Nowy numer 13/2024 Archiwum

Zrób ze mną, co zechcesz

Wiara. – Powiedziałam mu: „Wiesz, wielcy święci zawsze umierali bardzo młodo…”. Kiedy tam pójdziesz, pozdrów ich wszystkich – to słowa s. Józefy Szymańskiej, lekarki, w ostatniej rozmowie z ks. Piotrem Błońskim. Odszedł człowiek uśmiechu, o którym niektórzy mówią: „umarł święty”.

Księdza Piotra jeszcze nie tak dawno mijaliśmy po Mszy św. w płockiej katedrze. Wysoki, szczupły, z łagodnymi, niebieskimi oczami. Mimo postępującej choroby nowotworowej ten młodziutki ksiądz – najmłodszy wikariusz naszej diecezji, bo wyświęcony pół roku przed czasem – był zawsze uśmiechnięty, lekko onieśmielony, zwyczajny. Poproszony o świadectwo przeżywania swojego cierpienia, nigdy nie odmawiał. Cieszył się, że informacja o jego chorobie dociera do coraz większej liczby ludzi i daje im do myślenia. Ale pewnie sam nie przypuszczał, że jego odchodzenie będzie nazwane „wielkimi rekolekcjami w diecezji”. Chciał być pochowany w białym ornacie, a jego testament już na początku zawierał znamienne życzenie: „Pierwszą moją prośbą jest, aby dzień mojej śmierci w żaden sposób nie był dniem rozpaczy, bólu”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy