- Czy więcej w tym czasie jest w nas duchowych nadziei czy obaw? Odpowiedź chrześcijańska może być tylko jedna: nadziei - mówi znany teolog w wywiadzie dla "Gościa Płockiego".
ks. Włodzimierz Piętka: Wraz z bp. Piotrem Liberą ogłosiliśmy w „Gościu Płockim” konkurs na zdjęcie i historię związaną z krzyżami morowymi na terenie naszej diecezji. Zna Ksiądz Profesor takie miejsca i historie ze swoich rodzinnych stron?
ks. Henryk Seweryniak: To dobra inicjatywa. Takie krzyże i figury przypominają nam, że „to” już było, i to nieraz. I że ludzka kruchość, objawiająca się między innymi w epidemiach, szuka wsparcia w Boskiej czułości. Mówiąc to, mam przed oczyma gostynińską figurkę Matki Bożej, swojską i serdeczną, ustawioną podczas zarazy z końca XIX w. na drodze wiodącej na Ziejkę i Krzywie. Ja jestem dumny z Polski, która radzi sobie z tym bolesnym doświadczeniem przez szybkie decyzje rządzących i kompetentną służbę zdrowia, odpowiedzialność zdecydowanej większości mieszkańców naszego kraju i modlitwę w domach, przy figurkach i krzyżach. Bo na tym polega chrześcijaństwo: modlić się tak, jakby wszystko zależało od Pana Boga, a działać tak, jakby wszystko zależało od nas. Może jeszcze lepiej wyraża to polskie przysłowie: „Strzeżonego Pan Bóg strzeże”. Wierzymy, że w ostatecznej logice losu spotykają się ludzkie kompetencje, poświęcenie i praca z modlitwą, choćby z 40 dniami i nocami nieustannej adoracji studentów płockiego seminarium.
„Teologia przy rosole” – taki jest tytuł jednej z ostatnich książek Księdza Profesora. Jeszcze niedawno rozmawiano z księdzem o tym. Teraz wiele się zmieniło... Jak rozmawiać o teologii w czasie epidemii? Jakie nowe, a może zapomniane tematy warto poruszyć?
„Teologia przy rosole” to książka o życiu Ewangelią na co dzień (stąd ten rosół), zbiór rozmów prowadzonych co tydzień przez minione dwa lata na łamach jednego z czasopism katolickich. Ale te rozmowy nadal trwają. I taka jest moja odpowiedź: robić dalej, co się da, nawet lepiej. Rozmawiamy o cnotach, czyli o utwierdzaniu siebie i innych w czynieniu dobra. A ponieważ rozmowy rozpoczęliśmy w Wielkim Poście, nazwaliśmy je cnotami paschalnymi. Chodzi o: czułość, nieobojętność, niekonwencjonalność, pielęgnowanie ogrodu (tak, tak – to też cnota, choćby ćwiczona na balkonie), wiarygodność, wielkoduszność. Czy to niedobre przemyślenia dla teologii w czasie epidemii?
Zapytam Księdza jako teologa i apologetę: jak się obroni wiara w tym czasie? Przy ograniczonym dostępie do kościołów, bez obchodów 100. rocznicy urodzin św. Jana Pawła II i beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego, bez wielkich celebracji, procesji i pielgrzymek? Czy więcej w tym czasie jest duchowych nadziei czy obaw?
Obawy są i od nich na pewnym przykładzie zacznę. Duże wrażenie zrobił na mnie ostatnio list otwarty pewnego francuskiego księdza. We Francji 17 marca zostały kompletnie zamknięte wszystkie kościoły, świątynie. 21 kwietnia prezydent Macron zgromadził na wideokonferencji „oficjalnych przedstawicieli kultu”: katolików, protestantów, prawosławnych, żydów, muzułmanów, buddystów oraz... osoby reprezentujące loże masońskie. Oświadczył tam, że od 11 maja w szkołach, przedsiębiorstwach, urzędach, handlu i transporcie publicznym zostanie zniesiona część restrykcji związanych z epidemią koronawirusa. Należy jednak „pozostać roztropnym”, jeśli chodzi o miejsca kultu, które powinny zostać zamknięte.
Wspomniany ksiądz wysłał swój list do ministra spraw wewnętrznych Francji Christophe’a Castanera. I napisał: „Jestem księdzem od 35 lat i należę we Francji wraz z wieloma moimi współbraćmi do gatunku na wymarciu. Niczego się od Pana, Panie Ministrze, nie domagam i o nic Pana nie proszę. Nie błagam o łagodność czy o wyrozumiałość wobec katolików. Piszę ten list z poczucia obowiązku. Obowiązku wiążącego i niezwykle ważnego. Obowiązku oddania tego, co należy do Boga – Bogu, a co należy do Cezara – Cezarowi. Obowiązku wyznania wobec Pana, że uczestnictwo we Mszy stanowi o godności osoby ochrzczonej. Że Eucharystia jest źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego. Że nie jest ona na pierwszym miejscu »zgromadzeniem osób«, ale spotkaniem z kimś. Tym Kimś jest sam Bóg. Oto od 11 maja będzie można iść do szkoły, korzystać z transportu publicznego, biegać w lesie, spotykać sąsiadów, ale nie wolno będzie uczestniczyć w Eucharystii. Jak nie protestować wobec takiego niezrozumienia potrzeb duchowych? Wobec zaliczania ich do nieistotnych potrzeb człowieka? Dla republiki francuskiej drogie są: wolność, równość, braterstwo. Jaka to jednak wolność, gdy policja z bronią w ręku wkracza do kościoła, żeby przeszkodzić w sprawowaniu Mszy św. księdzu, zachowującemu wszelkie przepisy sanitarne? Trudno sobie wyobrazić podobną scenę, rozgrywającą się w meczecie. Trudno to też zrozumieć w sytuacji, gdy prefekt jednej z prowincji zezwala na wspólne świętowanie ramadanu muzułmańskim sąsiadom. Jest sprawą najbardziej elementarnej sprawiedliwości, by życie religijne odnalazło swój zwyczajny rytm z tych samych powodów, co życie społeczne i ekonomiczne”. Tyle tamten francuski ksiądz.
I o czym on nam przypomina? Co uświadamia?
Żyjemy i pewnie jeszcze dość długo będziemy żyli w dramatycznej, nadzwyczajnej sytuacji, co dotyczy oczywiście także życia religijnego. Dla wielu osób minione tygodnie stały się sposobnością, żeby spojrzeć głębiej na swoją wiarę, wsłuchać się w słowa mądrych telewizyjnych rekolekcjonistów, przeżyć osobistą odpowiedzialność za liturgię domową, nauczyć się błogosławić dzieci, chleb, pracę i inne dary Boże, powrócić do modlitwy w domowym zaciszu, odkryć obecność Chrystusa w służbie lekarzy, pielęgniarek, opiekunek społecznych, zagrożonych zarażeniem.
Więcej w najnowszym wydaniu "Gościa Płockiego" na niedzielę 17 maja.