Nowy numer 11/2024 Archiwum

Był świadkiem i przewodnikiem

Pożegnaliśmy ks. prof. dr. Tadeusza Rutowskiego.

Urodził się w 18 maja 1929 roku w Płocku. Jeszcze przed wojną jego rodzina zamieszkała w Żurominie. Tam w wakacje 1939 roku przyjął sakrament bierzmowania z rąk bp. Leona Wetmańskiego, późniejszego męczennika Działdowa.

- Jeden z kolegów w Żurominie przepowiedział mi, że będę księdzem, chociaż ja wcale o tym nie myślałem. Nawet nie byłem wtedy ministrantem - opowiadał ks. Rutowski w wywiadzie udzielonym "Studiom Płockim" w 2009 roku.

Tam też wyznał, że jego ulubioną modlitwą, którą codziennie, od dzieciństwa się modlił, jest modlitwa św. Bernarda. - Jak zacząłem poznawać i czytać katechizm, wielkie wrażenie zrobiła na mnie odpowiedź na pytanie: "po co Pan Bóg człowieka stworzył". Odpowiedź brzmiała: "żeby Go znał, kochał, wiernie Mu służył i za to niebo otrzymał". Ta odpowiedź przez całe życie towarzyszy moim myślom.

"W okresie nauki w szkole średniej dużo myślałem o mojej życiowej drodze. Nieraz wieczorami zastanawiałem się, czy będę mógł czynić więcej dobra jako kapłan, czy jako człowiek świecki. Notowałem swoje przemyślenia w prowadzonym wówczas dzienniku, który zachował się do tej pory. Pod datą 17 marca 1947 r. zapisałem: Dzisiaj na religii ksiądz mówił, że jeśli jakaś myśl przychodzi człowiekowi wciąż do głowy, np. aby zostać księdzem, to nie można jej lekceważyć, lecz trzeba poważnie nad nią się zastanowić. I teraz znów myślę o wstąpieniu do seminarium, lecz rozważenie tej sprawy odkładam na czas rekolekcji, które będą za tydzień. (…)

Kiedyś na lekcji religii wziąłem od ks. prefekta Romana Fronczaka modlitwę papieża Piusa XII o powołania kapłańskie; odmawiałem ją prawie codziennie przez wiele lat. Także od tego księdza prefekta usłyszałem na lekcji religii definicję powołania, która brzmiała mniej więcej tak: »Jest to stałe działanie Ducha Świętego na umysł i serce człowieka, nakłaniające go do kapłaństwa przez różne wydarzenia, myśli i natchnienia«. To mi pomogło nabrać pewności, że Chrystus wzywa mnie do kapłaństwa" - pisał o swoim powołaniu ks. Rutowski we wspomnieniach "Historia mojego powołania do kapłaństwa".

Po maturze w płockiej Małachowiance wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego i przyjął święcenia kapłańskie 23 sierpnia 1953 roku u księży werbistów w Pieniężnie.

Zaraz po święceniach bp Tadeusz Paweł Zakrzewski skierował go na studia filozoficzne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Jego koleżanką ze studiów była s. Zofia Zdybicka, bliskim kolegą - bp Adam Dyczkowski i bp Bronisław Dąbrowski, który żartobliwie nazywał ks. Rutowskiego "bliźniakiem", bo tego samego dnia mieli święcenia kapłańskie, prymicje i obronę doktoratu.

W 1958 roku ks. Rutowski powrócił do Płocka i rozpoczął wykłady z filozofii w WSD. Przez całe kapłańskie życie był związany z seminarium, będąc jego profesorem, wicerektorem i wieloletnim rektorem oraz wychowawcą kleryków.

Całe pokolenia księży wychowały się na jego publikacjach. Był kanonikiem gremialnym Kapituły, Katedralnej Płockiej i piastował godność protonotariusza apostolskiego.

W książce "Tajemnice istnienia", na zakończenie ogólnej refleksji nad bytem, można znaleźć takie podsumowanie: "Zwróćmy uwagę, że na początku nie stawialiśmy pytań: Czy istnieje Bóg? Jakie są racje przemawiające za Jego istnieniem? Interesował nas zmienny i różnorodny świat, którego istnienie chcieliśmy zrozumieć i w ostateczny sposób wyjaśnić. I oto nieoczekiwanie odkrywamy, że jedynym racjonalnym wyjaśnieniem istnienia świata jest przyjęcie istnienia Bytu Koniecznego - Boga".

Podobnie na zakończenie refleksji nad transcendentaliami, pada stwierdzenie: "Na początku naszych rozważań filozoficznych nie stawialiśmy pytania dotyczącego istnienia Boga. Chodziło nam o zrozumienie i wyjaśnienie ostateczne istnienia świata, bytów różnorodnych i zmiennych. Tego rodzaju filozoficzne rozważania, ku naszemu zaskoczeniu, doprowadziły do wniosku, że jedynym racjonalnym wyjaśnieniem istnienia świata jest przyjęcie istnienia Bytu Koniecznego, który posiada takie przymioty, jakie przypisujemy Bogu Osobowemu"... Tak jakby chciał powiedzieć: Prawda nam się objawiła. Gdy czytamy ten tekst już po śmierci naszego Profesora, staje się on świadectwem jego bogatego życia i mądrej wiary.

Do tej wiary, na koniec dołączyło się cierpienie. Sam ks. Rutowski precyzyjnie to opisał w swoich wspomnieniach: " W dniu moich 74 urodzin, w roku mojego złotego jubileuszu kapłaństwa, rozpoczęła się nagle poważna choroba. Kiedy wstałem rano w niedzielę 18 maja 2003 r., stwierdziłem, że trudno jest mi utrzymać się na nogach. (…) Pod koniec Mszy św. jeden z księży podsunął mi krzesło, ponieważ zauważył, że słabnę. Po południu mój stan wyraźnie się pogorszył. (…) Gdy znalazłem się w szpitalu w Warszawie, stwierdzono wylew".

15 ostatnich lat spędził na wózku, ale wciąż aktywny i ciekawy świata. Jego kapłaństwo dojrzewało przez cierpienie w seminarium, które było jego domem, a on do końca pozostał jego świadkiem i stróżem.

Pięć lat temu, gdy ks. Rutowski świętował 70-lecie kapłaństwa, mówił do niego bp Piotr Libera: "Życzymy Ci, Czcigodny Księże Rektorze, aby spełniło się pragnienie Twoich »oczu wiary«, aby spełniło się Twoje osobiste »Gaudium et spes«, bo ten dokument soborowy Jubilat najbardziej umiłował".

Więcej o ks. inf. Rutowskim:

Moje powołanie - ks. Rutowski o sobie

Diamentowy jubileusz ks. T. Rutowskiego

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy