Po raz pierwszy po ponad 70 latach w katedrze w rocznicę wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Gusen, gdzie ginęli także płocczanie, została odprawiona Msza św. za zmarłych więźniów i tych, którzy przeżyli.
Wczorajsza liturgia w katedrze i modlitwa w odnowionej kaplicy Sierpskich była powrotem do zobowiązania, jakie w 1947 r. podjęli płocczanie, by każdego 5 maja, czyli w rocznicę wyzwolenia KL Gusen, odprawiać w tym miejscu nabożeństwo za więźniów, którzy zginęli, i tych, którym było dane przeżyć.
Jak przypomniał ks. Stefan Cegłowski, proboszcz parafii katedralnej, taka idea pojawiła się, gdy w trakcie prac konserwatorskich w kaplicy Sierpskich odkryto wmurowaną 5 października 1947 r. urnę z prochami płocczan pomordowanych w obozach koncentracyjnych w Gusen (przywiezionych przez druha Wacława Milkego, założyciela HZPiT "Dzieci Płocka"), a także prochy więźniów Dachau, Auschwitz oraz Pomiechówka. Dziś znajdują się w trumience wyeksponowanej w niszy kaplicy, z wiszącą nad nią oryginalną pamiątkową tablicą.
- Więźniowie Gusen, którzy przeżyli też inne obozy koncentracyjne, na przykład Auschwitz, mówili, że wróciliby na kolanach do Oświęcimia, tam tak było "dobrze", w porównaniu do kamieniołomów, w których pracowali w Mauthausen Gusen - przypomniał podczas Mszy św. ks. S. Cegłowski. Wspomniał też słowa ks. Lecha Grabowskiego, więźnia obozu koncentracyjnego w Dachau, który mówił, że nie były to miejsca, gdzie mogłoby kwitnąć życie religijne.
- Jeśli jednak człowiek ma kontakt z Panem Bogiem, być może uda się, czy przez Różaniec, jak to było w Gusen, czy przez Nowennę do św. Józefa, jak w Dachau, "dotrzeć" do Pana Boga, a w gruncie rzeczy zachować swoje człowieczeństwo - zauważył proboszcz płockiej katedry.
Świadectwem tego, że wiara podtrzymywała i ratowała godność więźniów oraz poczucie sensu w tych strasznych czasach, były wyjątkowe pamiątki - znaki, które towarzyszyły wczorajszej modlitwie. Mówili o nich Tadeusz Milke, wnuk druha Wacława, oraz dyrektor zespołu Dzieci Płocka. Był tam różaniec więźniów wyglądający jak kostka do gry i różaniec księdza, który zginął w Gusen, gdy odmówił porwania i zjedzenia go. Trzecim znakiem był krzyż z kostnicy KL Gusen.
- System hitlerowski przewidywał możliwość pogrzebu dla ofiary, która zginęła w obozie. Codziennie ginęło tam kilka tysiące ludzi. Zabierano ciało do kostnicy i rodzina mogła przyjechać, i przez mały wizjer spojrzeć na ciało. Przy okazji komendant obozu zapewniał, że to najlepszy pracownik, że sprowadzono najlepszych lekarzy, żeby pomóc temu człowiekowi - opisywał perfidię działania hitlerowców T. Milke.
Kierownik Dzieci Płocka podkreślił jednocześnie, że historia tego zespołu ma w pewien sposób początki właśnie tam, w tym obozie. - Tam dziadek poznał wartość kultury, wartość tego niematerialnego dziedzictwa, modlitwy i wiary - mówił od Druhu Wacławie.
am