Z wykształcenia biolog, z powołania zakonnica, przełożona wspólnoty "Chleb Życia", s. Małgorzata Chmielewska była jednym z prelegentów ogólnopolskiego sympozjum naukowego, zorganizowanego w płockim WSD.
- Przychodzę do was z innego świata. Ale jestem po to, by łączyć oba światy – powiedziała na początku swojego spotkania z uczestnikami sympozjum. Wspomniała, że teraz pracuje w domu, położonym we wsi świętokrzyskiej, gdzie ponad 90% rodzin jest uzależnionych.
- Rocznie przewija się przez nasze domy około 1000 osób, z czego większość to ofiary alkoholizmu. Ta choroba ma to do siebie, że współuzależnia otoczenie. Takich ludzi współuzależnionych postrzega się jako takich, co „mają dobre serca”, ale ci, którzy są w nałogu nimi manipulują – wyjaśniała przełożona wspólnoty „Chleb Życia”.
Przyznała, że jest ogromna rzesza ludzi, którzy nie wyjdą od razu z alkoholizmu, co więcej, wielu podopiecznych domów jej wspólnoty wraca na zimę przez kolejne lata. To grupa tych ludzi, co do których nie można mieć nadziei, że będą wyleczeni. Czy jest więc sens takiej pracy?
- Potworna tragedia tych ludzi budzi w nas świadomość naszej bezradności. Ale z drugiej strony mówimy sobie, że skoro jest taki pan Franciszek, który ostatnie miesiące spędził u nas, otoczony opieką i serdecznością, to w całym jego koszmarnym życiu te trzy miesiące to taka ulga w życiowym bólu – mówiła s. Małgorzata Chmielewska.
Takie miejsca, jak domy jej wspólnoty pomagają ludziom bezdomnym przezwyciężyć dojmującą samotność, która jest częstą przyczyną sięgania po kieliszek. Trzeba też, mówiła, najpierw uświadomić bezdomnemu, że jest Ktoś, komu na nim zależy, bo ten człowiek zerwał już kontakty ze wszystkimi i jest mu wszystko jedno. – Trzeba go przekonać, że Panu Jezusowi na każdym straszliwie zależy.
O mieszkańcach domów wspólnoty „Chleb Życia” mówiła: - to moi bracia, nie podopieczni. Czego się od nich uczy? Że nie zawsze jej koncepcja szczęścia pasuje do drugiego człowieka, i jak mądrze kochać i pomagać, by była wymiana i wzajemność.
– Uczę się od nich też, że VIP-ami w Królestwie Bożym nie będziemy my, ale prędzej właśnie oni, bo niosą te wartości, o których bardzo łatwo zapominamy – zauważyła s. Małgorzata, ilustrując te słowa historią umierającego mieszkańca domu, wokół którego zebrali się inni bezdomni, opiekując się nim w tych ostatnich godzinach.
Jej zdaniem istnieje coś takiego, jak „sakrament ubogiego”. – Wokół człowieka słabego, ubogiego, gromadzą się ludzie, których łączy zwyczajna ludzka dobroć, a ta może być wstępem do spotkania z Chrystusem.
am