Czterech księży z naszej diecezji pracuje w Watykanie bądź studiuje na papieskich uniwersytetach w Rzymie. Z niektórymi z nich rozmawiamy o niezapomnianym miesiącu: od rezygnacji Benedykta XVI do inauguracji pontyfikatu ojca świętego Franciszka.
Ks. Włodzimierz Piętka: Jaki był to czas: od rezygnacji Benedykta do inauguracji Franciszka?
Ks. Paweł Rokicki: Uświadomiłem sobie, że spotkałem wielkiego człowieka, wielkiego duchem, pokorą i wybitnego teologa. Myśląc bardziej o studiach i egzaminach, nie mogłem we wszystkim uczestniczyć. Gdy się dowiedziałem o rezygnacji, uświadomiłem sobie, że nie wykorzystałem wielu okazji, aby słuchać papieża Benedykta. W Rzymie ludzie pożegnali go bardzo serdecznie. Myślę, że zrozumieli, że ta trudna decyzja była podjęta ze względu na miłość do Kościoła i głębokie poczucie odpowiedzialności.
Dla mnie było niezwykłe, że papież w jednym z ostatnich przemówień wspomniał Pawła Floreńskiego, mojego ulubionego filozofa – księdza, mistyka. O nim piszę doktorat. Floreński mówił, że aby dostać się do Chrystusa, trzeba się przebić przez skorupę ciężkich spraw. Kto się przebije do prawdziwego Chrystusa, będzie żył pełnią wiary. Podkreślał, że trzeba to uczynić, aby wiara nie była narzucona, ale wybrana, żywa i doświadczona.
Czas między pożegnaniem Benedykta XVI a konklawe nie był łatwy. Media chętnie skupiały się na kryzysie Kurii Rzymskiej, skandalach, czyli na „skorupie”, a nie na żywym Chrystusie. To był trudny czas, bo myśmy się żegnali z papieżem, a media rozdrapywały rany i szukały motywów jego odejścia. To było trudne i niełatwe poznawanie Kościoła.
Ks. Wojciech Kućko: Dla mnie był to czas intensywnych przeżyć emocjonalnych i wytężonego myślenia o Kościele. Długo rozmawiałem o Kościele i papieżu z profesorami na uczelni i z kolegami w Kolegium Polskim.
Wielu profesorów zwracało uwagę, że w tym czasie powinniśmy patrzeć z wiarą, aby zaufać Bogu i Kościołowi.
Byli Księża na Placu św. Piotra? Co wtedy zobaczyliście?
Ks. Wojciech Kućko: Te wydarzenia pokazywały entuzjazm ludzi. Benedykt XVI mówił, że Kościół jest żywy. Ludzie żywo reagowali, bo pojawiły się plakaty „Zostaniesz zawsze z nami”. Organizowano modlitewne czuwania na placu.
Utkwiły mi w pamięci ostatnie słowa Benedykta XVI. Zapamiętam długie oklaski dla niego w Środę Popielcową, poruszenie w Rzymie, gdy Benedykt odlatywał.
Byłem na Placu w chwili ogłoszenia „Habemus papam”. A wszystko działo się spontanicznie. Ktoś krzyknął na ulicy, że jest biały dym. I rzeka ludzi wszystkimi ulicami zaczęła kierować się na Plac św. Piotra. To były wielkie emocje i wielka cisza, gdy padło nazwisko „Bergoglio”. Włoszka, która stała obok mnie, zaczęła się pytać: Franciszek, ale który?
Chyba najbardziej poruszający dla mnie był wylot Benedykta z Rzymu do Castel Gandolfo. Odlatywał, ale pozostał. To było nowe – odejście i obecność.
Ks. Paweł Rokicki: Widziałem, jak na Mszy inauguracyjnej nowego papieża wielu młodych trzymało transparenty: „Franciszku, odbuduj mój Kościół”. W oczach mieli to pragnienie, odczuwalne życzenie, aby tak się stało.
ks. Włodzimierz Piętka