Podczas wczorajszych obchodów Dnia Judaizmu gościł w Płocku rabin Symcha Keller. W dawnej bożnicy zabrzmiała wspólna modlitwa, zapłonęły znicze przy fragmentach macew, a na odrzwiach zawieszono tradycyjną mezuzę.
Obecny na spotkaniu biskup płocki Piotr Libera, przypomniał z kolei o wielowiekowej historii płockich Żydów, wskazując na przykłady harmonijnego współistnienia wszystkich mieszkańców Mazowsza płockiego – chrześcijan i wyznawców judaizmu. - Rabini rozmaitych miejscowości witali biskupa płockiego wizytującego co pięć lat miasta i miasteczka, w których pełnili oni swoją duchową posługę. Do dziś zachowały się wspomnienia z tych wymownych scen, a w Muzeum Diecezjalnym w Płocku znajduje się nawet cenna – inkrustowana papierośnica, ofiarowana przez rabina Bieżunia bł. abp. Antoniemu Julianowi Nowowiejskiemu. To był znak, że zwłaszcza za Nowowiejskiego – później podobnie jak tysiące płockich Żydów sponiewieranego i zakatowanego w obozie niemieckim - nasze wzajemne relacje były tutaj dobre. Oto na przykład w Piśmie skierowanym do Rady Miejskiej Płocka, wybranej w 1917 roku po latach zaborów, Błogosławiony Arcybiskup pisał o „gminie izraelickiej, która od wieków kęs chleba z ludnością katolicką wspólnie spożywa”. Warto o tym pamiętać i takiej kultury, także słowa, się uczyć... – akcentował bp Libera.
Podczas Płockiego Dnia Judaizmu m.in. dwukrotnie zabrzmiał Psalm 34, odczytany przez kleryka WSD i odśpiewany przez rabina Kellera. Odmówiono modlitwę Jana Pawła II i modlitwy wstawiennicze, a przy roztrzaskanych macewach, postawiono zapalone znicze. Przy odrzwiach Muzeum, czyli dawnej synagogi, przybito mezuzę, czyli mały, ozdobny pojemnik, zawierający fragment Księgi Powtórzonego Prawa („Słuchaj Izraelu…”). Jak wyjaśniał rabin Symcha Keller, mezuza to wspaniały symbol, że w danym domostwie mieszka rodzina, społeczność, otwarta na Słowo Boże.
Podobnie jak w poprzednich latach, odczytany został fragment książki – świadectwa „Kartki z pożogi” płockiego Żyda Symchy Gutermana, z roku 1940. O zatrzymaniu przez esesmanów pisał tak - „Zatrzymali mnie i zapytali, czy rozumiem po niemiecku. Odpowiedziałem tak. Rozkazali mi iść, posłuchałem. Nie miałem wyboru. (…) Po chwili spotkaliśmy starszego mężczyznę, również chrześcijanina. Podobna scena. Esesman zatrzymuje go, a ja musze zapytać o godzinę. Esesman chce wiedzieć, dlaczego jest jeszcze w drodze. Mężczyzna odpowiada, że się spóźnił, a ja tłumaczę, że szedł do apteki, by dostać potrzebene lekarstwo. Teraz esesman chce wiedzieć, kto jest chory w domu. Mężczyzna oczywiście nie rozumie. Ja mówię, że mały wnuczek tego mężczyzny ciężko zachorował. Niemiec go puścił. Tego jednego udało mi się uratować, ale kolejnych nie…” – pisał dawny mieszkaniec Płocka, jeden z kilku tysięcy przedstawicieli społeczności żydowskiej na Mazowszu.
am