Wybitną postać ks. Lecha Grabowskiego, wieloletniego dyrektora Muzeum Diecezjalnego, który do końca życia skrywał bolesne, obozowe wspomnienia, przypomniano w płockim cyklu spotkań "Ludzie Dialogu".
Wiele już mówi o nim sama tabliczka, którą umieścił w budynku "starego" muzeum, z wymownym napisem: "Dokładne i ciche zamykanie drzwi wcale nie jest trudne dla dzielnego człowieka".
W tym budynku znajdowało się jego mieszkanie, w którym zgromadził m.in. dużą kolekcję obrazów, elegancko urządził i stworzył klimat, który onieśmielał przychodzących na kolokwium alumnów WSD. Ale ks. Grabowski potrafił pocieszyć zestresowanego studenta, zapewniając go, że "czuje w nim wielki potencjał możliwości". Mało kto wiedział, a właściwie prawie nikt, że miał bolesną tajemnicę - w czasie wojny przeżył 3 obozy koncentracyjne i poddawany był pseudo eksperymentom medycznym.
To wybrane, charakterystyczne elementy wielowymiarowego portretu ks. Lecha Grabowskiego, jego życia i dzieła, który próbowano odtworzyć osobistymi wspomnieniami, podczas październikowego spotkania z cyklu "Ludzie Dialogu", organizowanego w Towarzystwie Naukowym Płockim. Czy rzeczywiście ks. Grabowski był "człowiekiem dialogu", biorąc pod uwagę fakt, że szczególnie pod koniec życia, powoli się wycofywał i zamykał się w sobie?
- Myślę, że jeśli można mówić o nim, jako o człowieku dialogu, to choćby przez to, że nigdy źle nie mówił o Niemcach. On całkowicie świadomie pomijał ten jeden z przełomowych wątków swojego życia - pobyt w obozach. Sam się do tego w ogóle nie odnosił. Gdybyśmy nie dowiedzieli się z innych źródeł, myślelibyśmy, że był po prostu jednym z wielu profesorów, który żył w swojej epoce, napisał trochę książek, miał grupę studentów - zauważył ks. dr Tadeusz Kozłowski, oficjał sądu biskupiego w Płocku, który miał to szczęście być jednym ze studentów ks. Grabowskiego, jako alumn Wyższego Seminarium Duchownego w Płocku.
Ks. Lech Grabowski był więziony w Dachau, Gusen i Mauthausen. W tym czasie poddany był pseudonaukowym badaniom w stacji malarycznej przez prof. Klausa Schellinga (Niemcy z upodobaniem testowali na polskich księżach działanie różnych leków na śmiertelne choroby). W 1943 r., po wszczepieniu malarii cierpiał ogromnie przez wiele miesięcy, "leczony" nie chininą, ale lekiem na choroby weneryczne.
"Zdziwiłem się, że po tym piekle obozów był uosobieniem ogromnej pogody ducha, ciepła i życzliwości. Wykłady zaczynał zawsze ciepłym słowem. Wyczuwało się, że chociaż jesteśmy bardzo młodzi, to bardzo nas szanuje. Przeplatał swoje wykłady anegdotami, ale o wojennych przeżyciach nie mówił nic" - to już słowa, odczytane w czasie spotkania w TNP przez ks. prof. Ireneusza Mroczkowskiego, ze wspomnienia Włodzimierza Szafrańskiego, radcy prawnego, który w młodości spędził pewien czas w Wyższym Seminarium Duchownym.
Podczas spotkania przeplatały się sprawy bardzo ważne i poważne, czy wręcz dramatyczne z wątkami humorystycznymi. Świadkowie opowiadali, jak swą elegancją, kulturą ks. Grabowski wręcz onieśmielał studentów, i jak wybitnym był wykładowcą historii sztuki, skoro jego opowieści o zabytkach okazywały się bardziej atrakcyjne niż same, widziane na żywo obiekty. Ale powracał też zabawny wątek wyjazdów współpracowników z ks. Profesorem, który choć uwielbiał swój samochód, był kiepskim kierowcą. - To było przeżycie niezwykłe. Miał kłopoty ze słuchem i w czasie rozmów cały czas się do nas odwracał. Z duszą na ramieniu minęliśmy niepostrzeżenie Staroźreby, dokąd jechaliśmy i znaleźliśmy się w Żukowie…- wspominał Stanisław Płuciennik, historyk sztuki, malarz i autor wielu albumów, który kiedyś współpracował z ks. L. Grabowskim.
Jedno ze wspomnień przytoczonych z kolei przez ks. Stefana Cegłowskiego, proboszcza parafii katedralnej, historyka sztuki i ucznia ks. Grabowskiego, dotyczyło pewnego epizodu, który można określić mianem konfliktu. - Opowiem to, by pokazać ten wymiar dialogu. Co roku na św. Annę jeździłem do swojej parafii na odpust do Skrwilna. Ale wtedy, w wakacje przygotowywaliśmy w Muzeum Diecezjalnym wystawę o abp. Nowowiejskim. Trudo było w zasadzie cokolwiek w tym czasie załatwić i powiedziałem ks. Grabowskiemu, że chciałbym jechać na odpust. Odpowiedział: "Nie, mamy wystawę". I nie pojechałem. Następnego dnia przyszedłem do pracy i postanowiłem, że poczekam na jakieś zadanie. Minął dzień. I wtedy we wspólnym kalendarzu muzealnym, znalazłem zapisek ks. Lecha: "zmiana w zachowaniu ks. Stefana"… Gdy to przeczytałem mówię, że czas porozmawiać. Wyraziłem swoje zdanie, że jest mi przykro i ks. Grabowski zaczął mnie przepraszać. Powiedział, żebym wziął samochód, gdzieś wyjechał na cały dzień. Dzięki temu byłem na ślubach u sióstr zmartwychwstanek w Częstochowie - opowiadał ks. Stefan Cegłowski.
Ze wzruszeniem wspominała ks. Lecha Grabowskiego Ewa Jaszczak, wieloletni kierownik płockiej Delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Warszawie. - Ks. Grabowski przygarnął moją mamę do pracy na ekspozycji. Była też przewodnikiem. Znał on realia naszej rodziny i bywał częstym gościem w naszym domu. Był na uroczystym obiedzie, gdy miałam I Komunię św. w kościele farnym. Ja patrzyłam wtedy na ks. profesora - a miał takie piękne, złote okulary. Pomyślałam sobie, że jak zdobędę pierwsze pieniądze, kupię sobie takie okulary. Ksiądz był zawsze bardzo wytworny. Opowiadał o Francji, uczył nas tego, co jest na ekspozycji, ale nigdy nie wspominał tamtych obozowych czasów - opowiadała Ewa Jaszczak.
Jednym z charakterystycznych rysów ks. Grabowskiego, który zmarł 26 lat temu, była pamięć i wdzięczność. Do końca życia modlił się i poświęcał każdy piątek za osoby, które wspierały go w obozie, przysyłając paczki. Ks. Lech Grabowski wszystko pozostawił w swoim testamencie nie krewnym, lecz Kościołowi, bo jemu, jak napisał, wszystko zawdzięcza.
- Ks. Lech Grabowski pobierał też powojenne odszkodowanie od Niemców, za eksperymenty, które na nim przeprowadzano. Dzięki temu wspomagał księży, którzy budowali kościoły - przypomniał ks. Stefan Cegłowski. Skrupulatnie zapisywał budżet muzeum, gdy był deficyt, sam go uzupełniał.
- Miał wielką kulturę duchową. Patrząc na życie, dzieło, elegancję, wytworność, wiem, że w tej osobie połączyło się wiele takich ludzkich, pięknych cech - podsumował ten wieczór wspomnień ks. prof. Ireneusz Mroczkowski, który jest inicjatorem i prowadzącym cyklu "Ludzie Dialogu".
am