Jeden z dziewiętnastu

ks. Henryk Seweryniak

publikacja 25.12.2020 22:01

Tuż przed wigilią pożegnano w podpłockim Brwilnie i w Maszewie ks. kan. Henryka Lipkę.

Przez 33 lata ks. kan. Lipka duszpasterzował w Brwilnie i Maszewie. Przez 33 lata ks. kan. Lipka duszpasterzował w Brwilnie i Maszewie.
Agnieszka Małecka /Foto Gość

Na tegorocznej Pasterce biskup Piotr Libera powiedział: "Odeszło już 19 moich braci – kapłanów. Tylu jeszcze nigdy w jednym roku nie odeszło. Więcej - tylko w czas wojny. Nie wszyscy z powodu epidemii, ale wielu mogło jeszcze długo pracować w winnicy Pańskiej. Kto ich zastąpi? Tak niewielu odpowiada na wołanie Pana". Jednym z tych dziewiętnastu był ks. kan. Henryk Lipka, którego tuż przed wigilią żegnaliśmy w Brwilnie i w Maszewie.

Ksiądz "po Niższym"

Należał do pokolenia tych księży, którzy tak jak Samuel byli "powołani od dziecka". Rodzice takiego chłopca, rozpoznając w nim iskrę powołania, na wzór Anny, matki Samuela, ofiarowywali go Bogu i zachęcali do pójścia za Bożym głosem, zaraz po szkole podstawowej, do Niższego Seminarium. Naśmiewaliśmy się z nich czasem, że nie znali życia. Znali, a jeśli nie znali, poznali je potem. Więc tak naprawdę to im zazdrościliśmy. Bo uczono ich "w Niższym" prawdziwej, a nie zakłamanej historii, porządnej literatury polskiej, głębokiej, antycznej kultury. Ile razy ks. Henryk recytował mi Owidiusza Aurea prima… Jak przepytywał mnie czasem z deklinacji łacińskich. Chcę przez to powiedzieć, że jego prostocie towarzyszył jakiś smak, oczytanie (ile czasopism prenumerował!), kultura. Może właśnie dzięki temu tak potrafił cieszyć się z nieprawdopodobnie pięknie odrestaurowanych ołtarzy w Brwilnie, najpierw św. Andrzeja, dalej Matki Bożej, a potem z każdej figurki czy elementu ołtarza głównego, przeniesionego przed wiekami do Brwilna z płockiego klasztoru sióstr norbertanek.

Ceniła sobie współpracę z ks. Lipką Ewa Jaszczak, wieloletnia konserwator zabytków i kierownik płockiej delegatury mazowieckiego urzędu konserwatorskiego. "Zawsze byłam pod ogromnym wrażeniem działań księdza proboszcza – napisała w liście pożegnalnym: jedna parafia, dwa kościoły, jeden w budowie, drugi do konserwacji. Przed laty, na międzynarodowej konferencji we Florencji, najwyżej zostało ocenione właśnie wyposażenie kościoła w Brwilnie".

W wojsku Jaruzelskiego

Pisał poeta:

To wcale nie wymagało wielkiego charakteru -
nasza odmowa niezgoda i upór

mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia  

Potrzebę tej "odrobiny koniecznej odwagi", "włókien duszy i chrząstki sumienia" odkrył, gdy jako seminarzysta został siłą wcielony do kleryckiej jednostki wojskowej w Bartoszycach. Te lata mocno go naznaczyły. Nie uważał ich jednak za zmarnowane. Widział w wojsku szkołę życia, ważne doświadczenie. Jeśli miał pretensję, to do tych, którzy wygorliwiali się w gnębieniu przyszłych księży. Miał też żal do niektórych kolegów, gdy ci nie zachowywali się wojsku jak trzeba, za mało było w nich odmowy, uporu i niezgody, o których pisał poeta. Należał do legendarnego grona "wnuczków" babci Konstancji Skuriat z Bartoszyc, która podtrzymywała hart ducha w klerykach-żołnierzach. Chętnie o tym opowiadał, choćby jak to w godzinie Pasterki '68 czy '69 roku stał pod rozgwieżdżonym mazurskim niebem na warcie.

Nic więc dziwnego, że był dumny, gdy parę lat temu został podporucznikiem Wojska Polskiego i otrzymał patent oficerski. I może dlatego, że tak cenił sobie mundur, także ten strażacki, tak dobrze czuł się pośród druhów i druhen strażaków z Brwilna i Maszewa nad Wisłą. Cieszył się, gdy spowiadali się, stawali "w ordynku" w Rezurekcję, w Boże Ciało przed ołtarzem i przyjmowali komunię. Lubił też gawędzić z nimi w wiosenną noc w ustawionym przy kościele wozie, kiedy czuwali przy grobie Pańskim.

Kapłański poligon

Święcenia kapłańskie otrzymał wraz ośmioma kolegami kursowymi 15 czerwca 1975 roku, roku 900-lecia diecezji. Kazanie na jego prymicji głosił ks. Roman Marcinkowski, późniejszy biskup, który z wyraźnym wzruszeniem przewodniczył liturgii pogrzebowej w Maszewie. Poligonem młodego księdza stały się wikariaty: Skrwilno, Rypin, Raciąż, płocka fara. Pamiętam, jaką radość sprawiało mu kapłaństwo: przyjaźnie, uśmiechy i wdzięczność ludzi, pierwsze spowiedzi, kazania i komunie, rekolekcje i nauka religii w punktach katechetycznych. Dzisiaj specjaliści od "mglistej wiary bez Kościoła" chętnie piszą o naszym klerykalizmie. Bardzo bym jednak chciał, żeby posłuchali, jak ks. Henryk z humorem opowiada o naszych przywarach i radościach, o swoich proboszczach, o kolędach i powrotach do zimnych plebanii. A "bohaterom rozkrzyczanej wolności" dobrze by zrobiło, gdyby przyjrzeli się w tamtych latach jego pielgrzymowaniu na Jasną Górę i trosce o to, by podczas pielgrzymki do wszystkich pielgrzymów docierały wolne słowo i wolna pieśń.

W 1986 roku przyszedł na probostwo do Brwilna. Po paru latach parafianie najchętniej mówili o nim: "gospodarz". Gospodarz, który od początku nie wyobrażał sobie, że nie może nie być i tu, w Brwilnie i tam, w Maszewie - Pasterki, i tu, w Brwilnie, i tam, w Maszewie – Rezurekcji, i tu, w Brwilnie, i tam w Maszewie - procesji Bożego Ciała.

Dlatego tak troszczył się o to, żeby na praktykę do niego trafiali seminarzyści. Zadbał też o to, żeby kilku, a w sumie pewnie kilkunastu księży z kurii i z seminarium wspomagało go w: rekolekcjach, w konfesjonale, na ambonie. Była w tym autentyczna pokora i gościnność. "Dziękuję Ci – mówił na pożegnaniu w Brwilnie ks. Stefan Cegłowski - za Pismo Święte, które podarowałeś mi będąc na pierwszym wikariacie w Skrwilnie, dziękuję za towarzyszenie w szkole średniej w Rypinie, za rozmowy, gdy byłem u Ciebie zimową porą w Raciążu i decydowałem się pójść do seminarium. Za bycie troskliwym opiekunem dla kilkudziesięciu kleryków, którzy rokrocznie od 1987 r. odbywali u Ciebie praktyki. Mówi te słowa pierwszy z ich grona".

Z troską i trwogą "brwileński gospodarz" przeżywał osuwanie się skarpy, na której wzniesiony jest tamtejszy drewniany kościół z 1740 r. "Pamiętam – żegnała go dalej konserwator Ewa Jaszczak - kiedy było straszne osuwisko w sąsiedztwie kościoła w Brwilnie, gdy razem z panem prof. Zygmuntem Glazerem ratowaliście brwileńską świątynię. Byłam pełna podziwu dla starań księdza proboszcza o pozyskiwanie środków publicznych na te prace i prace przy zjawiskowym wyposażeniu kościoła". W 1990 roku rozpoczął budowę kościoła w Maszewie. Parafianie wciąż mają przed oczyma to, jak wkładał roboczy kombinezon i zabierał się z nimi do pracy, a potem – choć niektórych to raziło - stawał z popękanymi dłońmi przy ołtarzu. Z dumą opowiadał, że na początku czerwca 1991 roku starali się jak najszybciej podciągnąć w górę mury, a potem ustawiali na nich biało-żółte i biało-czerwone flagi, żeby Jan Paweł II, przelatujący podczas IV pielgrzymki do ojczyzny helikopterem z Włocławka do Płocka zauważył i pobłogosławił ich dzieło. I był przekonany, że tak się stało. 8 października 2006 r. bp Roman Marcinkowski dokonał konsekracji świątyni.

Z Bogiem, z Bogiem każda sprawa

To był ksiądz, który brał życie i wiarę prosto, i z tym szedł do ludzi. Szukał drogi do ludzkich serc w prostych przykładach, w prostej pieśni, przysłowiu. Podczas niejednej inauguracji powtarzał: "Z Bogiem, z Bogiem każda sprawa, / Tak mawiali starzy; / Kiedy wezwiesz tej pomocy, / Wszystko ci się darzy". A w niemal każde Boże Ciało, rozpoczynając Mszę św., zwykł recytować strofę pieśni: "Zróbcie mu miejsce, / Pan idzie z nieba, / Pod postaciami ukryty chleba, / Zagrody nasze widzieć przychodzi / I jak się jego dzieciom powodzi". Jego często powtarzanym mottem było: "Jezu, ufam Tobie".

I miał rację. Ale był to przede wszystkim znak jego wyczucia wrażliwości słuchaczy. Wrażliwość… Rozumie, o czym mówię, każdy, kto był świadkiem jego lęku o konstrukcję kościoła w Maszewie albo po śmierci pracowitej, świątobliwej gospodyni - pani Barbary. Kto patrzył na jego twarz, kiedy w brwileńskim kościele stanęła trumna zakrystianki Stefanii Matlęgowej.

Dziwiliśmy się, nie rozumieliśmy tego, ale czy to nie wrażliwość kazała mu opiekować tyloma zwierzętami, które tak kochał i które tak kochały jego?

Zwykły niezwykły ksiądz. Jeden z dziewiętnastu.


Ks. kan. Henryk Lipka urodził się w 1949 r. w parafii Różan. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1975 r. Pracował duszpastersko jako wikariusz w parafiach: Skrwilno, Rypin, Raciąż i św. Bartłomieja w Płocku. Od 1986 r. był proboszczem parafii Brwilno, a także kapelanem Domu Opieki w Maszewie. W 2019 r. przeszedł na emeryturę. Był odznaczony tytułem kanonika honorowego Kapituły Kolegiackiej Pułtuskiej.

Zmarł 20 grudnia 2020 r. w Płońsku. Uroczystościom pogrzebowym ks. kanonika przewodniczył bp Roman Marcinkowski. Ks. H. Lipka został pochowany na cmentarzu w Maszewie k. Płocka