Mija 75 lat od męczeńskiej śmierci bł. biskupa Leona w Działdowie.
Jako młody ksiądz angażował się w pomoc ubogim i dotkniętym przez I wojnę światową. Potem objawił się jego rys duchowy, gdy został ojcem duchowym i kierownikiem wielu dusz w seminarium, u sióstr pasjonistek, służek czy w Stowarzyszeniu Pań Miłosierdzia. Gdy rozpoczynał się Wielki Kryzys, on został biskupem. Stał wtedy u początków diecezjalnej Caritas. Biskupstwo z miłosiernym gestem i duchową głębią doprowadziło go na koniec do męczeństwa w obozie koncentracyjnym w Działdowie.
"Jeżelibyś, Boże Miłosierny i Dobry, dał mi łaskę, którą nazywają śmiercią męczeńską, przyjmij ją głównie za tych, którzy by mi ją zadawali, aby i oni Ciebie, Boże Dobry i Miłosierny, całym sercem kochali”. Te słowa testamentu biskupa pomocniczego z Płocka dopełniły się 10 października 1941 roku. Krańcowo wyczerpany i chory, prawdopodobnie na panujący wtedy w obozie tyfus, bp Leon został zagazowany w samochodzie lub rozstrzelany w jednym z poddziałdowskich lasów, najprawdopodobniej pod Białutami. W czasie ekshumacji niemieckich, które były prowadzone wiosną 1944 roku, ciało biskupa mogło zostać spalone. Miejsca jego pochówku nie znamy do dziś dnia.
Św. Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym wraz z abp. Antonim Julianem Nowowiejskim i męczennikami II wojny światowej.