Esbecy wmawiali im, że są złymi matkami. Dziś wiele z nich żyje bardzo skromnie, bez zaszczytów. Nie czują się bohaterkami. Chciały po prostu zachować się przyzwoicie.
tekst i zdjęcia Agnieszka Małecka agnieszka.malecka@gosc.pl Eliza Jadczak pokazuje zdjęcia wnuczki. – Podobna do babci? Nie, ładniejsza – mówi z przekornym uśmiechem. Na fotografii z córką Moniką Liesenfeld widać podobieństwo jeszcze wyraźniej. Te same duże oczy, uśmiech. Matka i córka siedzą na obrzeżu bijącej z tyłu fontanny w Płocku. Lekko przytulone do siebie patrzą w obiektyw. Jest rok 2017. 35 lat wcześniej pani Eliza została aresztowana po raz pierwszy. Stan wojenny w całej pełni. Kończyła się majowa noc, gdy esbecy załomotali do drzwi. Zrobili rewizję; znaleźli nieużywaną maszynę do pisania, przysłaną od przyjaciół Solidarności z Francji. Trzy i pół miesiąca aresztu. Nastoletnia Monika, którą wychowywała sama, na krótko trafiła do domu dziecka, potem do jej przyjaciół. Kolejne aresztowanie w 1984 r.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Małecka