną wyobraźnię, która oświeci umysły, rozpali serca, przywróci rękom siły« (DP, 32). Celem procesu synodalnego nie jest więc jedynie seria ćwiczeń, które zaczynają się i kończą, ale raczej podążanie drogą autentycznego wzrastania ku komunii i misji, do życia którymi Bóg wzywa Kościół w trzecim tysiącleciu".
I nie chodzi o to, przed czym przestrzega nas również papież Franciszek, aby Kościół podczas tego synodu wymyślać na nowo. Kościół posiada dobrze ugruntowane struktury, doktrynę, prawo. Nie trzeba kreować tych rzeczywistości na nowo. Myśląc o tych słowach, przypomina mi się artykuł ks. M. Batogowskiego do "Tygodnika Powszechnego" (21.04.1974) pt. "Otwórzcie okiennice", w którym pisząc o zaangażowaniu misyjnym, stwierdził: "motyw misyjny w pracy duszpasterskiej nie wymaga jeszcze jednej akcji. To nie nowym mebel, który chcemy wprowadzić do wypełnionego już pokoju – to raczej ma być coś podobnego do słonecznego światła, które wypełni pokój i oświetli wszystkie meble – pod jednym warunkiem: że otworzymy zamknięte szczelnie na niejednej plebanii na noc, a czasem – i na jasny dzień – okiennice". Tak rozumiem ten rozpoczynający się w Kościele synod.
Papież Franciszek często mówi o peryferiach Kościoła. Spróbujmy konkretnie zdefiniować wciąż za mało zaangażowane przez Kościół obszary, środowiska i ludzi w naszej diecezji.
Peryferia w pierwszym skojarzeniu kojarzą się z czymś "poza", ale również z rzeczywistością, która jest mniej istotna, mniej ważna. Bynajmniej nie o takie rozumienie tego słowa by tu, według mnie, chodziło. Pokazuje to nam już sam Chrystus, opowiadając przypowieść o zbłąkanej owcy. Co zrobił pasterz stu owiec, któremu zgubiła się jedna? Pozostawił wszystkie i idzie jej szukać. Idzie na peryferia. Czyż nie do tego sprowadza się cała działalność Kościoła? Szukanie owiec… na peryferiach. Gdzie te peryferia? Wydaje się, że zbyt często – błędnie – szukamy tych obszarów gdzieś na zewnątrz, daleko, a trzeba rozejrzeć się blisko, wokół siebie. Najbardziej naturalnym środowiskiem będzie moja własna rodzina, miejsce pracy, a nade wszystko ja sam. Zadziwiające są czasami obserwacje, gdy widzimy męża, ojca rodziny, który ma tyle rozwiązań dotyczących czegoś, co daleko, ale nie widzi palących problemów własnej rodziny czy małżeństwa.