Największy prezent

Marek Szyperski

|

Gość Płocki 51/2023

publikacja 21.12.2023 00:00

W jamie nakrytej trzciną i śniegiem, kromka chleba łamana jak opłatek i cicho nucone kolędy – tak wyglądała Wigilia polskich zesłańców w sowieckim Kazachstanie w ponurych, stalinowskich czasach.

Państwo Julia i Włodzimierz oraz ich dzieci spędzą pierwsze święta w Pułtusku. Państwo Julia i Włodzimierz oraz ich dzieci spędzą pierwsze święta w Pułtusku.
Archiwum Antoniny Grabowskiej

Tak narodzin Zbawiciela oczekiwali przed 70 laty dziadkowie Włodzimierza i Julii, którzy na początku grudnia przyjechali do Polski. – To największy prezent i spełnienie naszego największego marzenia – powiedzieli nam w pułtuskim Domu Polonii, w którym znaleźli pierwszą przystań na ziemi przodków, w działającym tu od ośmiu lat Ośrodku Adaptacyjnym dla polskich repatriantów z dawnego Związku Sowieckiego.

Rodzinny dom dziadków państwa Julii i Włodzimierza po polsko-sowieckim pokoju ryskim pozostał za kordonem. − W 1936 r. zostali wywiezieni do Kazachstanu po prostu za to, że byli Polakami – mówi Antonina Grabowska, w Polsce od 2016 r., która teraz w Pułtusku pomaga kolejnym falom nowych repatriantów.

Zesłano ich na bezludne tereny północnego Kazachstanu. − To były bardzo żyzne ziemie, ale niezamieszkane z uwagi na ekstremalne temperatury: minus 50 stopni Celsjusza zimą i 45–55 stopni na plusie latem. Sowieci wysłali Polaków na takie terytorium, myśląc, że oni tam po prostu zginą – tłumaczy pani Antonina. − Całe wioski kierowano w jedno miejsce: do punktu zbiorczego.

Zielony Gaj, Jasna Polana – na mapie Kazachstanu można znaleźć nazwy przeniesione z ojcowizny. Dziadkowie pani Julii i pana Włodzimierza osiedli we wsi Podolskoje, którą zesłańcy musieli zbudować od początku. Przyjechali tam w bydlęcych wagonach jesienią 1936 r. – Wykopywano doły w ziemi, przykrywano trzciną, a na to wszystko sypano śnieg. W takiej jednej ziemiance mieszkało po kilka rodzin – opowiada pani Antonina. − Wcześniej, w 1933 r., doświadczyli głodu na sowieckiej Ukrainie. Rodziny podejrzane o niechęć, wrogość wobec władzy sowieckiej były wywożone do Kazachstanu bez żadnych zasobów. Bez worków z pszenicą, bez siana, bez niczego. Gdy jesienią trafili do Kazachstanu – ziemia była już zmarznięta i nic nie można było zasiać. Zimę przetrwali, ponieważ zbierali na stepie suchą trawę, którą moczyli w wodzie i z tego robili coś w rodzaju chleba.

Do 1956 r. polscy zesłańcy znajdowali się pod specjalnym nadzorem radzieckiej komendantury jako „elementy” niepewne politycznie z powodów narodowościowych. Przeszli przez piekło. Zimą były straszne mrozy. − Skupiali się w ziemiankach, palili cały czas tę suchą trawę. I przetrwali tak pierwszą zimę. Kolejne dwie to choroby: tyfus, gruźlica. Przez pierwszą zimę zmarło bardzo dużo dzieci – mówi Antonina Grabowska.

Ale nawet na tej nieludzkiej ziemi nie zapominali o polskich tradycjach. W wielkiej tajemnicy zbierali się i modlili po polsku. Trwali przy języku ojców, przekazywali z pokolenia na pokolenie polską kulturę i wiarę. − Przez tyle lat wiara była przechowywana w sercach. Przez tyle lat babcie i dziadkowie przekazywali ją na kolanach z różańcem w ręku – mówi pani Antonina.

Latem zbierano więc siano, które potem wkładano pod wigilijny obrus. Na początku wieczerzy wigilijnej, zamiast opłatkiem, dzielono się chlebem, bo stanowił on najważniejszą wartość. Jedną kromką dzieliła się cała rodzina. Choinek nie było, teraz ten zwyczaj powraca. Cicho śpiewano polskie kolędy, takie jak „Dzisiaj w Betlejem” czy „A wczora z wieczora”.

Sytuacja zdecydowanie poprawiła się po upadku Związku Sowieckiego. Od 1991 r. do Kazachstanu zaczęli przyjeżdżać księża z Polski. − W Kościele na Wschodzie występuje tak ogromna wiara, której nie porównuje się nawet z polską. W tej wierze jest nadzieja, jest oczekiwanie, jest obietnica spełnienia tego wszystkiego, i dlatego tutaj przyjeżdżają ludzie. Oni mają w sobie tę starą wiarę, której w Polsce teraz czasami brakuje. Być może ci repatrianci wracający ze Wschodu do ziemi ojczystej z powrotem przynoszą do nas moc wiary, moc nadziei – uważa pani Antonina.

− Babcia i dziadek przez całe życie chcieli powrócić do ojczyzny i do wolności – mówi nam pan Włodzimierz. On, żona i ich trójka dzieci: 9-letnia córka i dwóch synów: 7- i 4-letni spędzą pierwsze w życiu święta Bożego Narodzenia w Polsce. − W kraju podoba nam się wszystko, dobro i życzliwość u ludzi, ich charakter – mówią. Powrót do Polski – to dla nich największy prezent i spełnienie największego marzenia. A potem będą te bardziej przyziemne, choć konieczne: praca i własny dom.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.