O poranku 24 lutego w obliczu zagrożenia wszyscy uświadomili sobie, jak blisko Ukrainy leży Polska.
Na płockim ratuszu na znak solidarności powiewa błękitno- -żółta ukraińska flaga.
Archiwum Urzędu Miasta Płocka
Tak wiele osób zza wschodniej granicy żyje także na północnym Mazowszu. To już nie tylko pracownicy sezonowi, którzy np. przyjeżdżali latem w okolice Czerwińska n. Wisłą na zbiory truskawek, ale coraz częściej są to osoby osiedlające się tu na dłużej.
Jura pochodzi z zachodniej Ukrainy, z okolic Lwowa. Od trzech lat jest w Polsce, a ostatnio pracuje w klasztorze sióstr klarysek kapucynek w Przasnyszu. W dniu, gdy rozpoczęła się inwazja Rosji, pracował z trzema kolegami z Ukrainy u sióstr. Niewiele jednak z sobą rozmawiali, każdy zajął się pracą i myślami, co też dzieje się u nich w domu. – Trudno dodzwonić się na Ukrainę, a tam zostali moja żona i dziecko, rodzice i cała rodzina. Ciężko mi, gdy słyszę, że tam wszyscy stoją w długich kolejkach do sklepów i aptek i czym prędzej chcą wyjeżdżać z miast, bo uważają, że na wsi będzie bezpieczniej. Może uda się sprowadzić rodzinę do Polski, a wtedy będą bezpieczni – mówi Jura.
Dostępne jest 47% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.