Służki wspominają swe zmarłe tragicznie współsiostry: s. Edytę Figurę i s. Teresę Żbikowską.
- Umocnieniem i pocieszeniem dla mnie jest fakt, że tego dnia rano, gdy zginęły nasze siostry, widziałam jedną z nich przystępującą do spowiedzi - mówi s. Marzena Gutowska, wikaria prowincji płockiej Zgromadzenia Sióstr Służek NMP Niepokalanej.
Siostry służki zmarły tragicznie w minioną niedzielę, 19 lutego. Zginęły w wypadku samochodowym tuż po 15.00, a więc w Godzinie Miłosierdzia. Z pewnością w chwili śmierci modliły się Koronką, skoro w ich dłoniach znaleziono różaniec.
Wśród zapisków siostry Teresy, zastanawia i wzrusza jedna kartka - zaproszenie na przyjęcie. Siostra jakby planuje urządzić wielkie przyjęcie, i zaprasza na nie wszystkich, których znała, spotkała, którzy byli dla niej ważni. I na końcu bardzo długiej listy osób dopisuje, że w razie konieczności, lista może pomóc w powiadamianiu osób, które mogłyby przyjechać na jej pogrzeb... Zaproszenie na przyjęcie? Spotkanie z Oblubieńcem? Z jej zapisków i wspomnień o niej powstaje poruszający obraz siostry zakonnej, która żyła całkowicie dla Jezusa i dla innych. I jeszcze jedna jej myśl: "Trzeba życie rozdawać, zanim zabierze je czas...".
- Nie znałyśmy się wcześniej, ale czekałyśmy na siebie nawzajem. Terenia przyszła pierwsza do zgromadzenia. Gdy ja wstępowałam, ona już na mnie czekała - mówi s. Iwona Chojnacka z Pułtuska, która razem z s. Teresą Żbikowską wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Służek NMP Niepokalanej. - Była zdecydowana, nie miała wątpliwości w swe zakonne powołanie. Siostry służki i nasze zgromadzenie poznała dzięki swej katechetce s. Danucie Olkowskiej. Wspierałyśmy się razem, w problemach modliłyśmy się za siebie nawzajem. Była odważna i mówiła to, co uważała za słuszne. W tej jej postawie chodziło o to, aby relacje międzyludzkie, zwłaszcza we wspólnotach, w parafiach, w Kościele były prawdziwe, nigdy połowiczne, czy fałszywe, nigdy za plecami - dodaje s. Iwona.
Siostra Teresa pierwszą profesję złożyła w Mariówce 2 lutego 1994 roku. Przez pięć lat pracowała jako katechetka w Skępem. Następnie przez 12 lat katechizowała w Mrzeżynie, w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Od sierpnia 2016 roku znów wróciła do pracy w diecezji płockiej i jako katechetka pracowała w Żurominie. Była również przełożoną domu.
- Bardzo troszczyła się o wspólnotę i o przejrzyste, głębokie relacje w niej. Dla niej nie tylko praca była ważna, ale współpraca i relacje między ludźmi. Chodziło jej o to, aby była serdeczność i wrażliwość między ludźmi. Na katechezie miała dar głębszej znajomości uczniów. Patrzyła nie tylko na to, co umieją, ale kim są i z jakich rodzin pochodzą. Była też duszą towarzystwa. Bardzo ceniła prostotę i normalność - opowiada s. Iwona.
- Siostra Terenia zauważała każdą osobę i potrafiła poświęcić jej czas. Zauważała osoby, które w opinii ludzkiej były "inne", "trudne" "pozostawione na boku". Zawsze mówiła, że Bóg patrzy inaczej niż my, a te osoby mogą być bliżej Boga, niż nam się wydaje. Zawsze w trudnych sytuacjach szukała sensu Bożego pomimo przeżywanego cierpienia, a czasem buntu. Pytała się, co Pan Bóg chce dla niej przez daną sytuację uczynić. W trudnych sytuacjach mówiła, że zawsze będzie dla Boga i że Bóg patrzy na serce człowieka, a nie tylko na zachowanie prawa.
- Kochała życie, przyrodę, miała poczucie estetyki i piękna, była dobrą organizatorką w różnych dziedzinach. W swojej trosce nigdy nie zapominała o najbliższych, kochała bardzo rodziców, siostry i brata, ich dzieci. Cieszyła się ich radościami i była blisko kiedy potrzebowali wsparcia, zwłaszcza tata w czasie choroby i Małgosia - jej siostra, w długotrwałej chorobie. Czekała na narodzenie dzieciątka swojego siostrzeńca.
- Dziękuję Bogu za dar życia s Teresy (dla mnie Tereni). Swoim życiem uczyła mnie oddawania wszystkiego Bogu, pielęgnowania relacji w drugim człowiekiem, niesamowitej otwartości na życie, wykorzystywania każdej chwili, pogody ducha a przede wszystkim uczyła mnie bycia sobą i odwagi - wyznaje s. Iwona Chojnacka.
- Siostra Teresa miała też artystyczną duszę: pisała, malowała. Spod jej dłoni wychodziły piękne płaskorzeźby aniołów. Miała niezwykły dar i wrażliwość i pięknie przygotowywała wystrój sali czy kościoła na różne uroczystości - wspominają siostry służki Agnieszka Kłosińska i Agnieszka Oszczudłowska.