Barokowy krucyfiks przetrwał potop szwedzki, powstanie styczniowe i dwie wojny światowe. Niezwykła historia z przasnyskiego klasztoru.
W kruchcie kościoła oo. pasjonistów w Przasnyszu, kilka kroków przed wejściem do nawy głównej, wisi wielki krucyfiks. Uwagę wchodzących przykuwa postać ukrzyżowanego Jezusa ponadnaturalnej wielkości, mocnej budowy ciała, której nie powstydziłby się żaden mężczyzna w wieku 30 i więcej lat. W rzeźbie tej wyrażona jest barokowa ekspresja: zmęczona twarz Chrystusa, już po przebytych mękach, zdaje się zapadać w sen wieczny, który za trzy dni zostanie przerwany cudem zmartwychwstania - nadzieją całego chrześcijańskiego świata.
To dzieło sztuki pochodzi z ok. 1630 r. i pierwotnie zdobiło główny ołtarz kościoła należącego wówczas do bernardynów, konsekrowanego w 1635 roku. Tak było aż do roku 1930, kiedy to ołtarz został sprzedany przez nowych właścicieli świątyni, którymi od 1923 r. byli ojcowie pasjoniści, do kościoła w pobliskich Czernicach Borowych. W nowym wystroju prezbiterium nie umieszczono już zabytkowego krucyfiksu. Zawieszony został w kruchcie.
Kiedy 17 lat później Niemcy zabrali pasjonistom cały kompleks klasztorny, otworzyli w kościele skład zboża. Rolnicy, którzy przyjeżdżali tutaj ze swoimi plonami, rzucali się dawnym zwyczajem do nóg ukrzyżowanego i całowali je. Bardzo denerwowało to okupantów. Postanowili usunąć krucyfiks. Był jednak tak silnie przymocowany do muru, że nie dawał się wyrwać. Próbowali uczynić to przy pomocy łańcuchów i zaprzężonych do nich koni. Wtedy, według legendy, miał pojawić się zmarły w 1932 roku o. Grzegorz Piegża odziany w habit i powstrzymał Niemców, przemawiając w ich języku: "Nie ruszaj! Was tu nie było i krzyż był! Was nie będzie, a krzyż będzie!". Osłupiali z wrażenia okupanci pozostawili krucyfiks w spokoju.
Barokowy krucyfiks wisi w kruchcie do dziś. Przetrwał najazd szwedzki (kiedy znęcano się nad bernardynami), powstanie styczniowe i ówczesne prześladowania zakonników, w tym śmierć jednego z nich, powieszonego na wschodniej ścianie klasztoru (kiedyś przy jednym z okien na pamiątkę tej zbrodni zarysowany był znak krzyża), okresowe zamienienie klasztoru na garnizonową cerkiew w XIX wieku, zniszczenia z pierwszej wojny i wreszcie ostatnią okupację niemiecką.
Za 14 lat odbędą się zapewne uroczystości związane z 400-leciem niezwykłego, barokowego krucyfiksu.
Mariusz Bondarczuk