Należy do tak zwanych aktorów charakterystycznych. Jak sam mówi, lubi współpracować z reżyserem Wojciechem Smarzowskim. W Płocku mówił jednak nie tyle o swojej karierze artystycznej, ale o życiu.
Pierwsze słowa artysty zabrzmiały dość prowokacyjnie, bo pozornie wytknął niekonsekwencję - jego świadectwo podczas Tygodnia Rodziny, chociaż on jako młody chłopak uciekł z domu, właśnie dlatego, że nie podobała mu się jego własna rodzina? Ale z każdą minutą tego spotkania okazywało się, że "w tym szaleństwie jest metoda".
Lech Dyblik, aktor filmowy i telewizyjny, absolwent krakowskiej PWST, przyjechał do płockiej młodzieży z ważną informacją, którą sam otrzymał w pewnym momencie swojego życia - aby każdy zaakceptował swoją historię, bo nie ma gorszej czy lepszej historii życia. Opowiadał, jak grał w zagranicznej produkcji telewizyjnej "Wojna i pokój”, występując m.in. z Malcolmem McDowellem. Mieli sporo czasu na rozmowę i - jak sam przyznał - nie widzieć, czemu, zaczął opowiadać angielskiemu artyście o swoim dzieciństwie w małym miasteczku Złocieniec, o swojej rodzinie, o zwykłych sprawach, problemach. Zainteresowanie jego słuchacza uświadomiło mu, że każda historia życia, jeśli jest prawdziwa, jest interesująca.
Na spotkaniu w płockim LO im. Władysława Jagiełły mówił też otwarcie o problemie alkoholizmu i wychodzeniu z nałogu, o terapii, która uświadomiła mu, że nie jest idealny i najważniejszy. To był czas, kiedy zrozumiał, że mając różne przywary i słabości, można z nimi walczyć i wiele zrobić. Stąd wzięła się u niego nauka kolejnych języków obcych, a potem szalone - jak na Polaka dorastającego w znienawidzonej komunie - postanowienie: "Będę śpiewał piosenki po rosyjsku”; piosenki z Odessy, miasta zbudowanego praktycznie przez przesiedlonych więźniów. To taka piosenka uliczna, więzienna - wyjaśniał L. Dyblik, za chwilę dając próbkę tej twórczości.
W swoim świadectwie powoli doszedł też do problemu wiary. Przyznał że, otrzymał wszystkie sakramenty, ale Pan Bóg "niespecjalnie był mu potrzebny". - Wydawało mi się, że radzę sobie doskonale sam – wspominał. Były przecież role filmowe, była dobrze prosperująca "nielegalna” firma, jacyś "przyjaciele”. A jednak odczuwał pewien brak. Przełomem była spowiedź po wielu latach nieprzystępowania do tego sakramentu. Dziś jest wraz z rodziną we Wspólnocie Neokatechumenalnej i - jak przyznaje - to ciężka, stała praca.
Spotkanie młodzieży "Jagiellonki” z aktorem odbyło się w ramach II Tygodnia Rodziny w Płocku. L. Dyblik w rozmowie z GN przyznał, że takie spotkania z młodymi słuchaczami są dla niego dużym wyzwaniem, ponieważ sam mając dzieci, zna dobrze ten czas "burzy i naporu”. Ale - jak podkreślił - otrzymał w życiu łaskę, a jego historia związana z nałogiem, jak rzadko która, ma szczęśliwe zakończenie, dlatego chce się tym dzielić.
Agnieszka Małecka