Jak Domowy Kościół odpowiada na potrzeby współczesnego człowieka mówi ks. Tomasz Opaliński moderator krajowy gałęzi rodzinnej Ruchu Światło - Życie w rozmowie z Agnieszką Małecką.
Czy jednak zobowiązania DK nie są zbyt trudne na dzisiejsze czasy?
Niektórzy czasami mówią, że można by zrezygnować z rekolekcji albo je skrócić. A to jest tak, jak w przypadku człowieka, któremu powiedziano, jak wspaniale śpi się na poduszce z pierza. A on mówi: „ nie, nie, cała poduszka pierza to za dużo”. Wziął sobie jedno piórko, położył na kamieniu, przespał się i mówi – nie działa. Tak samo będzie, jeśli weźmiemy z całego charyzmatu Domowego Kościoła jakiś jeden element, skrócimy coś i mówimy, „nie działa”. O. Franciszek Blachnicki mówił: „ten Ruch jest darem dla mnie; ja go sobie nie wymyśliłem, on mi został dany”. Jeśli chcemy, żeby on rósł, to tak, jak został nam dany. Ktoś z DK powiedział mi takie zdanie: „jeśli nie chcesz wyjechać na rekolekcje, znajdziesz wymówkę, jeśli chcesz wyjechać, znajdziesz sposób”. Ja byłem pełen podziwu, gdy na rekolekcje II stopnia, które prowadziłem, przyjechała rodzina z siódemką dzieci. Rodzina, której podstawowym źródłem utrzymania było prowadzenie pensjonatu. I ta rodzina w pełni sezonu, w momencie, gdy muszą zarobić na cały rok, wyjeżdża, zostawiając cały pensjonat na głowie swoim przyjaciołom z kręgu. Wszystko po to, by mieć czas na rekolekcje. To dla mnie niesamowity przykład zaufania do ludzi z kręgu i do Boga. Jeśli ja Jemu oddam ten czas, to nie będę skrzywdzony.
Rośnie liczba uczestników rekolekcji?
Myślę, że wzrasta świadomość, że potrzebna jest cała formacja, to znaczy coraz więcej ludzi wyjeżdża nie tylko na I i II ale i na III stopień, a te rekolekcje są też coraz częściej organizowane. Rosnąca liczba uczestników i samych rekolekcji wskazuje na to, że ludzie, którzy przeżyli oazę wakacyjną, zachwycą się na tyle, że potrafią innych do tego zapalić.
Co tak wyróżnia III stopień rekolekcji? Gdzie leży trudność?
Zacznijmy od tego, że pierwszy stopień oazy rekolekcyjnej to poznawanie Boga, zachwycenie się Jego miłością, Pismem św., dojście do tego, że Bóg jest Panem i Zbawicielem. To podstawowy kerygmat, który głosili apostołowie. Drugi stopień to poznanie Boga, działającego w sakramentach Kościoła. Poznajemy to poprzez historię Izraelitów, historię wyjścia z Egiptu, bo tam były zapowiedzi tego, co się wydarza w Kościele, w sakramentach. Natomiast trzeci stopień to poznawanie Boga, żyjącego w Kościele. Ten stopień został pomyślany pierwotnie przez o. Blachnickiego jako oaza prowadzona w Rzymie. Dlatego niektórzy mówią, że to już taka śmietanka, crème de la crème. Trzeci stopień jest pomyślany jako wędrowanie do poszczególnych kościołów stacyjnych, w którym poznajemy Kościół żyjący konkretnie, w tym miejscu. Wymaga więc od prowadzących dokładnego przygotowania, nie da się tego programu zaplanować raz na zawsze. W tym jest cała trudność. Jako prowadzący, muszę się zastanowić się, dokąd mam ich doprowadzić. Z drugiej strony, w rodzinach ta perspektywa może budzić niepokój, jak z dziećmi będą wędrować. Myślę, że teraz jest czas takiego odkrywania, że można przeżyć ten III stopień. Widziałem, jak rodzina z kilkorgiem dzieci bardzo dobrze sobie radziła, jeżdżąc po całym Podhalu. III stopień dla rodziny jest uświadomieniem sobie, gdzie jestem, i że moje życie w rodzinie, to jest już życie Kościoła. Kapitalnie widać to było podczas jednego pogodnego wieczoru, na którym dzieci pokazywały rodzicom, co one robią w parafii. Okazało się, że tych zaangażowań jest cała masa.
Czy jednak Domowy Kościół nie jest potencjałem wciąż za mało wykorzystanym w parafiach?
Pewnie tak. Często jeszcze nie wiemy, co tak naprawdę możemy stworzyć, jeśli będziemy działać razem. Czasami może to jest tak, że wygodniej jest, robić to, co się zazwyczaj robiło, bo wtedy jest wytłumaczenie, że pewnych rzeczy się nie da. Świeccy mówią, „z naszym proboszczem to już więcej się nie da zrobić”, a proboszcz albo wikariusz mówi: „nie, no ja już tyle zrobiłem… więcej nie dam rady”. Z obydwu stron wchodzi się w schematyczne role. Tam jednak, gdzie jesteśmy otwarci na Ducha Świętego, naprawdę okazuje się, że możemy zrobić sporo więcej. Ja też się tego uczę, a myślę, że Domowy Kościół jest bardzo dobrą szkołą.
am