Iść za tajemnicą serca

ks. Henryk Seweryniak

|

Gość Płocki 49/2022

publikacja 08.12.2022 00:00

Mija właśnie 35 lat od śmierci ks. Tadeusza Króla. Z biegiem lat karty jego życia stają się coraz bardziej czytelne.

Spotkanie Instytutu Wyższej Kultury Religijnej w Płocku  – bohater tekstu pierwszy od prawej. Spotkanie Instytutu Wyższej Kultury Religijnej w Płocku – bohater tekstu pierwszy od prawej.
archiwum ks. Henryka Seweryniaka

Zwykła notatka o nim brzmiałaby tak: „Ksiądz Tadeusz Piotr Król (1928−1987), święcenia kapłańskie 11 października 1953 r. z rąk bp. Tadeusza Pawła Zakrzewskiego; wikariusz w parafiach: Chorzele i Wyszków n. Bugiem, studia teologii dogmatycznej na KUL-u, kapelan sióstr zmartwychwstanek w Mocarzewie, ojciec duchowny i profesor WSD, od 1970 r. rektor kościoła św. Jana Chrzciciela w Płocku, od 1973 r. pierwszy proboszcz tej parafii, duszpasterz studentów i inteligencji Płocka, od 1985 r. ponownie ojciec duchowny seminarium”. Ktoś, kto lepiej znał jego życiorys, dodałby takie szczegóły: stryjeczny brat ks. Zdzisława Króla (kanclerza kurii warszawskiej w czasach Prymasa Tysiąclecia, który zginął w katastrofie smoleńskiej), autor rozprawy doktorskiej o nauce teologicznej polskich arian, napisanej pod kierunkiem sługi Bożego ks. prof. Wincentego Granata, ale świadomie nie obronionej; pochowany 9 grudnia 1987 r. w grobowcu kapituły katedralnej przy kaplicy na starym cmentarzu w Płocku. On sam pozostawił po sobie zapiski, które rzucają strumień światła na jego wewnętrzny portret.

Duchowość i ogień

Kto jeszcze czuje dzisiaj głód duchowości? Na pozór niewielu. Ale chyba tylko na pozór. Bo jeśli jeszcze czegoś szukają w Kościele (a często poza Kościołem), to właśnie duchowości. Dla ks. Króla była ona najważniejsza. Biskup Wosiński, który powołał go na ojca duchownego w seminarium, w pewnym sensie na swego następcę w tej robocie, trafił w dziesiątkę. Świadczy o tym dziennik, który pieczołowicie prowadził przez co najmniej 30 lat. „U świętego Jana”, po ciężkim dniu pracy, kolacji i długiej czasem pogawędce, ks. Król zamykał się w swoim mieszkaniu. Nie lubił, gdy do niego dzwoniono albo próba zespołu Vox Clamantis odbywała się zbyt głośno… Były to godziny, podczas których chyba najwięcej się modlił, medytował, przygotowywał kazania, tworzył poezje, notował wspomnienia. Zapiski odkryliśmy dopiero po jego śmierci. I to wtedy wyjaśniła się również tajemnica spędzania jego wieczorów.

Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.