- Nigdy nie zapomnę wielkiej gościnności księży i żywej wiary ludzi, których u was spotkałem - mówi paulin o. Stanisław Jarosz, wspominając peregrynację obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w diecezji płockiej.
Jednym z dwóch kustoszy obrazu nawiedzenia był paulin o. Stanisław Jarosz, który dziś jest proboszczem i kustoszem sanktuarium Matki Bożej Zwycięskiej w Brdowie (diecezja włocławska). Jego wspomnienie staje się teraz wzruszającym świadectwem, którym chętnie się dzieli.
ks. Włodzimierz Piętka: Jak po pięciu latach Ojciec wspomina pielgrzymowanie z Maryją po diecezji płockiej?
o. Stanisław Jarosz: To był dla mnie powrót do doświadczeń z lat 90., gdy opiekowałem się obrazem Matki Bożej w czasie nawiedzenia w diecezji gliwickiej. Potem zostałem proboszczem w Toruniu, a stamtąd ponownie generał zakonu powołał mnie do bycia kustoszem obrazu Matki Najświętszej. Powiedziałem wtedy znajomej katechetce z Torunia, że będę "kierowcą Matki Bożej", a ona na to, że bardziej niż kierowcą mam być po prostu do Jej dyspozycji. Miała rację! Ta posługa oznaczała, że przez ten cały czas prowadziłem trochę "cygańskie życie", przemieszczając się każdego dnia do innej parafii, ale nigdy nie zapomnę wielkiej gościnności księży i żywej wiary ludzi, których spotkałem w waszej diecezji.
Tamto wydarzenie minęło, szybko się skończyły 24 godziny spędzone w parafiach przy ikonie nawiedzenia, ale powinno zostać doświadczenie wiary...?
Mi osobiście pomagało, że byłem blisko Maryi, że w godzinie apelu śpiewałem: "Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam". Starałem się być naprawdę do dyspozycji Maryi, do dyspozycji księży i ludzi, do których ona przybywała. To otwierało szerszą perspektywę mojej posługi, bo byłem uprzywilejowanym świadkiem tego, że to nie obraz jeździł, ale Ona! Obraz zaś był narzędziem. Dlatego starałem się być dyskretny i chowałem się, aby ona była lepiej widoczna. To przecież Ona działała i wciąż działa!
Już ojciec wspomniał, że wcześniej posługiwał przy obrazie w diecezji gliwickiej. Jak na tle innych regionów Polski wyglądało płockie nawiedzenie?
Po zakończeniu peregrynacji w waszej diecezji posługiwałem przy obrazie w diecezjach łowickiej i warszawsko-praskiej. Ale czas spędzony u was był szczególny i niezapomniany. Posługiwanie w waszej diecezji było dla mnie najpiękniejsze. To było najlepiej przygotowane nawiedzenie. Nie chcę źle mówić o innych, bo tu działa przede wszystkim Duch Święty w sercach ludzi, ale u was widziałem tyle radości wiary i autentycznego zapału waszych księży. A peregrynacja tam się udaje, gdy jest wiara i otwarcie na łaskę w sercu pasterzy. To było dla mnie doświadczenie porywające i pełne pasji. To było widać w waszej diecezji, w dekoracji tras, w przeżywaniu czasu nawiedzenia jak największego święta. Tak się stało, bo każda parafia przygotowała się przez rekolekcje i spowiedź. Wiele dobra wcześniej zasiano i przeorano serca. Ja to widziałem. I nie zapomnę tego zaskoczenia i wzruszenia księży, gdy widzieli, ilu ich parafian dniem i nocą przychodziło do Maryi.
Dla mnie osobiście peregrynacja u was była czasem niezapomnianym także z innego powodu: wtedy zmarła moja mama. I wówczas zrozumiałem, że została mi tylko Maryja. Przy niej łatwiej jest mi zrozumieć cierpienie, samotność, ból. Przy niej łatwiej szuka się odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Nigdy nie pracowałem w waszej diecezji, ale to chodzenie za Maryją wraz z wami było dla mnie czymś cudownym.
W jaki sposób przeżyta pięć lat temu peregrynacja może dziś nam pomóc w wychodzeniu z epidemii i w powrocie do wspólnot parafialnych?
Módlmy się nie tyle o oddalenie pandemii, co o nawrócenie. Przez koronawirusa dokonało się największe odkrycie XXI w. - że człowiek nie jest Bogiem. Nie ma zmartwychwstania bez krzyża, nie ma zesłania Ducha Świętego bez nawrócenia. Maryja woła: "Wróćcie do Mnie, a ja zaprowadzę was do Chrystusa!". Ona poraniona przychodzi do nas i mówi, że jest naszą Matką. Ona wciąż mówi: "Zróbcie wszystko, co Jezus powie". Wracajmy do Niej!