Ks. Tadeusz Łebkowski, dawny kapelan Solidarności w Płocku o stanie wojennym, który okaleczył, ale nie zgasił ducha Polaków.
Wśród wielu pamiątek z tamtego czasu duszpasterz ma listy od internowanych w kopertach ze stemplem „Ocenzurowano”.
Agnieszka Małecka /Foto Gość
Agnieszka Małecka: Był Ksiądz młodym wikariuszem w płockiej parafii św. Jana Chrzciciela, gdy został kapelanem rodzącej się Solidarności w tym regionie. Jak wyglądał ten czas z perspektywy nie świeckiego działacza, ale właśnie księdza?
Ks. Tadeusz Łebkowski: Byłem zadziwiony, z jaką siłą wybuchła Solidarność. Nazywam ją kolejnym powstaniem narodowym, chociaż na szczęście nie tak krwawym. Wyrastającym, tak jak pozostałe, z pragnienia wolności i odrzucenia zależności od sąsiadów, którym od wieków przeszkadzała Polska wybijająca się na niepodległość. Rzeczywiście, byłem wtedy duszpasterzem u św. Jana Chrzciciela, oddelegowanym do pracy katechetycznej, a więc przede wszystkim pracowałem z dziećmi, i to mnie głównie pochłaniało. Nawet tak wyraźnie sobie nie uświadamiam, w którym momencie znalazłem się w wirze tamtych wydarzeń…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.