Deszczowa modlitwa pielgrzyma

Ilona Krawczyk-Krajczyńska, Agnieszka Małecka

publikacja 07.08.2021 14:36

Chociaż piątkowa pogoda była szczególnie "niewdzięczna", to płoccy pielgrzymi przeszli pierwszy odcinek z Płocka do Sokołowa z wdzięcznością za 40 lat wędrowania na Jasną Górę i osobiste łaski, jakich doświadczyli w życiu.

Deszczowa modlitwa pielgrzyma Płock i Gostynin, 06.08.2021. 40. Piesza Pielgrzymka Diecezji Płockiej na Jasną Górę Ilona Krawczyk-Krajczyńska /Foto Gość

Około 700 osób wyruszyło wczoraj z katedry na pielgrzymi szlak, który prowadził przez most na Wiśle, płockie Radziwie, potem malowniczą trasą gostynińskich lasów m.in. przez Rezerwat przyrody Jastrząbek, do Gostynina, na ciepły posiłek i wreszcie - na Apel Jasnogórski w Sokołowie. Był to dzień wdzięczności za jubileusz pielgrzymki, dlatego uczestniczyli w nim wszyscy chętni, z różnych stron diecezji płockiej, świeccy i księża.

- Potrzebujemy, by nieustannie odkrywać różne znaki czasu, które dzieją się w naszym życiu i na świecie, takie jak chociażby ta pandemia, z którą zmagamy się od ponad roku. Ten czas wędrówki, to czas, by przyjrzeć się ważnym sprawom naszego życia, docenić to, co mamy na co dzień i podziękować za to Bogu. W tym roku, otrzymaliśmy też szczególnego patrona, świętego Józefa, Opiekuna Jezusa, na którego warto spojrzeć ze świeżością - usłyszeli w czasie rozważania na początku drogi pielgrzymi, w jednej z trzech grup, na którą podzielona była cała kolumna.

Wędrówka w nieustannym, nasilającym się deszczu i przy wzmagającym się wietrze była dużym wyzwaniem, szczególnie, kiedy trasa prowadziła po leśnych ścieżkach pełnych wody, ale jak zauważył jeden z kapłanów, idących w tym dniu, wdzięczność to nie tylko radość, ona wymaga też poświęcenia. A co mówili świeccy pątnicy? - Idę w pielgrzymce, bo tu znajduję dystans do codziennego życia, do trudnych spraw i tu mogę najbardziej spotkać Boga. Nawet w tym deszczu i wietrze… - mówiła z uśmiechem pani Agnieszka z Płocka. Cieszyła się, że idąc w pielgrzymce może śpiewać, bo dla niej śpiew jest formą modlitwy.

- Byłam na pielgrzymce już 24 razy. Tak zawsze wyglądał mój urlop, czas wolny mój i mojej rodziny. Nie wyobrażam sobie inaczej, bo tu ładuję swoje akumulatory. Nie raz szliśmy w deszczu, pamiętam pielgrzymkę, gdy padało non stop, i rodzina dowoziła mi suche rzeczy - dzieliła się pani Kasia, która chodzi zwykle z grupą brązową.

Sztafetowa forma pielgrzymki po raz drugi przyciągnęła na szlak pana Krzysztofa z Makowa. – Nie znam pielgrzymki w takiej tradycyjnej formie, ale idąc w ubiegłym roku, coś "zaskoczyło". Chcę wracać i chcę pielgrzymować, bo trzeba przezwyciężać swoje słabości, wychodzić ze swojej strefy komfortu i dawać przykład innym - opowiadał w drodze.

- Jest niewdzięczna pogoda, ale my niesiemy pielgrzymią wdzięczność - zauważyła pani Marzena. - Ja już nie liczę, ile razy byłam. Idzie mi się dobrze, chociaż nie można się przyzwyczaić do takiej pogody i jest trochę przykro. Deszcze jest ciężki, jest niemiło, ale się idzie, bo ważne są intencje, nad którymi trzeba się poważnie zastanowić. Dla mnie ta pielgrzymka jest trudna zewnętrznie, ale i wewnętrznie, bo spadło na mnie pewne doświadczenie nie wiadomo skąd, dlaczego, i po co… Myślę, że muszę tak głęboko zaufać Bogu, że On to rozwiąże. Mimo wszystko jest radość i wdzięczność. Ja dziękuję, że żyję, że mam rodzinę, dzieci, wnuczka, że są zdrowi, że sobie radzą w życiu. Bóg jednak z nami cały czas jest, ale to my czasem chcemy liczyć tylko na siebie - mówiła pani Marzena, którą spotkaliśmy na obiedzie pielgrzymim w Gostyninie. Dodała z uśmiechem - Teraz to jestem szczęśliwa, że zjadłam ciepłą zupę, i że od kogoś dostałam chusteczkę, bo moje przemokły…

- My też mamy z mężem za co dziękować - mówiła inna pątniczka, spotkana w Gostyninie, pani Basia, wskazując na śliczną, ruchliwą córeczkę, Marysię. - Żona idzie w pielgrzymce, a my jesteśmy wsparciem logistycznym - dodał ze śmiechem się jej mąż.

Po drodze, na 36-kilometrowym szlaku do Sokołowa, nie brakowało okazji do powiedzenia "dziękuję". W kilku miejscach, miedzy Łąckiem i Gostyninem, mimo ulewy na pielgrzymów czekali z poczęstunkiem mieszkańcy. Również w Gostyninie, na obiedzie przy kościele parafii św. Marcina, gościnni mieszkańcy obu parafii przygotowali ciepły posiłek.

- My rozumiemy pielgrzymów, bo też chodzimy na pielgrzymkę, i wiemy, ile to kosztuje wysiłku, zwłaszcza przy takiej pogodzie. W poniedziałek będę szła z córkami, dlatego dzisiaj chcemy z serca pomóc, by łatwiej się szło. Przyjemnie patrzeć, jak wszyscy się częstuję. Wszystko, co tu mamy, sami pieczemy i gotujemy - mówiła nam jedna z pań.

Zanim pątnicy skorzystali z gościnności mieszkańców i tradycyjnie odpoczęli w podcieniach kościoła, w świątyni powitali ich ks. Andrzej Rutkowski proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego oraz ks. Krzysztof Jończyk, od niedawna gospodarz parafii św. Marcina, gdzie zatrzymują się pielgrzymi.

- Chciałbym, abyśmy objęli modlitwą wszystkich, którzy przez 40 lat pielgrzymowali z Płocka na Jasną Górę, a których Pan Bóg powołał do siebie. Wśród tych, którzy odeszli są ks. Witek Karpiński, przewodnik służby porządkowej – człowiek zrośnięty z pielgrzymką, który wielu z nas uczył pielgrzymowania. W tym roku zmarł ks. Henryk Lipka, który był pierwszym przewodnikiem służby technicznej. Spośród grona świeckich odszedł kierowca grupy zielonej pan Stasio, od którego doświadczaliśmy wiele dobra. Ale także wielu innych pielgrzymów, którzy nie raz przemierzali ten szlak. My, którzy świętujemy dzisiaj ten jubileusz módlmy się w intencji ich wszystkich. "Wieczny odpoczynek racz im dać Panie…" – rozpoczął modlitwę ks. Krzysztof Jończyk, który pobłogosławił pielgrzymom na dalszą drogę.

Odgłosy deszczu spływającego po kolorowych pątniczych płaszczach i plusk wody wylewającej się z nasiąkniętych butów przerywały piosenki. Tradycyjne "Idzie nasza karawana" czy okrzyki "Lewa noga, prawa noga, idziemy do Boga!!!" dobiegały z każdej kompanii łącząc się z "deszczową" modlitwą niesioną przez jubileuszowych pątników.