W makowskim zalewie kilkanaście osób zażyło zimnej poświątecznej kąpieli.
W samo południe kilkudziesięciu amatorów kąpieli w zimnym zalewie wspólnie zanurzyło się w wodzie. Kąpielą zaraz po świętach rozpoczęli nowy zwyczaj, który wpisze się w kalendarz klubu sportowego "Maków biega".
Do Makowa przyjechali z tej okazji między innymi członkowie pułtuskiego klubu morsów. Ich rozgrzewkę i zanurzenie z brzegu obserwowało kilkanaście osób.
Zapaleńców nie zabrakło. Makowskie morsy po intensywnej rozgrzewce, z doborowym humorem podwójnie zanurzali się w zimnej wodzie, aż po samą szyję. Twierdzą, że taka aktywność wpływa pozytywnie na ich samopoczucie.
- Pomysł na morsowanie padł podczas wigilii klubowej - mówi Bartosz Packo. - Pomysłodawcą był burmistrz miasta Tadeusz Ciak. Co prawda, nie ma go razem z nami, ale zapewne trzyma za nas kciuki. Morsowanie jest zdrowe; chcieliśmy sami się przekonać, jak to wygląda. Szkoda, że nie ma mrozu ani lodu, jednak i tak woda jest bardzo zimna - dodaje.
Morsy twierdzą, że taka kąpiel to najlepsze, co można zrobić, żeby rozruszać się po świętach. Zimna woda wpływa na lepsze krążenie krwi i samopoczucie. - Ja morsuję drugi sezon - mówi Danuta Ciszewska z grupy morsów z Pułtuska. - Zamiłowanie do takiej aktywności zaszczepił we mnie kolega z pułtuskiego klubu morsów. Tam po dłuższym morsowaniu klub sportowy "Maków biega" zachęcił nas, by wspólnie rozpocząć morsowanie w Makowie.
- W morsowaniu najfajniejsze jest to, że ma się takie "pozytywne fluidy", kiedy się wchodzi do zimnej wody - wtrąca Radosław Dynek, który morsuje pierwszy raz. - Nie myśli się o tym, co było kiedyś, o tym, co będzie później, ale liczy się tylko tu i teraz. Czujesz, że żyjesz. Krew zaczyna też inaczej krążyć. I o to w tym chodzi. W sumie to taka krioterapia - uważa.
- Największy stres jest wtedy, gdy na dworze jest duży mróz i trzeba wejść do wody - śmieje się Danuta Ciszewska. Ale tym razem, dzięki przyjaznej aurze, morsom w Makowie się "upiekło".
Agnieszka Otłowska