Zachowali się, jak trzeba

Czerwińsk też ma swoich Sprawiedliwych - ich historie przypomniano podczas spotkania w płockim muzeum.

- Moje wspomnienia z Polski to wojna - powiedziała po wielu latach mieszkająca we Francji Maria (Miriam) Glickman w wywiadzie dla Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie. Ale to także wspomnienia o miłości, jaką polska rodzina w Czerwińsku otoczyła ją, wówczas 5-letnie żydowskie dziecko, uratowane z Holocaustu. Pamiątką tej historii jest niecodzienne votum dla czerwińskiego sanktuarium, przekazane przed laty przez Henryka Gortata - przyznany mu Medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” Instytutu Yad Vashem. Z tym medalem przyjechał do Płocka na spotkanie w Muzeum Żydów Mazowieckich jeden z synów Henryka, Ryszard Gortat.

Było to piąte spotkanie z cyklu "Choćby jedno życie, choćby kromka chleba", przypominające niezwykłe historie Polaków ratujących Żydów w czasie okupacji. Jego inicjatorem jest Leonard Sobieraj, dyrektor Muzeum Mazowieckiego. - Realizacja tego projektu jest trudna z tego względu, że znaczna część Sprawiedliwych odeszła od nas. Zostały tylko strzępy materiałów archiwalnych i okruchy ludzkiej pamięci. Te okruchy pomagają nam opowiadać historię, że Polak w czasie II wojny światowej to niekoniecznie antysemita. To człowiek, który swojego sąsiada Żyda, traktuje jak rodzinę. Taka historia to też historia Czerwińska i Marii Glickman - mówiła w czasie spotkania Barbara Rydzewska, kierownik Działu Historii Muzeum Mazowieckiego.

W historię Marii wprowadził film, przygotowany na tę okazję przez pracowników muzeum, który głosami świadków i ich potomków, opowiada o losach Żydów w Czerwińsku. Także w tym mazowieckim mieście, który do potopu szwedzkiego przeżywał wielki rozkwit, podczas II wojny światowej istniało getto.- Getto rozciągało się po północnej stronie rynku, aż do końca ulicy prowadzącej w stronę klasztoru i bazyliki. Ogrodzone było drewnianym płotem, u góry był drut kolczasty. Według historyków przez to getto przewinęło się 3400 Żydów - wyjaśnia w filmie Ryszard Gortat ze Społecznego Komitetu Bezpieczeństwa i Rozwoju Ziemi Czerwińskiej.

- Jaka tam była nędza! Boże kochany, jaka nędza. Jednego razu spędzili tych chłopów na ulicę, podłączyli pompę do Wisły i lali ich wodą. Zimą. Lali wodą tych biednych ludzi. Ja jak zobaczyłam, zaczęłam krzyczeć: „babciu, ratuj, zróbcie coś”. Babcia mówi - co ja zrobię, córka siedzi w więzieniu. A ci biedni Żydzi zaczęli później po prostu umierać. Zamarznięci. A mrozy były bardzo wysokie. Mnie się nieraz śni… - wspominała w filmie wraz z córką nieżyjąca już pani Jadwiga Pietrzak.

W czasie spotkania w płockim muzeum zabrzmiał też fragment nagrania wspomnianego wywiadu z Marią Glickman, którą uratowała rodzina Gortatów, ukrywając przed Niemcami. W wywiadzie wspomina m.in. o miłości, jaką otaczała ją przybrana rodzina, szczególnie pani Leokadia Gortat, matka Henryka. Jakie były jej późniejsze, powojenne losy? - Jej rozstanie z Czerwińskiem nie było proste - opowiadała Barbara Rydzewska. - Jeszcze 2 lata uczęszczała do szkoły. Warto podkreślić, że dziewczynka została w pełni zaadoptowana przez polską rodzinę. Ale był to czas, kiedy trzeba było ją zwrócić społeczności żydowskiej. W styczniu i lutym 1946 roku rodzina Marii Glickman, jej stryj mieszkający w Stanach Zjednoczonych skierował do Polski pismo, pytając o losy krewnych. Był jednym z 10-rga rodzeństwa w rodzinie Glickmanów - relacjonowała Barbara Rydzewska.

Pani Leokadia poinformowała w maju 1946 Centralny Komitet Żydów w Polsce, że przebywa u nich żydowska dziewczynka, Maria Glickman. - Pani Leokadia pisze, że wprawdzie ogromnie ją kocha, ale jest skłonna zwrócić ją rodzinie. Od tego momentu rozpoczyna się proces przygotowania Marii do wyjazdu. W czerwcu Maria została w kartotece CKŻ, a rok później doszło do przekazania Marysi Centralnemu Komitetowi Żydów. Dziecko zostało umieszczone w Otwocku, w domu dziecka i tam spędziło następne 2 lata. Sama Maria wspomina, że tam na nowo uczyła się być Żydówką. Brat matki w Paryżu rozpoczął starania, aby Maria dołączyła do rodziny we Francji - mówiła B. Rydzewska.

We Francji Maria Glickman ułożyła sobie życie, wykształciła się, wyszła za mąż. Ale nie zapomniała o „polskiej rodzinie”. To z jej inicjatywy został przyznany medal "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" Henrykowi Gortatowi. Sam pan Henryk zaś przekazał medal do czerwińskiego sanktuarium, jako wotum wdzięczności.

- Mój ojciec przyjął medal, natomiast uważał, że on nie należy się wyłącznie jemu. W porozumieniu z ówczesnym proboszczem medal przekazał dla kościoła w Czerwińsku, w dowód wdzięczności za to, że tymi sprawiedliwymi byli też czerwińszczanie - wyjaśniał Ryszard Gortat.

Podczas spotkania przypomniano też postaci innych bohaterskich mieszkańców Czerwińska, którzy nie mają swojego drzewka w Yad Vashem, ale w świadomości tej społeczności też zasługują na miano sprawiedliwych. To miedzy innymi Józef Ruszczak, który przechowywał w swoim gospodarstwie, w stodole trzech młodych, znajomych Żydów. Jego losami zainteresowała się Teresa Pierzak, która przybliżyła tę historię podczas spotkania w Płocku. - Kiedy przyszli, żona go pyta, czy się nie boi. On tylko machnął ręką i powiedział - "jakoś to będzie" - opowiadała pani Teresa. Jednak w listopadzie 1943 r. doszło do tragedii; najmłodszy syn Józefa, zaalarmowany widokiem żandarmów niemieckich na drodze, wpadł do stodoły i powiadomił ukrywających się. Niemcy domyśli się, i ostrzelali stodołę. Uratował się tylko jeden z tych żydowskich chłopców. - Sąd doraźny skazał pana Józefa na pobyt w Oświęcimiu, potem został przewieziony do Mauthausen, tam przebywał do śmierci 16 września 1944 r. W domu nie wolno było o tym mówić. Tak bardzo zaintrygowała mnie historia pana Józefa, po prostu sprawiedliwego, dobrego człowieka, że postanowiłam o nim opowiedzieć - mówiła T. Pietrzak.

Najwyższą, straszliwą cenę za ukrywanie Żyda zapłacił też Tomasz Kuncewicz, zakatowany kolbami karabinów i rozszarpany przez psy. Do dziś nie ma prawdziwego grobu, tylko symboliczny, przypomniano podczas spotkania.

- Co sprawiło, że wielu czerwińszczan zachowało się jak trzeba? Może to polska szkoła, może to przede wszystkim rodzina, może to Kościół sprawiły, że ci ludzie mieli ugruntowany kręgosłup moralny. W momencie próby nie zawiedli. Tak naprawdę my wszystkich nie znamy - zauważył historyk, nauczyciel Dariusz Umięcki. Wspomniał też o projekcie, realizowanym w Zespole Szkół im. Królowej Jadwigi w Czerwińsku we współpracy z Fundacją Forum Dialogu między Narodami. - Chodzi o to, by włączyć młodzież w odtwarzanie historii naszej miejscowości. W ramach tego szukamy śladów czerwińskich Żydów. Tych śladów tak naprawdę nie ma. Może to wyzwanie dla naszego pokolenia, by przywołać ich w pamięci… - mówił.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

am