Mija 6 lat od śmierci ks. Piotra Błońskiego

Młodziutki wikariusz z płockiej katedry nie modlił się o cud, ale też nie prosił o śmierć. Powtarzał, że przez cały czas formacji w seminarium modlił się o to, aby być dobrym narzędziem w ręku Pana Boga. Jego modlitwa została wysłuchana.

Dwie intencje unosiły jego modlitwę: prośba o przyjaźń i o wiarę: takie wnioski rodzą się po lekturze fragmentów dziennika ks. Piotra. Publikujemy je za ks. Krzysztofem Stawickim, który zebrał świadectwa i dokumenty o swoim przyjacielu w pracy magisterskiej.

7 grudnia 2008 r.

Zastanawiam się cały czas nad jedną rzeczą, dlaczego Bóg postawił na mojej drodze osobę, którą bardzo polubiłem i jest jednym z moich najlepszych kumpli, a który jest osobą praktycznie niewierzącą, już w żaden sposób niepraktykującą. Cały czas się modlę za niego i mam nadzieję, że w tej sprawie Bóg mnie wysłucha i da mu łaskę nawrócenia. To jest naprawdę dobry człowiek, tylko źle wychowany, nie został on nauczony swojej wiary, nie miał żadnego przykładu do naśladowania, żadnego autorytetu w domu, który by wiarę i Boga traktował poważnie. I dlatego cały czas proszę Boga o łaskę nawrócenia dla niego. A reszta moich przyjaciół jest wierzących i to nawet bardzo, choć różnie u nich bywa z praktykowaniem swojej wiary, jednak wiem, że są ludźmi wartościowymi i godnymi zaufania. I za nich wszystkich chwała Panu!

27 października 2012 r.
W tym czasie od mojego ostatniego wpisu bardzo wiele się wydarzyło. Choć te stany moje "depresyjne" dość często się powtarzały, to bardzo cieszę się z tego całego czasu. W tym czasie bardzo doceniłem wartość przyjaźni seminaryjnych, a jednocześnie pogłębiłem swoją więź z Bogiem. Dostrzegłem jedną bardzo ważną zasadę, że bez Boga to i w przyjaźni będzie coś nie tak. Aby zbudować dobrą, trwałą przyjaźń, niekiedy do tej przyjaźni trzeba zapraszać Chrystusa i oddać Mu w pełni prowadzenie tych relacji. Jeśli Jego nie będzie w nich, to taka przyjaźń będzie bardzo chwiejna i słaba. Dlatego będę teraz starał się jak najczęściej modlić za przyjaciół, jednocześnie dziękując za nich i proszę o dobre i zdrowe relacje z nimi, ustawione w odpowiedniej hierarchii wartości, aby nigdy nie przysłaniały mi Chrystusa, bo to On zawsze musi być na pierwszym miejscu.

2 stycznia 2013 r.

To dzień, w którym zmieniło się bardzo wiele w moim życiu. Dzień, w którym mój dotychczasowy świat stanął do góry nogami. Godz. 18.30 - spotkanie z s. Józefą (dr. Ewą Szymańską). Siostra oznajmiła mi diagnozę: "W żołądku jest niskozróżnicowany rak żołądka, konieczna jest operacja i usunięcie żołądka". Ból, smutek, łzy, ciężkie doświadczenie. Muszę jednak przyznać, że w żaden sposób nie miałem żalu do Boga za to doświadczenie. Wiem, że to nie On je zesłał, wiem, że On tylko pozwolił na to, aby ta choroba mnie spotkała. A pozwolił jej we mnie zamieszkać, aby wyprowadzić z niej wielkie owoce w moim życiu. Wiem, że Bóg przez to doświadczenie chce mnie przemienić, przygotować do dzieł, które dla mnie wyznaczył. Bo On zawsze prowadzi nas takimi drogami, aby nas jak najlepiej przygotować do powołania, jakim nas obdarza. Mimo bólu jaki odczuwało się w sercu na wieść o chorobie, to mimo wszystko miałem zaufanie do Boga, zwyczajnie wierzyłem, że będzie dobrze. Dość mocnymi słowami utwierdzającymi mnie w tym przekonaniu były słowa s. Józefy. Powiedziała mi ona wtedy dwa zdania, które mocno zapadły w serce: "Bóg Cię musi bardzo kochać", oraz "Bóg ma w stosunku do Ciebie wielkie plany".

Po tej wieści wróciłem do swojego pokoju, zawołałem moich najbliższych przyjaciół, aby im o tym powiedzieć. I tylko o jedno się bałem, czy przez moją chorobę nie otrzymam święceń. (...)

Do momentu operacji, tj. do piątku cały czas towarzyszył mi lęk i strach. Po operacji, gdy obudziłem się na sali pooperacyjnej, jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiłem była modlitwa do Bożego Miłosierdzia. Tuż przed operacją i zaraz po niej, było dla mnie dość istotne, że tyle osób modli się za mnie; była to rzesza ludzi. W seminarium zorganizowano nawet całonocną adorację w mojej intencji. Wiem, że właśnie ta modlitwa trzymała mnie na duchu i nie pozwalała w żadnym momencie się załamać. Dni po operacji były trudne, trudności w poruszaniu się, ból, bezradność, częste poczucie samotności. Choć odwiedzało mnie dużo osób, to mimo wszystko ciężkim przeżyciem jest fakt, że i tak musisz w pewnym momencie zostać sam i wtedy zmierzyć się z bólem i cierpieniem.

20 kwietnia 2013 r.

Dziś byłem u spowiedzi, z której jestem bardzo zadowolony i bardzo się cieszę, że wyzbyłem się swoich grzechów i mogę na nowo zacząć swoje życie. Jednocześnie ojciec duchowny przypomniał mi o jednej, bardzo ważnej sprawie, abym wszystkie swoje przeżycia duchowe od czasu choroby spisywał i zostawił ślad swojej wiary w dzienniczku.

------------------------------------------

Ks. Piotr Błoński zmarł 30 czerwca 2014 r., w wieku 25 lat. Jego grób znajduje się na cmentarzu parafialnym w Skępem.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

oprac. wp