"To niemożliwe, aby Bóg nie istniał, bo przecież spotkałem Jego świadków"... Modlitwa psalmami i medytacja Męki Pańskiej na Ciemnej Jutrzni w płockiej katedrze.
Seminarium duchowne, księża z kurii diecezjalnej, siostry zakonne i świeccy modlili się psalmami Godziny Czytań i Jutrzni, słuchano tekstów biblijnych i ojców Kościoła, które mówią o męce Pańskiej. Śpiew i lektura, chwile milczenia i osobista modlitwa składają się na Ciemną Jutrznię, która jest odprawiana o poranku Wielkiego Piątku i Wielkiej Soboty. Liturgii przewodniczył bp Piotr Libera, a homilie wygłosił ks. Piotr Marzec, wicedyrektor Szkół Katolickich w Sikorzu.
- Proces Jezusa trwa i przelewana jest krew tylu męczenników, i rozlega się wciąż wołanie: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?!" - mówił ks. Marzec. - I choć będą nas prześladować i odbierać nam życie, siejąc strach, to Jezus i tak zmartwychwstanie! Z pewnością naszym zadaniem jest powrót do duchowości chrzcielnej, aby każdy, kto nas spotka, mógł powiedzieć: "To niemożliwe, aby Bóg nie istniał, bo przecież spotkałem Jego świadków" - mówił ks. Piotr Marzec.
Publikujemy medytację wygłoszoną w Wielki Piątek przez ks. Piotra Marca:
W godzinie, w której zgromadziliśmy się na wspólnej modlitwie, nasz Pan Jezus Chrystus, wcześniej zdradzony przez Judasza, pojmany i skatowany przez żołdaków, z rozdartym sercem po zaparciu się przyjaciela, staje na sąd przed Piłatem. To tam pada odwieczne i fundamentalne pytanie o prawdę i królowanie Jezusa. Dokonuje się sąd nad Synem Człowieczym, sąd nad Panem całego stworzenia, sąd nad życiodajnym sercem z wytryskującymi zeń dwoma promieniami życia. Woda i krew - jak słyszeliśmy - są obrazem chrztu i Eucharystii (św. Jan Chryzostom). Można powiedzieć, że zaczyna się czas panowania ciemności, czas zwycięstwa zła, kłamstwa, szatana, nienawiści. Na szczęście - my to już wiemy - chwilowego i w gruncie rzeczy pozornego zwycięstwa.
Niestety, ten sąd trwa nieprzerwanie do tej chwili i trwać będzie, aż do końca czasów. Jesteśmy i będziemy jego uczestnikami i świadkami, a - kto wie - może i inne role przypadną nam w udziale. I znów będziemy zapalali świece na ołtarzach, po czym zaraz je gasili, sprowadzając w ten sposób w świątynne mury ciemność, by w niej towarzyszyć Jezusowi i z każdym tchnieniem bić się w piersi: "Boże, bądź miłościw mnie, grzesznemu". Bo oto prawdziwe światło - Jezus Chrystus - nie zostało rozpoznane i rozpalone w sercu człowieka. A bez Chrystusa człowiek sam siebie nigdy w pełni nie zrozumie (por. Jan Paweł II, Redemptor hominis).
To dlatego takie ciemności dziś spowijają ziemię, świat, Europę. Owa bezideowość, poprawność polityczna, wyrzucenie prawdziwego Boga poza margines życia ludzi, a i nasze czasem niedostateczne świadectwo pełnienia woli Ojca wprowadzają na drogę wojny, która... czy kiedyś się skończy?
Nie dziwmy się, że nieprzyjaciele Jezusa głusi na płacz dziecka z ogromną perfidią właśnie w szpitalu Świętej Rodziny w Warszawie nie pierwszy już raz odebrali życie bezbronnemu; w Mosulu spalili setki egzemplarzy Pisma Świętego, książek, modlitewników i broszur katolickich oraz innych wydawnictw, na których widniał znak krzyża; siostry Misjonarki Miłości w Jemenie w posłudze miłości oddały swoje życie do końca; a nasza siostra w Chrystusie, Asia Bibi, wciąż z coraz większymi przeszkodami walczy o życie, wolność i uniewinnienie od kłamliwych posadzeń. Iluż to naszych sióstr i braci woła dzisiaj za Chrystusem do Boga:
"Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił? /Daleko jesteś, mój Wybawco, od mych próśb i wołania.
Boże mój, wołam we dnie, lecz nie odpowiadasz, /wołam i nocą, lecz nie znajduję spokoju".
Bóg nie jest głuchy. I z pewnością słyszy ich wołanie. Tak jak - mimo ogromu zła, które człowiek zaoferował człowiekowi - słyszał wołanie uwięzionych w obozach koncentracyjnych, łagrach, domach, gdzie jest przemoc. Czemu dopuszcza zło?
Może po to, by człowiek się opamiętał i nawrócił się?
Może po to, by z tego wyprowadzić jeszcze bardziej zdrowe owoce - jak owoce życia dwóch naszych błogosławionych biskupów męczenników uwięzionych przed 75 laty w obozie faszystowskim w Soldau w Działdowie?
A może po to, by jak Hioba doświadczyć przyjaciela i ugruntować miłość do końca?
A może po to by zaprosić nas do zmagania się z Nim, do dialogu i oczyszczenia naszej miłości?
Jedno jest pewne:
Oto się powiedzie mojemu Słudze, wybije się, wywyższy i bardzo wyrośnie. Jak wielu osłupiało na Jego widok, tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i Jego postać była niepodobna do ludzi; tak mnogie narody się zdumieją, królowie zamkną przed Nim usta, bo ujrzą coś, czego im nigdy nie opowiadano, i pojmą coś niesłychanego. (Iz 52, 13-15)
To stanie się dnia dzisiejszego i w dni następne pośród ciszy, która przychodzi jak zaproszony i spodziewany gość do naszej świątyni. W znaku krzyża, chrzcielnej zadumie, z Bożym miłosierdziem, ze słowami przebaczenia, gestem pojednania i wreszcie porankiem wielkanocnym. I choć w tle będą nam odbierać nadzieję życia i samo życie, choć będą kłamać, nienawidzić, siać strach, to nie osiągną swoich celów, bo On i tak zmartwychwstanie, a z Nim i my zmartwychwstaniemy.
Jeśli zatem dzisiaj mamy jakieś zadanie do wykonania, to przede wszystkim w duchu odnowy synodalnej powrót do tożsamości chrzcielnej, do takiego odnowienia się w Chrystusie, by każdy patrząc na naszą postawę, słuchając naszych słów, mógł z pełnym przekonaniem powiedzieć to niemożliwe, że Bóg nie istnieje. On jest naprawdę, jest Bogiem Żywym a ja spotkałem Jego świadków.
wp