W sanktuarium w Ratowie odbył się pierwszy dzień skupienia diecezjalnej Diakonii Wyzwolenia Ruchu Światło-Życie, której celem jest nie tylko szerzenie abstynencji ale też budowanie dobrych obyczajów trzeźwościowych.
Chociaż od kilku już lat diakonia związana z Krucjatą Wyzwolenia Człowieka, którą założył w 1979 r. ks. Franciszek Blachnicki, działa prężnie w rejonach Domowego Kościoła diecezji płockiej, to na poziomie diecezjalnym zawiązała się w sierpniu ubiegłego roku, powołana przez ks. Marcina Kędzię, moderatora diecezjalnego Ruchu Światło–Życie. Od razu w jej planach pojawił się pomysł spotkania diecezjalnego, ale pandemia sprawiła, że na taki dzień skupienia jej członkowie musieli czekać niemal rok.
Potrzebę organizacji podobnego spotkania potwierdziła liczba uczestników - ponad 90 osób, zarówno członków, jak i sympatyków, ale i osoby spoza Ruchu Światło–Życie, dotarło w tę sobotę do sanktuarium św. Antoniego w Ratowie. Chyba nieprzypadkowo tu, bo jak mówią pielgrzymi nawiedzający to miejsce – "Ratowo ratuje". – To miejsce ciekawe i pod względem historycznym, i duchowym. Myślę, że to nie jest przypadek, że tutaj jesteśmy – mówi Marian Moroz, który wraz z żoną Iwoną jest członkiem tej diakonii.
W zabytkowych wnętrzach sakralnych tego sanktuarium i w otoczeniu kojącej przyrody, uczestnicy dnia skupienia wysłuchali konferencji ks. Rafała Winnickiego, moderatora diakonii, modlili się na Mszy św. i podczas Drogi Światła, a także spotkali się w grupach i zwiedzili cały kompleks klasztorny. Ważną częścią tego spotkania były świadectwa osób, które pokazywały sens przynależności do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. – Myślę, że świadectwo jest głównym punktem takiego spotkania. Wiemy, jak to często wygląda. Spotykamy się z postawami typu: "mnie problem nadużywania alkoholu nie dotyczy", "niech inni rezygnują z alkoholu". Świadectwo konkretnego człowieka jest głównym motywem i przeżyciem. Mnie samego na pierwszych rekolekcjach oazowych właśnie mocno zmotywowało świadectwo. Wraz z żoną Iwoną, gdy byliśmy jeszcze parą diecezjalną, zabiegaliśmy o tę diakonię już dużo wcześniej – mówi Marian Moroz.
Dlatego w czasie tego skupienia często padała zachęta do podpisania deklaracji Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, czy to kandydackiej na rok albo już tzw. członkowskiej, czyli dotąd, dopóki będzie trwało dzieło KWC. Jej sens wyjaśniał podczas konferencji ks. R. Winnicki. - Słowo "kocham" możesz powiedzieć na różne sposoby. Możesz na przykład podpisać deklarację, w której zrezygnujesz ze spożywania i kupowania alkoholu oraz częstowania nim. Jaki jest sens tej deklaracji? Przecież może nas ten problem nie dotyczy bezpośrednio. Ale skoro my jesteśmy dziećmi jednego Boga, to znaczy, że osoby uzależnione to są twoi bracia i siostry, które nie są w stanie wyjść z tego nałogu sami. Warto sobie uświadomić, jaka jest nasza intencja. Znam historie ludzi, którzy jeździli przez lata po różnych ośrodkach odwykowych, i nagle okazało się, że z dnia na dzień przestali pić. Zastanawiali się, jak to możliwie, że nie mają żadnego pociągu do alkoholu – mówił ks. Winnicki, pokazując, jakie znaczenie może mieć osobista, dobrowolna rezygnacja z picia alkoholu i modlitwa w intencji osoby uzależnionej.
To spotkanie było także okazją do wymiany doświadczeń i pokazania, co robi Diakonia Wyzwolenia w poszczególnych rejonach Domowego Kościoła, m.in. w rejonie pułtuskim, przasnyskim i rypińskim. A są to m.in. Msze i nabożeństwa w intencji trzeźwości, pielgrzymki, festyny bezalkoholowe. Jak wyjaśnia Henryk Kowalczyk, który wraz z żoną Hanną jest animatorem tej diakonii, są pomysły wewnątrzkościelne, ale jest również promocja idei trzeźwościowej na zewnątrz.
– Wśród tych przedsięwzięć naszej diakonii kierowanych wewnątrz Kościoła można wskazać angażowanie się w Tydzień Modlitw o Trzeźwość, nabożeństwa trzeźwościowe, Drogę Krzyżową, Różaniec, czy pielgrzymki w intencji trzeźwości. Ale jest też promocja zewnętrzna, jak bale bezalkoholowe, festyny rodzinne, pokazujące, że można na trzeźwo się dobrze bawić. Jednocześnie chcemy też wspierać osoby, które dotyka problem uzależnienia i dawać wszystkie narzędzia pomocowe. Tworzymy więc bazy danych, gdzie mogą się udać. Diakonia Wyzwolenia nie zajmuje się terapią, ale może kogoś pokierować we właściwie miejsce – wyjaśnia Henryk Kowalczyk w rozmowie z "Gościem Płockim".
Jak mówi animator, ważne jest, aby to dzieło się rozszerzało, bo w ten sposób buduje się kulturę i atmosferę trzeźwości. – Diakonia KWC ma na celu uaktywnić członków krucjaty, aby włączać w to jak najwięcej osób. Krucjata jest bowiem sposobem na zmianę złych obyczajów alkoholowych. Aby je przełamywać, powinno być jak najwięcej osób należących do KWC, czyli takich, które w sposób dobrowolny ofiarują swoją abstynencję, dając świadectwo, i w sposób nadprzyrodzony pomagają tym, którzy są uzależnieni – zaznacza H. Kowalczyk.
– Myślę, że to, co odróżnia dzieło Krucjaty Wyzwolenia Człowieka od innych akcji trzeźwościowych, to fakt, że te ostatnie może nie do końca uwzględniają aspekt duchowy. Abstynencja to nie jest tylko kwestia biologii, ale chodzi o realną zmianę stylu życia. Trzeba zmieniać obyczaje, mocno obarczone sięganiem po alkohol – dodaje ks. Rafał Winnicki.
Czy Krucjata Wyzwolenia Człowieka może być dziś także odpowiedzią na inne, niebezpieczne uzależnienia? – Deklaracje, które są dostępne i składane, wprost nawiązują do nałogu alkoholizmu, natomiast gdy chodzi o intencję człowieka, z jaką podpisuje tę krucjatę, może sobie ją rozszerzyć. Jeśli mamy kogoś bliskiego uzależnionego np. od internetu, gier komputerowych, od hazardu, to na poziomie tej intencji możne dołączyć te inne zagrożenia i zniewolenia – mówi ksiądz moderator.
– Warto pamiętać, że sam ks. Franciszek Blachnicki płacił za to dzieło trzeźwościowe samym sobą. Słyszałem podczas jednej z konferencji abp. Grzegorza Rysia, że po wojnie władza komunistyczna w pewnym momencie aresztowała ojca Blachnickiego. Okazało się, że kiedy zaczął on swoje dzieło trzeźwościowe, to w tym jednym okresie powojennej Polski, szczególnie na Śląsku, spadło spożycie alkoholu, a tym samym wpływy z jego sprzedaży. W związku z tym, komuniści uznali to za stratę dla skarbu państwa – przypomina ks. Rafał Winnicki.
am