42 kilometry z krzyżem wokół Przasnysza przeszli uczestnicy III Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.
- Idąc, czułem przede wszystkim wielką radość – zwierza się Grzegorz, z zawodu lekarz. – Ból i zmęczenie, które stopniowo narastały, były na drugim planie. Uczestnicząc w takiej Drodze Krzyżowej lepiej uświadamiam sobie bezmiar miłości, jaką obdarzył nas Chrystus, oddając za nas swoje życie na krzyżu.
- Moim zdaniem, EDK jest dobrą odpowiedzią na wezwanie, które zaproponował nam święty Jan Paweł II: "Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali." – mówi Krzysztof. - EDK ma swój jedyny i myślę, że niepowtarzalny, wymiar duchowy. Jest to droga o długości ponad 40 km, którą trzeba przebyć nocą, ukształtowana w trudnych warunkach, niejednokrotnie błotnista i śliska. Droga, którą każdy z uczestników chce przejść. Myślę, że jeżeli miałoby to wymiar czysto sportowy, wiele osób nie przystąpiłoby do pokonania tej trasy i wielu uczestników w trakcie by z niej zrezygnowało. To jest trasa w ekstremalnych warunkach - jest to droga krzyżowa, gdzie każdy z uczestników dźwiga swój krzyż i zanosi własne intencje do Pana Boga. Uczestnicząc w tej drodze zmagamy się z własnymi słabościami, z bólem, z brakiem siły fizycznej, z niedomaganiem itp. Jesteśmy słabi a zarazem bardzo silni. Myślę, że większość uczestników miała w jakimś czasie kryzys, chciała się poddać, zrezygnować, znaleźć się w ciepłym i wygodnym łóżku. Uczestnicząc w kolejnych rozważaniach stacji Drogi Krzyżowej mieliśmy to szczęście, ten dar, tę możliwość naładowania duchowego akumulatora, który pozwolił nam zapomnieć i zapanować nad słabym ciałem. Te długie godziny milczenia, ciszy, możliwość modlitwy, która daje niesamowitą siłę są niepowtarzalne. Ja jako mąż i ojciec bardzo się cieszę, że uczestniczyłem wraz z żoną i córką w tej EDK. Myślę, że ta nasza wspólnie przebyta Droga Krzyżowa jeszcze bardziej umocniła naszą rodzinę i będzie drogowskazem na następne drogi przełomu w naszym życiu.
- Nasze życie jest, może być taką EDK: mamy wspólny cel, idziemy razem, z wartościowymi ludźmi, mamy podobne trudności - ciemno, zimno, bolą nogi , chcę się spać – dzieli się Marta, nauczycielka. - Ale pomimo tych trudności idziemy do celu, zatrzymując się na kolejnych stacjach. Tam ładujemy ducha, możemy choć na chwilkę usiąść. Ale już jak się te 42 km przejdzie i jesteś u celu, to ten niesamowity ból nabiera sensu. Radość z przejścia trudnej, ekstremalnej drogi jest ogromna. Warto żyć ekstremalnie!
Wojciech Ostrowski