Od XVI wieku do sanktuarium przybywają niestrudzeni czciciele krzyża - doroczny odpust w uroczystość Przemienienia Pańskiego, jest jednym z największych w diecezji.
Pomimo upływu czasu sanktuarium Podwyższenia Krzyża Świętego pozostało miejscem, gdzie w sposób zupełnie naturalny przenikają się wiara i ludowe tradycje. I chociaż niewiele pozostało z dawnych odpustów z gwarem pikników czy karuzelami, to skromne miejsce modlitwy pozostało takie samo. Napotkany na modlitwie o. Tomasz, pasjonista pochodzący z naszej diecezji, uważa, że to skrywana w sercu intuicja wiary przyciąga do takich miejsc i łącząc te dwie rzeczywistości nie pozwala zatracić prawdziwego celu pielgrzymowania. – Kiedyś te lokalne sanktuaria miały bardzo duże znaczenie. Sam pamiętam jak rodzice jeździli albo do Ratowa, albo do Drogiszki. Jest w nas jakaś głęboka intuicja wiary, która działa jak magnes - nie widać jej, a jednak przyciąga. Najpierw przyciąga to, co widoczne dla oka, czyli malownicze usytuowanie, źródełko, drewniany kościółek i legendy ludowe, które się na to nakładają, trochę sentyment i tradycja, bo rodzice od najmłodszych lat zabierali nas na te odpusty. Ale to wszystko otoczka, która prowadzi do istoty, a w jej centrum stoi krzyż – tłumaczy zakonnik pochodzący z parafii w Uniecku.
Od wieków do XVII-wiecznego kościoła przybywają pątnicy, aby za przykładem skromnego młynarza z Niedzborza, któremu objawił się św. Franciszek i polecił ustawić tu krzyż, uczcić Chrystusa w tym właśnie znaku. W tym symbolicznym miejscu bp Mirosław Milewski, który przewodniczył uroczystościom odpustowym, poruszył bolesną kwestię nasilających się w ostatnim czasie aktów bezczeszczenia symboli religijnych, za przykład podając profanację warszawskiej figury Chrystusa dźwigającego krzyż. Właśnie pod krzyżem, na wzgórzu w Drogiszce przypominał, że chrześcijanie nie mogą milczeć w obliczu znieważania symboli dla nich świętych i ważnych. Biskup apelował:
Chrystus z krzyżem z Krakowskiego Przedmieścia przetrwał bardzo wiele, nawet powstanie warszawie, a w tych dniach stał się przykładem agresywnego ataku tych, którzy z haseł "wolność" i "tolerancja" uczynili narzędzie nacisku i manipulacji. Co możemy zrobić? Pielęgnujcie w sobie umiejętność odróżniania dobra od zła, przeciwstawiajcie się, gdy ktoś obraża uczucia religijne, zdecydowanie reagujcie na kłamstwo i próbę konfrontacji. I nie przyzwyczajajcie się do takich barbarzyńskich zachowań, swoistego przesuwania granicy tego, co dozwolone i siania zgorszenia.
Od 1997 roku na największy z odpustów w diecezji pielgrzymują parafianie ze Strzegowa. Tradycja, którą zapoczątkował ks. Józef Błaszczak, proboszcz parafii św. Anny cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem. W tym roku do Drogiszki pielgrzymowała grupa około 70. osób. - Zawsze idzie się z intencją. Mamy sentyment do tego miejsca. Jest coś takiego, że chce się tu być. Czuje się coś wyjątkowego podczas tej Mszy św. i chociaż odpusty wyglądają już inaczej, niż te zapamiętane z dzieciństwa, to modlitwa jest tak samo wartościowa – opowiadały pątniczki ze Strzegowa.
Krucyfiks w skromnym kościółku, jak zwykło się mówić o tutejszym sanktuarium, ma swoich szczególnych czcicieli także w osobach, które dorastały pod jego skrzydłami. - Czujemy się tu jak w domu, tu biegaliśmy. Na ten odpust się zawsze czekało. Modlitwa jest taka sama, tylko czasy się zmieniają. Kiedyś przyjeżdżało się w konie. Furmanki stały wszędzie. Teraz też pełno koni, ale tych mechanicznych. Były karuzele, piknik, gry. Cały dzień był odświętny - wspomina małżeństwo pochodzące z Drogiszki. Wierni przekonują również, że ludzie nie przychodzą tu tylko z sentymentu. Ważna jest sama możliwość uzyskania odpustu zupełnego. - To jest główny cel i trzeba o tym przypominać, żeby łaska się nie marnowała – podkreślał pan Kazimierz z okolic Żurominka.