3 sierpnia zginął w wypadku samochodowym Andrzej Mosakowski. Jego żona Katarzyna jest w stanie ciężkim. Pan Andrzej był bratem ks. Romana Mosakowskiego, proboszcza w Przewodowie k. Pułtuska.
Na profilu facebookowym parafii św. Benedykta w Sierpcu napisano: "Kilka dni temu przeżywaliśmy przepiękne czuwanie »24 godziny Męki Pana Jezusa« przy naszym sanktuarium. Andrzej był bardzo zaangażowany w to dzieło. Wierzymy, że przez Mękę Pana wszedł do chwały nieba".
Chodzi o zorganizowane przez sierpecką parafię i wspólnotę Wojowników Maryi czuwanie w miejscowym sanktuarium, które odbywało się 30 i 31 lipca. Zaangażowani w nie byli Andrzej i Katarzyna Mosakowscy. Andrzej był organizatorem tego wydarzenia, zaś jego żona przez całą dobę, co godzinę, odczytywała rozważania o męce Pańskiej. Wielu zapamiętało, jak pięknie pan Mosakowski odczytał pierwsze czytanie mszalne w czasie liturgii, a potem - przynajmniej w pierwszej godzinie czuwania - klęczał przed wielkim krzyżem na placu przed wzgórzem Loret. – We wszystkim, co robił, miał poryw serca, aby być z Matką Bożą – mówi ks. Marek Tomulczuk, pallotyn i proboszcz parafii św. Benedykta.
Andrzej Mosakowski zaangażował się we wspólnotę Wojowników Maryi i wraz z innymi osobami z Sierpca i okolic najpierw jeździł na spotkania formacyjne do Brodnicy. Gdy 8 września ubiegłego roku taka grupa zawiązała się przy sierpeckim sanktuarium, on od początku wszedł jej skład.
– Widziałem jego zaangażowanie i pracowitość, dlatego też został wybrany na lidera naszej wspólnoty, a miesiąc temu został pełnoprawnym Wojownikiem Maryi. Niemal codziennie był w sanktuarium na Mszy św. i u Komunii św., choć jego rodzinną parafią było Łukomie. I tam się angażował, i pomagał księdzu proboszczowi. Miał wielką werwę, zapalił wielu do dzieła ostatniego czuwania, które przed kilkoma dniami odbyło się u nas. I powtarzał: "To wszystko dla Matki Bożej". Jeszcze w dniu śmierci przyjechał sprzątać to, co jeszcze nie było ogarnięte po ostatnim czuwaniu. I powtarzał, że "trzeba po sobie zostawić porządek". Teraz te jego słowa brzmią szczególnie, jak zadanie i memento dla nas – mówi ks. Marek Tomulczuk.