Z ciszą w głowie

am

publikacja 25.03.2022 00:21

O Ekstremalnej Drodze Krzyżowej, która musi boleć i zawsze zmienia, nawet jeśli cuda są niewidoczne opowiadają: Dariusz Orlikowski, jeden z liderów okręgów EDK w Polsce, a zarazem jeden z koordynatorów płockiej drogi, oraz Jacek, jej wielokrotny uczestnik.

Z ciszą w głowie Jacek i Dariusz zapraszają do wyjścia ze strefy komfortu i wyruszenia na pasyjny szlak nocą. Agnieszka Małecka /Foto Gość

Agnieszka Małecka: Rozmawiam z bardzo zaprawionymi w wędrówce uczestnikami EDK. Jak się do niej dobrze przygotować?

Jacek: Tak naprawdę każda EDK, nawet na tej samej trasie, jest trochę inna, bo na przykład jest inna pogoda. Jeżeli ktoś mało chodzi, to warto zacząć wędrówki na jakiś czas przed wyjściem. Potrzebne są dobre, sprawdzone buty, odpowiednie ubranie na daną pogodę, bo mi na przykład zdarzyło się iść w temperaturze -10 st. C. Oczywiście latarka, bo przy dużym zachmurzeniu naprawdę nic nie widać. Do tego odblaski, jedzenie i picie. Ważna jest aplikacja EDK w telefonie. Warto też wziąć ze sobą power bank.

Darek: Dodajmy, że dzięki aplikacji w telefonie mamy ślad trasy i możliwość prowadzenia po nim. Warto powiadomić przynajmniej jedną bliską osobę, że się wychodzi na EDK, bo w razie potrzeby będzie ktoś, kto nas znajdzie i ściągnie z trasy.

Po raz piąty idziecie od parafii pw. Ducha Świętego na Skarpie do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, ale m.in. przez Sikórz… Czy płocka trasa EDK się zmienia? Czy ją weryfikujecie?

Darek: W poprzednim roku była taka sama, ale generalnie trochę się wydłużyła. Zrezygnowaliśmy z jednego odcinka asfaltowego na rzecz lasu. Trochę ze względu na bezpieczeństwo, ale też na to, że twardy asfalt robi swoje.

Las budzi?

Darek: Zdecydowanie. Nasze zmysły funkcjonują inaczej. My z Jackiem mamy takie doświadczenie jeszcze z czasu, gdy jako instruktorzy harcerstwa jeździliśmy na obozy. Naprawdę las nocą wygląda zupełnie inaczej. Wzrok trochę traci, ale słuch się wyostrza. Jesteśmy bardziej skupieni na tym, gdzie idziemy i co robimy. To jest wszystko bardzo dobrze przemyślane. Moglibyśmy przecież zrobić EDK w ramach ulic Płocka, ale to nie samo.

Potrzebna jest cisza… Co jest najważniejsze, żeby ta droga nie stała się rajdem, zwykłym przejściem?

Darek: Moim zdaniem cisza jest kluczowa. Cisza i samotność, jakkolwiek można iść w grupie i być samotnym. My wychodzimy z codziennego zgiełku, gdzie ciągle coś nam gra: w samochodzie, w domu. I kiedy wybrzmiewają nam w słuchawkach rozważania, to naprawdę da się wtedy usłyszeć siebie samego. To jest coś, czego nie doświadczamy w codzienności. A kiedy jeszcze człowiek wejdzie w te głębię Drogi Krzyżowej… Nie chcę wpadać w jakiś patos, ale wtedy naprawdę można spotkać Pana Boga. Nie wiem, czy usłyszeć, czy z Nim porozmawiać, ale spotkać na pewno można. Dojrzeć Go w drugim człowieku, który może potrzebuje pomocy. Dojrzeć w tym świecie, który nas otacza, choćby w tym nieboskłonie. A tak rzadko mamy okazję dojrzeć niebo, bo zwykle mamy wokół wiele świateł. A tu nagle mamy poczucie, że musi być coś więcej, że to nie może się kończyć tu i teraz. Oczywiście w praktyce różnie bywa z tą ciszą na EDK. My uczulamy i zachęcamy, ale każdy idzie na własną odpowiedzialność. Poza tym Pana Boga można zagadać…. Można słuchać ciągle jakichś rekolekcji, i one będą bardzo dobre, ale będziemy zamknięci na Jego głos. Chodzi o to, by to On do nas mówił.

Jacek: Uczulamy, żeby ludzie nie rozmawiali głośno, żeby nie robili pikników przy stacjach Drogi Krzyżowej, tylko w odległości, bo to by przeszkadzało innym. Nawiązując do wypowiedzi Darka, ja już byłem kilka razy na EDK i miałem wcześniej takie doświadczenie, że wypełniałem sobie ten czas modlitwami - kolejne części Różańca, Koronka. Ale w tamtym roku zrobiłem inaczej. Skorzystałem z rady ks. Stryczka, który powiedział, że on w ogóle się na EDK nie modli. Tylko idzie. Byłem zaskoczony, trochę zszokowany, ale zaryzykowałem. I było to dla mnie największe doświadczenie duchowe, jakie przeżyłem na EDK. Takie pójście bez modlitewnego planu. Z ciszą w głowie. Wtedy otworzyłem się na Pana Boga. A miałem jedną ważną, trudną intencję. I tak mnie męczyły te myśli, że przed wejściem do Sikorza, powiedziałem w duchu: "Panie Boże, ja już nie chcę o tym myśleć, postanawiam, że po EDK przegadam to z pierwszym napotkanym księdzem. I co mi powie, to ja to zrobię." I wtedy zeszło ze mnie to obciążenie. Wszedłem do kościoła, który był dla nas otwarty w nocy. Tam byli parafianie, którzy dawali nam karteczki ze słowami Jana Pawła II. Klęknąłem przed Najświętszym Sakramentem i podeszła pani, która dała mi karteczkę z cytatem. I tam, na tej karteczce, znalazłem odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. W jednym momencie. Byłem w ciężkim szoku. Potem jeszcze, po wyjściu z kościoła, spotkałem proboszcza ks. Jarka Cichockiego, który dał mi książeczkę i szkaplerz św. Józefa. Ja nie chciałem, powiedziałem, że to na pewno nie dla mnie, ale stwierdziłem, że komuś przekażę. Potem przeczytałem o tej idei. I zaczęło we mnie dojrzewać - a może ten św. Józef jest dla mnie? I 1 maja przyjąłem jego szkaplerz. Gdy w tamtym roku, miałem problem z pracą, i poprosiłem o nią Józefa i dał mi tyle, że robiłem na 3 etaty. Więc gdyby nie EDK nie odkryłbym św. Józefa. Teraz to najbliższy przyjaciel i wzór.

A jeśli nie doświadczymy na EDK niczego takiego, takiej iskry? Jeśli zostanie tylko ból i zmęczenie?

Jacek: My jesteśmy tacy, że wszystko chcemy mieć natychmiast. A ja mam w głowie słowa jednego księdza, który tłumaczył, że Pan Bóg to nie dezodorant, który od razu poczuję. A poza tym zawsze przypomina mi się Matka Teresa, która miała tak długo ciemności duchowe, a mimo to robiła swoje. Ja miałem to swoje doświadczenie dopiero na piątej drodze. Myślę, że każdy, kto przejdzie całość, to ma w sobie tę radość. Poza tym każdy ma jakieś intencje. Rozmawialiśmy niedawno, że pewnie w tym roku główną intencją będzie pokój na świecie. Ktoś idzie w jakimś konkretnym celu, nie tylko po to, by sobie przejść tę trasę. Jeśli ten mój ból, ten paznokieć, który zszedł, ofiaruję w jakiejś intencji, to będzie to miało sens. Nie ujmuję tym, którzy nie przeszli całości. Chwała im za to, że podjęli to wyzwanie. Przeszli tyle, ile mogli. Ale dobrze, że wyszli ze swojej strefy komfortu i podjęli to wyzwanie. A ono ma już w nazwie słowo "ekstremalna". Nas kusi, by sobie coś ułatwić, ale to ma boleć.

Darek: Ja na przykład nie doświadczam tej radości, ja jestem skoncentrowany na celu. Przejść, przeżyć. Tyle. Idąc, nie doświadczam tego mistycyzmu. Pamiętam jak dwa lata temu, na końcu EDK czekaliśmy na otwarcie Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, a mnie zaczęło trząść. Nie czułem żadnej radości, żadnego mistycyzmu. Ale często jest tak, że jak wrócę po jakimś czasie do tych rozważań, myślę o tej drodze, to coś zaczyna we mnie kiełkować. Przypominam sobie, że gdy szedłem tam lub tam, to taka myśl się pojawiła… A może coś by z nią zrobić? Inna sprawa, to fakt, że jeśli nawet czegoś nie zobaczyłem, nie doświadczyłem, to nie znaczy, że tego nie było. Przecież można czasem przejść całe miasto i nie dostrzec ludzi. Mnie się wydaje, że EDK potrafi oczyścić głowę. Niektórzy doświadczą czegoś od razu, jak Jacek na tej ostatniej EDK, a inni później.

Każdy czerpie z tej drogi tyle ile może, ile chce?

Darek: Przypomina mi się św. Tereska, która powiedziała, że każdy jest jakimś naczyniem - naparstkiem, szklanką, czy dzbanem. Nieważne, jak dużym, ważne że się napełni. My mamy nadzieję, że dzięki tej drodze człowiek się wypełni Panem Bogiem. To jest tuż przed Niedzielą Palmową, więc wchodzimy w ten sposób w Wielki Tydzień, w najważniejsze wydarzenia w naszej wierze. Mnie osobiście jeszcze w Niedzielę Palmową bolą stopy. Ale jak słyszę Ewangelię o wjeździe do Jerozolimy, a potem o Męce Pańskiej, to mój ból jest niczym. Możemy rozważyć tę mękę, która była niewyobrażalnie większa niż nasza.

Jacek: Ja gdy wracam z EDK i wchodzę do domu, to cały się trzęsę ze zmęczenia, jak galareta. A nikt mnie przecież nie torturował, nie gnębił, tylko przeszedłem ten odcinek bezpiecznie. To pokazuje zaledwie namiastkę tego, co tam Pan Jezus musiał przejść.

Hasło tegorocznej Ekstremalnej Drogi Krzyżowej wskazuje na budowanie relacji. Jak EDK w tym pomaga?

Darek: Ta sztuka budowania relacji nie przychodzi od razu. Ale jak się otworzymy na Pana Boga, to zobaczymy, że prostymi środkami możemy wejść w relację z Nim i z drugim człowiekiem. Ja zajmuję się rysowaniem trasy, poświęcam temu czas w domu. Nie jest to łatwe, bo to jest przecież czas dla rodziny. Ale ostatnio słyszę pytanie od synka: - "tato, znów robisz EDK? A jak będę starszy, to będę mógł iść z tobą?" Już w czasie drogi, gdzieś między 13 a 14 stacją, jestem już zwykle kompletnie wypalony, rozwalony. Ale wiem, że muszę dojść, i dla siebie, ale i dla bliskich, bo w domu żona zapyta - "dotarłeś do końca"? Poza tym, skoro już wyszliśmy i zachęciliśmy do tego te 120 a czasem i 150 osób, to trzeba już się tak dosłownie utytłać, żeby pokazać, że to wszystko ma sens. A ma sens ogromy. Ja jestem bardzo szczęśliwy z tego, że Pan Bóg działa przez tę EDK i dał nam taką schedę tutaj, w Płocku.

I Płock został zauważony na mapie EDK. W lutym miało się tu odbyć ogólnopolskie spotkanie liderów…

Darek: Od czego się zaczęło? Rok temu ówczesny rzecznik EDK szukał osób, które by się zaangażowały medialnie. Zgłosiłem się, deklarując, że jeśli będzie potrzeba, to mogę pomóc. Spotkaliśmy się w niewielkim gronie i wyszło, że ja robię szkolenia on-line. Wtedy ks. Stryczek zaproponował mi dwa szkolenia, z tym że sam miałem je wymyślić. I wymyśliłem. Pierwsze dotyczyło strony technicznej przygotowań, a drugie koncentrowało się na wspomnieniach z przeżytych EDK. Ks. Styczek powiedział wtedy, że będę robił szkolenia w całej EDK. Spotykaliśmy się w grupach roboczych i rozmawialiśmy, jaki kształt ma mieć EDK. I wtedy zaproponowałem, żeby liderzy się spotkali i padło stwierdzenie, że pewnie zapraszam do Płocka…Spotkanie nie doszło do skutku, bo był akurat szczyt pandemii. Ale bardzo bym chciał, żeby do niego doszło, tu w Płocku, bo mamy się czym pochwalić. Opowiadałem innym liderom, że mamy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, które jego dawny rektor ks. Ochtyra tak pięknie nazwał "Betlejem Miłosierdzia", mamy katedrę, i nie leżymy "nad kałużą", tylko w najszerszym odcinku Wisły, w dodatku na wzgórzu.

Pojawiła się też potrzeba większego ustandaryzowania tego wielkiego przedsięwzięcia, jakim jest Ekstremalna Droga Krzyżowa. Dlaczego?

Jacek: W ostatnich latach pojawiały się już EDK z krótszym trasami, mniej formalne. A tak naprawdę te 40 km to optymalna liczba, bo dopiero wtedy naprawdę doświadczamy, że brakuje nam paliwa, że wszystko się kończy. Ostatnie kilometry to już walka.

Darek: Można było powiedzieć, że to była taka trochę "radosna twórczość". I już wystarczy. Trzeba EDK ująć w konkretne ramy. Te 40 km daje taką szansę ogołocenia, można zostawić wszystkie swoje marzenia, wyobrażenia. Zostać tylko z Panem Bogiem i z bólem.

Jacek: Oczywiście dla kogoś może być ekstremalne 15 kilometrów…

Darek: Bo każdy ma jakiś próg bólu. Dla kogoś może to być w ogóle wejście do ciemnego lasu. Na EDK każdy na sto procent dojdzie do jakiejś ściany, czy to fizycznej, czy duchowej, lub umysłowej. I pójdzie dalej...

Płocka Ekstremalna Droga Krzyżowa [Trasa z Duchem Świętym do Miłosierdzia Bożego] wyruszy z kościoła na Skarpie, 8 kwietnia, po Mszy św. o godz. 19.

Na tę i inne EDK można zapisywać się na stronie www.edk.org.pl