W Lelicach powstała tablica pamiątkowa, która ma przywracać dobre imię żołnierzom wyklętym.
- To dzięki IPN, dzięki muzeum żołnierzy wyklętych, dzięki stowarzyszeniu historycznemu zobaczyłam zdjęcie mojego wujka, młodego człowieka w wieku mojego syna, z ogromnym podobieństwem rodzinnym. Dowiedziałam się, że był wrażliwy, że kochał dzieci, że w momencie aresztowania miał broń, mógł się bronić, ale nie zrobił tego, bo w tym mieszkaniu, gdzie się ukrywał, były małe dzieci. Nie naraził ich, poddał się. Dowiedziałam się również, że miał narzeczoną. Na pewno chciał żyć, marzył o spokojnym, szczęśliwym życiu. Jednak złożył przysięgę Bogu i ojczyźnie, i był jej wierny do końca - mówiła ze wzruszeniem Małgorzata Kowalczyk, siostrzenica ppor. Józefa Boguszewskiego, jednego z żołnierzy wyklętych, którym dedykowana jest tablica, odsłonięta i poświęcona wczoraj przy kaplicy w Lelicach.
Nie ma wprawdzie na niej wyszczególnionych nazwisk, ale postaci żołnierzy powojennego podziemia antykomunistycznego związanych z tym terenem zostały przywołane kilkakrotnie w czasie uroczystości.
- Józef Boguszewski, syn tej ziemi, stąd poszedł na wojnę w 1939 r.; stąd trafił najpierw do sowieckiej niewoli, z której uciekł, i wrócił tu. Jako żołnierz walczył z niemieckim okupantem. Gdy rozpoczęło się wprowadzanie tzw. władzy ludowej, on stanął na tych terenach do walki o wolną Polskę. Zapłacił bardzo wysoką cenę, cenę życia, a zdrajca, który go wydał, dostał 30 tys. złotych i do końca życia chodził w aureoli bohatera… - przypomniał Jacek Pawłowicz, dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL.
Ppor. Boguszewski, został zamordowany w przededniu swoich urodzin, 1 grudnia 1951 r. w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie. Tam, 18 stycznia tegoż toku, został zamordowany także ppor. Stefan Majewski, ps. Ekscelencja, przed wojną kleryk łomżyńskiego seminarium.
- W czasie wojny przez pewien czas był delegatem Rządu na kraj na teren powiatu sierpeckiego. Po wkroczeniu sowietów był żołnierzem NSZ, szefem propagandy. Jako fotograf robił zdjęcia swoim kolegom, dzięki temu wiemy dziś, jak oni wyglądali. Aresztowany, przeszedł w więzieniu niezwykle, podkreślam, niezwykle okrutne śledztwo. Wyrywanie paznokci było najdelikatniejszą torturą. Skazany na karę śmierci, został zamordowany razem z członkami sztabu 11 Grupy Operacyjnej NSZ - wyjaśniał J. Pawłowicz.
Wspomniał też o trzecim z bohaterów, o których myśleli inicjatorzy tej tablicy, o Adamie Wojciechowskim, żołnierzu AK, który po wojnie wycofał się jednak z czynnej działalności zbrojnej. - Był inżynierem, budował drogi m.in. na tym terenie. Dbał o rodzinę. Został aresztowany przez bandytów UB i zagryziony przez psy na dziedzińcu siedziby UB w Płocku. Nie strzelili do niego, po prostu poszczuli go psami - padły mocne słowa Jacka Pawłowicza.
Dyrektor stołecznego muzeum akcentował też, że żołnierze wyklęci byli "członkami najpiękniejsze polskiej armii - Armii Krajowej". To szczególnie w ich intencji, ale także w intencji wszystkich żołnierzy wyklętych został odprawiona Msza św., której przewodniczył ks. Franciszek Kuć, proboszcz parafii w Bonisławiu. Kazanie wygłosił ks. Grzegorz Mierzejewski, proboszcz parafii w Skołatowie.
- Czasem zadajemy sobie pytania, czy było warto? Te same pytania pojawiają się zawsze wtedy, gdy rozmawiamy o innych naszych powstaniach. Musimy na to spojrzeć z perspektywy wiary. Pierwsi chrześcijanie również byli prześladowani, chwytano ich, więziono, kazano im rzucić garść kadzidła na ołtarzu pogańskich bóstw. Mogli rzucić i żyć dalej, ale oni tego nie robili. Woleli przelać krew. Ich krew stała się nasieniem chrześcijaństwa. Kościół wtedy właśnie zaczął się tak bardzo rozrastać. Czy było warto? Przecież Józef Piłsudski był synem powstańca styczniowego, major Hubal był wnukiem powstańca styczniowego. Ta sztafeta pokoleń, sztafeta krwi ma sens. To, że dzisiaj żyjemy w wolnym kraju, mówimy po polsku, to jest zasługa tej sztafety pokoleń, sztafety bohaterów - mówił w czasie Mszy św. ks. G. Mierzejewski.
- Byli to ludzie, którzy pozostali wierni dewizie "Bóg honor i ojczyzna" a jednocześnie podstawowym zasadom moralnym - podkreślił Paweł Felczak, prezes Stowarzyszenia Historycznego im. 11 GO NSZ. Przypomniał, że dla wielu z nich droga żołnierska rozpoczęła się już we wrześniu 1939 r. - Po wyparciu Niemców przez Armię Czerwoną wystąpili przeciwko nowej, sowieckiej okupacji. Ich postawa i walka miały zostać wymazane z kart historii, ich szczątki miały zostać zadeptane, ukryte gdzieś pod cmentarnymi alejkami albo na śmietnikach. Ich grobów miało nie być, a przyszłe pokolenia miały się o nich nie dowiedzieć. Pamięć o nich została zakłamana i przeinaczona. Ich rodziny zostały upodlone, zabrano ich majątki, zostały zdegradowane i często uniemożliwiono im awans społeczny. Na szczęście od kilku lat działa zespół prof. Krzysztofa Szwagrzyka, który z grupami ochotników odnajduje szczątki naszych bohaterów, aby można było im po latach zorganizować godny, chrześcijański pochówek - mówił prezes stowarzyszenia, które zainicjowało powstanie tablicy.
W czasie uroczystości zabrał głos także gospodarz miejsca, Dariusz Kalkowski, wójt gminy Gozdowo, który powiedział, że gdy ginął żołnierz wyklęty, rozpoczynał się drugi akt dramatu takiej rodziny - osierocenie i piętno "dziecka bandyty". - Trzeba uświadomić sobie, że oddajemy hołd żołnierzom, którym komunistyczna władza odmówiła prawa do życia i godnego pochówku. Bogu dziękować, że przyszedł czas po wielu latach karmienia kłamstwami, że żołnierzom wyklętym zwracana jest cześć, należny hołd, cywilizowany pochówek i pamięć - mówił wójt Gozdowa.
W czasie uroczystości tablicę memoratywną odsłonili: Małgorzata Kowalczyk, wójt Dariusz Kalkowski i Zygmunt Jaszczak, reprezentujący SH im. 11 GO NSZ, a poświęcił ją ks. Franciszek Kuć, proboszcz parafii w Bonisławiu. Wartę honorową przy pomniku pełnili uczniowie szkół mundurowych CN-B "Feniks". Po Mszy św. odbył się piknik historyczny.
am