Od serca mówił do nas w Płocku, Ciechanowie, Czerwińsku, Oborach, Pułtusku, Rostkowie i Przasnyszu: "Umiłowane dzieci Boże". Mija 40 lat od śmierci sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego.
Tak mówił o sobie prymas w płockiej katedrze w 1961 r.: "Urodziłem się w małej pogranicznej parafii nad Bugiem (Zuzela - red.), która wtedy należała jeszcze do diecezji płockiej, dziś łomżyńskiej. Pierwszy biskup, którego widziałem swymi chłopięcymi oczyma, to był biskup płocki, podczas wizytacji kanonicznej, gdy wreszcie pozwolono biskupom polskim w latach 1905-1917 odwiedzać swoje parafie. Dziecięcym sercem przeżywałem entuzjazm katolickiego ludu polskiego. Kilka lat później otrzymałem sakrament bierzmowania. Mam więc tytuły, najmilsi, do duchowego pokrewieństwa z wami".
Biskup, który go bierzmował
Gdy miał 12 lat, w parafii Andrzejewo, gdzie jego ojciec pracował jako organista (powiat Ostrów Mazowiecka), młody Stefan przyjął sakrament bierzmowania z rąk bp. Antoniego Juliana Nowowiejskiego. Później w kazaniach do bierzmowanych i w rozmowach z młodzieżą wracał do tamtych przeżyć, m.in. w Działdowie, w 1967 r.: "To spotkanie małego chłopca z dostojnym biskupem wywarło na mnie potężne i niezatarte wrażenie. Ilekroć później zapraszany byłem z różnymi odczytami do Płocka, biskup Nowowiejski - wówczas już arcybiskup - często mi powtarzał: »Bierzmowałem księdza profesora, a tak rzadko do nas przyjeżdża« - jak gdyby słusznie uważał, że powinienem płacić tym, na co mnie stać, za tak wielką łaskę pasowania na rycerza Chrystusa".
Dwukrotnie wspominał, że jego intencją było wstąpienie do płockiego seminarium. Było to w roku 1917, ale z powodu braku miejsc udał się dalej do Włocławka - taki zapis znajdujemy w notatkach historyka ks. prof. Tadeusza Żebrowskiego. Już jako ksiądz i wykładowca odwiedził Płock m.in. w 1937 r. z odczytem na spotkaniu Akcji Katolickiej, a rok później wydał tu drukiem pracę "Stanowisko i zadania duszpasterza wobec współczesnych ruchów społecznych".
Potem przyszła wojna. Do diecezji płockiej wrócił już jako prymas Polski i nasz metropolita. Warto tu wspomnieć, że w składzie delegacji Episkopatu Polski, która przywiozła z Rzymu bullę nominacyjną prymasa Polski dla bp. Wyszyńskiego w 1948 r., był m.in. bp Tadeusz Paweł Zakrzewski, ówczesny biskup płocki. Zaś pierwsza jego wizyta w Płocku miała miejsce w lutym 1949 roku. Wtedy, będąc w drodze do Włocławka, zatrzymał się w seminarium duchownym.
Choć nie bywał często w diecezji, to jednak wiedział, co się w niej dzieje. Gdy w 1953 r. stosunki z komunistycznym rządem stawały się coraz bardziej napięte, prymas nie ustępował. W maju tego roku napisał do Bieruta list w obronie rodzin zakonnych. Wspominał w nim m.in. "bezprzykładny gwałt, dokonany na zakładzie Anioła Stróża SS. Magdalenek w Płocku, połączony z wyrzuceniem przeszło 20 zakonnic z ich klauzury zakonnej i wywiezieniem tychże jak zbrodniarek, bez prawa zabrania rzeczy osobistych, do odległej o 9 km wsi Białej, gdzie w małej chałupinie je stłoczono w warunkach nie do opisania". Pisał to oczywiście o losach sióstr Matki Bożej Miłosierdzia z płockiego Starego Rynku.
Największe wrażenie
Do Płocka przybywał najczęściej. W listopadzie 1961 r. - na pogrzeb bp. Tadeusza Pawła Zakrzewskiego, a ponownie w lutym 1962 r. - aby udzielić sakry biskupiej ks. Janowi Wosińskiemu. Wtedy w wygłoszonym przemówieniu mówi tak: "Są trzy miasta, które zawsze, od chłopięcych lat robiły na mnie największe wrażenie. To Kruszwica, Gniezno i Płock. Jako mały chłopiec nawet ich osobiście nie znałem, ale samo ich wspomnienie robiło na mnie wielkie wrażenie. Dlaczego? Bo wydawało mi się, że z tymi nazwami wiązało się zawsze to, co było sercem i duchem idącej przez wieki Polski. Być może, najmilsi, że jakieś szczególne warunki w moim życiu na to się złożyły. Ale do dziś dnia tak myślę. Chociaż dużo w swym życiu podróżowałem i wiele miast widziałem, dawne wrażenia zostały, w moim sercu".
W listopadzie 1966 r. przewodniczył w katedrze obchodom 1000. rocznicy chrztu Polski, ponownie wrócił do stolicy diecezji dwa lata później - na 50-lecie zgromadzenia sióstr pasjonistek. W 1970 r. uczestniczył w obchodach 25-lecia kapłaństwa bp. Bogdana Sikorskiego, zaś w 1975 r. - 900-lecia diecezji płockiej.
Nawiedzał również inne miejsca w diecezji: Ciechanów, Czerwińsk n. Wisłą, Rostkowo, Pułtusk i Przasnysz. Przysłużył się do odnowienia dawnych przywilejów Kapituły Kolegiackiej Pułtuskiej, dokonał koronacji wizerunków maryjnych w Czerwińsku (1970 r.) i Oborach (1976 r.). Miał również dokonać nałożenia koron na obraz Matki Bożej Przasnyskiej w 1977 r., ale z powodu choroby już tego nie uczynił.
Kazanie na dziś
W listopadzie 1966 r., na obchodach milenijnych w płockiej katedrze, prymas głosi dwa kazania. W perspektywie 1000-lecia wiary chrześcijańskiej w Polsce mówił o owocnym współdziałaniu "chrzczącego Kościoła i chrzczonego narodu". Mówił: "Pochylamy czoło przed hojnością Boga, który w ziemi płockiej taką moc dał ludziom".
Przestrzegał również: "Przede wszystkim szkodliwy jest wszelki indyferentyzm, wszelkie zobojętnienie na człowieka, jego myśli i wysiłki, na sprawy rodziny i narodu, a zwłaszcza zobojętnienie na moce wiary, Ewangelii i krzyża. W następstwach oznacza to deflację moralną i społeczną, bo tworzy naród bez ambicji, bez woli wysiłku i zwycięstwa. Jeżeli raz połkniemy bakcyla zobojętnienia na sprawy Boże i staniemy się religijnie nijacy, bez wyrazu i oblicza, to taka psychika i postawa przerzuci się później na wszelkie sprawy doczesne, społeczne, gospodarcze i publiczne. Staniemy się martwą pozycją bez ducha i życia. Propagowanie więc wszelkiego indyferentyzmu, zwłaszcza religijnego, jest szkodliwe dla narodu.
Szkodliwa jest również wszelka, tak zachwalana dzisiaj laicyzacja, to znaczy zeświecczenie życia osobistego, rodzinnego, społecznego, narodowego i publicznego. Oznacza to rozbicie psychiki ludzkiej, bo jest to próba rozdziału. Wszelki rozdział jest na początku niespołeczny, a później staje się antyspołeczny. Człowiek staje się do tego stopnia martwy i wewnętrznie obojętny, że już nie ma żadnych argumentów i motywów, w imię których można by jeszcze do niego przemówić.
Równie szkodliwa jest dla narodu ochrzczonego wszelka przymusowa ateizacja, przede wszystkim dlatego, że jest odczuwalna jako gwałt sumień, w wolności myślenia i pragnień. Czy będzie to gwałt w systemie wychowawczym w szkole, w służbie wojskowej, w urzędzie, w pracy czy gdziekolwiek, narzucanie oficjalnego, politycznego światopoglądu, wszędzie będzie niebezpieczeństwem dla naszego życia narodowego i państwowego (...)
Wszelka walka z podstawowymi prawami osoby ludzkiej jest szkodliwa nie tylko dla Kościoła, ale dla narodu i państwa.
Oto, najmilsze dzieci, zwięźle wymienione niebezpieczeństwa, które mogą być groźne i niebezpieczne, dla naszego życia osobistego i narodowego, religijnego i publiczno-państwowego, na progu nowego tysiąclecia wiary" - mówił prymas 13 listopada 1966 roku.
Przyjaciele i świadkowie
Wśród płockich księży prymas miał przyjaciół. Był nim z pewnością ks. prał. Stanisław Tenderenda z Ciechanowa. Tak naprawdę byli oni ziomkami, bo pochodzili z bliskich sobie parafii. Ksiądz Tenderenda był trzy lata starszy i ponoć miał uczyć młodego Stefana Wyszyńskiego ministrantury. Gdy później, po latach ten odwiedził ks. Tenderendę na plebanii w Ciechanowie, ich spotkanie było niezwykle ciepłe i przyjacielskie - tak je wspomina ówczesny wikariusz ks. kan. Zygmunt Karp.
- Spotkałem kard. Wyszyńskiego w czasie wakacji w 1953 r., tuż przed jego internowaniem. Mój kolega, ks. Stefan Kośnik, był jego kuzynem. Prymas przyjechał wtedy ze swym ojcem do Kamieńczyka k. Wyszkowa; tam był grób jego dziadków. Prymas miał również udzielić bierzmowania. Byliśmy wtedy, jako klerycy, w asyście, ale zostaliśmy również poproszeni do stołu z prymasem na śniadanie i obiad. Zapamiętałem jego stosunek do nas, młodych przecież kleryków - był bezpośredni, traktował nas bez dystansu. Mieliśmy też pamiątkową fotografię na ganku i obrazek z Matką Boską Częstochowską. Mam go do dziś, ale jeszcze bardziej zapamiętałem jego słowa, gdy nam go dawał: "małym ludziom, aby byli wielkimi". Wiem też od innych, że gdy prymas spotykał się z ludźmi, zawsze mówił do nich krótkie zdania, które dawały wiele do myślenia - wspomina ks. prał. Andrzej Kondracki.
Uroczystości 400. rocznicy śmierci św. Stanisława Kostki w Rostkowie były przyczyną jego wielkiej satysfakcji. To on był autorem ołtarza polowego, przy którym prymas wygłosił kazanie. - Pamiętam, jak w tym kazaniu odwoływał się do symboliki tego ołtarza, aby mówić o świętości Stanisława, która wyrosła z mazowieckiego Rostkowa - dodaje ks. prałat.
- Spotykałem go kilkakrotnie, najpierw w Rzymie, gdy byłem na studiach, a potem w Płocku i Warszawie - wspomina ks. prof. Wojciech Góralski. - Robił wrażenie postaci hierarchicznej, męża Bożego, od którego tchnęło dostojeństwo. On przemawiał jak prorok, tylko on mógł sobie na coś takiego pozwolić. Był niezwykły - podkreśla ks. Góralski, który w latach 70. otrzymał od prymasa nominację na konsultora Trybunału Prymasowskiego super rato, czyli do spraw dyspens od małżeństwa niedopełnionego.
- W czasach mojej kapłańskiej młodości był największym autorytetem. Wszyscy byliśmy złaknieni jego słów, bo mówił mądrze i z mocą. Tam nie było pustych słów. Myśmy je chwytali i staraliśmy się je wszystkie zapamiętać - dodaje ks. Kondracki.