W farze o spowiedzi

Bioetyk, teolog. Pracuje wśród osób chorych terminalnie. Sam zmaga się z ciężkim nowotworem. Wielokrotnie nagradzany za swoją działalność. W tę niedzielę ks. Jan Kaczkowski gościł w Płocku.

Spowiedź na krawędzi – tak brzmiał temat ostatniego spotkania w tym cyklu Farne Wieczory Wiary, którego gościem był ks. Jan Kaczkowski. – Ja bym zachęcał do spowiedzi generalnej co jakiś czas. Najlepiej nie ustawiać się w jakiejś kosmicznej kolejce do spowiedzi i wybrać sobie księdza. Niektórzy uprawiają shopping, clubbing, niektórzy uprawiają churching – słusznie, szukają parafii, gdzie jest dobre duszpasterstwo. W ramach spowiedzi należy uprawiać „priesting”, czyli szukać spowiednika – mówił ks. Kaczkowski, autor książek „Szału nie ma, jest rak” i najnowszej, „Życie na pełnej petardzie”.

O jaką spowiedź na krawędzi chodzi? O momenty dramatyczne i przełomowe w życiu każdego człowieka, wyjaśniał gość FWW. - Pierwszym momentem, w którym należałoby przystąpić do spowiedzi generalnej jest spowiedź przedślubna. Tylko błagam! Nie po to, by podpisać kartkę. Ile razy widzę, że ludzie sami sobie podpisują. Papier przyjmie wszystko, ale sumienia własnego i Pana Boga nie oszukasz. Należałoby wszystkich narzeczonych przygotowywać do takiej bardzo głębokiej spowiedzi, podsumowującej ich życie. To często spowiedź obejmująca czas od bierzmowania do 25 lat. To jest już dorosła osoba z całym pękiem dorosłych grzechów… Taka spowiedź jest potrzebna, żeby ślub nie był wydmuszką - mówił ks. Kaczkowski.

Drugi moment „na krawędzi”, wyjaśniał dalej, to sytuacja, gdy człowiek popełnia grzech ciężki, który go upadla. W takim momencie trzeba zdobyć się na spowiedź generalną, z całego życia, by można było ustalić i wykorzenić przyczyny grzechu.

– Ostatnia spowiedź na krawędzi to taka, w której ja często uczestniczę. Fascynujące są ludzkie sumienia, niezwykłe, niezbadane. Kiedy ludzie są w agonii, zachowują przytomność, kiedy wiedzą, że śmierć się zbliża, zasadniczo nie kłamią, poza sytuacjami naprawdę patologicznymi – dzielił się ks. Jan Kaczkowski. W Płocku wspominał o spowiedziach bez skruchy, z wyparciem i o spowiedziach pięknych, głęboko przemyślanych i przygotowanych. – Najbardziej wzruszają mnie nawróceni prawdziwi komuniści. Lubię komunistów czerwonych do szpiku kości, a nie jak rzodkiewka, w środku białych, bo tacy zawsze mówią, że nic nie zrobili, że byli tylko kierowcami – mówił ks. Kaczkowski. Przypomniał, że godzina śmierci jest tą, w której można rozgrzeszać ze wszystkich grzechów, ważnie i godziwie. Jednak, ostrzegał, lepiej nie odkładać spowiedzi z grzechów ciężkich do końca.

– Praca w hospicjum to jest praca na wysokim poziomie adrenaliny. Wierzę, że tu się waży ludzki los – mówił dyrektor puckiego hospicjum.

W tę niedzielę ks. Jan Kaczkowski mówił też kazania na Mszach św. w płockiej farze. Wyjaśniał, dlaczego nie da się zabrać na Mszę o uzdrowienie, i na czym polega wiara w cuda. Zachęcał do „życia na pełne petardzie” (jak głosi tytuł jego książki), czyli pełnią, wbrew chorobie i innym przeciwnościom. Tak jak robi to na swoim videoblogu Smak Życia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

am