Ukazał się "Skarbiec średniowiecznej modlitwy", który jest zbiorem średniowiecznych modlitw zaczerpniętych z Pontyfikału płockiego I. To cenna lektura zwłaszcza na dni Wielkiego Tygodnia i Wielkanocy.
Ks. prof. Henryk Seweryniak o średniowiecznych modlitwach zaczerpniętych z Pontyfikału płockiego I, którymi można modlić się i dziś.
Ks. Włodzimierz Piętka: Skąd wziął się pomysł wydania tego swoistego modlitewnika sprzed tylu wieków?
Ks. prof. Henryk Seweryniak: Jak wiadomo, pod koniec grudnia ub.r. ukazał się reprint pontyfikału, czyli jego odbitka w kształcie i formie, w jakiej został napisany przez średniowiecznych skrybów, oraz naukowe opracowanie księgi. Teraz chodziło mi o to, żeby każdy zainteresowany mógł zapoznać się z najważniejszymi treściami Pontyfikału i zobaczył, czym jest tak naprawdę. A tak naprawdę nie jest tylko szacownym zabytkiem, cennym zbiorem zapisów tajemniczych obrzędów czy pomnikiem wiedzy o tym, jak, czym i na czym w średniowieczu pisano. Jest zbiorem, właśnie "skarbcem" ówczesnych modlitw, modlitw, które są głębokie, piękne i nadal mogą być odmawiane.
Kto pomagał Księdzu Profesorowi przy powstaniu tej publikacji?
Nie pracowałem sam. Przede wszystkim posłużyłem się pierwszym przekładem księgi, którego dokonał prof. Jerzy Wojtczak-Szyszkowski z UW. W wyborze modlitw wspomagała mnie moja siostra – karmelitanka bosa Maria Lucyna od krzyża. Pięknie o tej współpracy napisał dr hab. Leszek Zygner, jeden z recenzentów "Skarbca…": "Również sam wybór tekstów nie był przypadkowy, lecz stanowił świadomy wybór dokonany przez ks. prof. Henryka Seweryniaka oraz jego rodzoną siostrę, s. Marię Lucynę od Krzyża (Lucynę Seweryniak), z wykształcenia polonistkę, która przed laty jako pracownik naukowy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wybrała powołanie zakonne i w codziennym jego realizowaniu we wspólnocie karmelitańskiej w sposób szczególny doświadcza wielowymiarowości modlitwy chrześcijańskiej, co jest w tym miejscu warte podkreślenia".
Jak się więc modlił człowiek średniowiecza?
Można nawet powiedzieć: jak modlił się "ówczesny Europejczyk". Przecież nasz pontyfikał jest odmianą księgi, która była używana przez biskupów i opatów i w Moguncji, i w Bambergu, i na Monte Cassino, i w Louvain, i w Paryżu. Sprawiając sobie ten kodeks nasi biskupi "podłączali" diecezję mazowiecką do najwyższych lotów kultury łacińskiej Europy. To pierwsza rzecz, która powinna towarzyszyć nam w spotkaniu z Pontyfikałem. Druga jest taka: opierając się na tym kodeksie, można odtworzyć religijność ludzi tamtych czasów albo lepiej – religijność, jaką chciał kształtować w Europie ówczesny rzymski i cesarski Kościół. Owszem, była to religijność zbytnio przeniknięta strachem przed Szatanem, klątwami czy tzw. sądami Bożymi. Ale w naszej księdze nie może nie uderzać głębia i piękno licznych zawartych w nim błogosławieństw, poświęceń i modlitw, charakterystycznych, jak się wydaje, dla religijności romańskiej Europy.
Co może zaskoczyć czytelnika, czego może się nauczyć?
Dla mnie zaskakujące było to, jak bardzo "zmysłowa" była modlitwa tamtych ludzi… "Zmysłowa" w najgłębszym sensie tego słowa. Po prostu, bardzo ważnie miejsce w modlitwie zajmują: wzrok, słuch, węch, dotyk, smak. Na przykład w Niedzielę Palmową biskup wołał do Boga: "Wszechmogący, Wieczny Boże, Kwiecie świata, Zapachu słodyczy i Początku przychodzących na świat". Czy to nie piękne i głębokie wołanie? Albo inne, z Wielkiego Czwartku: "Królu namaszczony, Twórco materii namaszczenia, będący pięknego kształtu, piękniejszy przez namaszczenie, Poświęcicielu samego siebie, Sam wszystkich poświęcający". I jak brzmiało to po łacinie: Rexunctus, autor unguenti, speciosus forma, speciosiorunctione, sacratoripsetuus…