Światłość wiekuista niechaj im świeci

Ilona Krawczyk-Krajczyńska

publikacja 02.11.2020 22:04

Wspominamy dwie niezwykłe siostry pasjonistki, które zmarły w ostatnich miesiącach.

Śp. siostra Bartłomieja Orzoł spoczęła w grobowcu zakonnym na cmentarzu katolickim w Płocku. Śp. siostra Bartłomieja Orzoł spoczęła w grobowcu zakonnym na cmentarzu katolickim w Płocku.
Archiwum Jana Waćkowskiego

Ukształtowała je ta sama rodzina zakonna. Z pasją przeżywały swoje powołanie: jedna w seminarium, zaś druga - szczególnie w katechezie i w heroicznym geście ofiarowania u kresu swego życia.

15 maja w wieku 89 lat zmarła siostra Bartłomieja Orzoł, pasjonistka. – Była naszym "nieformalnym wychowawcą" – powiedział o niej w dniu pogrzebu bp Mirosław Milewski.

Ona zaś zawsze powtarzała, że kocha wszystkich księży i kleryków i że za nich się modli. Urodziła się 15 czerwca 1931 r. w parafii Baranowo k. Przasnysza (obecnie diecezja łomżyńska). Miała sześcioro rodzeństwa. Jak sama mówiła, od dzieciństwa chciała swoje życie poświęcić Bogu. Odkrycie powołania zakonnego zawdzięczała św. Teresie od Dzieciątka Jezus. W domu rodzinnym znalazła kiedyś jej obrazek, a poznawszy od mamy historię życia świętej, nie rozstawała się z nią, mówiąc: "Teresa jest moja".

Gdy miała 23 lata, wstąpiła do zgromadzenia sióstr pasjonistek w Płocku. W 1956 r. łożyła pierwsze śluby zakonne, a w 1961 r. – śluby wieczyste. W 1956 r. została skierowana do pracy w seminarium duchownym w Płocku. Pracowała tam w dziale gospodarczym, a następnie przez 32 lata prowadziła dom bp. Jana Wosińskiego. W 1996 r. przeszła na emeryturę, ale dalej pracowała w kuchni seminaryjnej i do końca życia pozostała w seminaryjnej wspólnocie sióstr pasjonistek.

Warto przypomnieć pewien epizod z życia siostry Bartłomiei, która biegiem wstępowała do klasztoru. – Przyjechałam do Płocka autobusem. To był 1954 r. Moje rzeczy miałam spakowane w kilku zawiniątkach. O ile moi najbliżsi pomogli mi wsiąść do autobusu z bagażami, o tyle w Płocku nie znałam nikogo, kto by mi pomógł. Wpadłam więc na pomysł, aby część rzeczy schować pod ławkę na dworcu, a sama pobiegłam szybko do klasztoru sióstr z częścią mojego bagażu. Potem wróciłam na dworzec po resztę rzeczy. Kto wie, gdzie w Płocku jest stary dworzec PKS na Jachowicza i gdzie jest dom sióstr pasjonistek na Sienkiewicza, domyśla się, że było to spory kawałek drogi. Jednym słowem, biegiem wstępowałam do sióstr pasjonistek – opowiadała przed kilkoma laty ze swoim poczuciem humoru siostra Bartłomieja.

Tak napisał o zmarłej siostrze Bartłomiei ks. Franciszek Kuć, dawny ekonom seminaryjny: "Cudowna Siostra. Znaliśmy się od 54 lat. Dziękuję Ci, kochana Siostro, za dar twojego serca, za twoją wiarę i wyjątkową pokorę. Dziękuję za twoją pracę na rzecz seminarium i za to, że w każdym człowieku dostrzegałaś Chrystusa. Powtarzałaś, że zawsze modliłaś się za mnie. Ja będę pamiętał o Tobie". A seminarium żegnało ją m.in. słowami z żałobnej klepsydry: "Poświęciła całe życie i oddała serce ukochanemu seminarium".

Siostra Bartłomieja została pochowana w grobowcu sióstr pasjonistek na cmentarzu katolickim w Płocku.

12 czerwca w wieku 66 lat zmarła siostra Hanna Gajewska, pasjonistka. Urodziła się w 1954 r. w Kraśniku. Do zgromadzenia wstąpiła 1 lipca 1976 r. W zakonie przeżyła 44 lata. Pracowała w Wilanowie, Kielcach, Płocku, Ciechanowie, Gostyninie i Staroźrebach. Przez 40 lat była katechetką. – To była jej pasja. Uczyła całą swoją osobą. Miała ogromny dar i przystęp do najmłodszych. Z jej duchowego rysu warto podkreślić jej wielką cześć dla Maryi Niepokalanej. Gdy zaczęła chorować, powiedziała mi, że oddała się w niewolę Matce Bożej i Ona się nią opiekuje. Jeszcze na kilka tygodni przed śmiercią była na Jasnej Górze na naszym zakonnym czuwaniu – opowiada s. Agnes Jaszczykowska, przełożona generalna.

Nie zachowały się raczej żadne zapiski duchowe po siostrze, ale idąc tropem myśli o jej oddaniu się Maryi, warto przypomnieć słowa aktu oddania się Matce Bożej, który napisał sługa Boży kard. Stefan Wyszyński. Chętnie modlono się nim w wielu wspólnotach parafialnych i zakonnych, a każde jego słowo ma swój ciężar i niesie odpowiedzialność: "Tobie poświęcam ciało i duszę moją, wszystkie modlitwy i prace, radości i cierpienia, wszystko, czym jestem i co posiadam". Ta modlitwa została wysłuchana.

– Gdy zaczęła chorować, a to wszystko trwało krótko, mówiła mi, że nie boi się śmierci, bo jest przygotowana. Obawiała się tylko, czy będzie umiała przyjąć w duchu jej zakonnego charyzmatu i miłości do męki Pańskiej. Ale odpowiedziała ofiarowaniem swego życia za drugiego człowieka – dodaje matka generalna.

Jak pisaliśmy kilka miesięcy temu w "Gościu Płockim", 6 czerwca na oddział ratunkowy szpitala na płockich Winiarach przywieziono młodego rolnika z parafii Słupia, który uległ poważnemu wypadkowi w swoim gospodarstwie. Obecna przy nim na sali żona nie wiedziała, że tuż obok, za parawanem na szpitalnym łóżku leży siostra zakonna. Gdy ta słyszała jęki poszkodowanego w wypadku Piotra Gutowskiego i rozmowę z nim jego stroskanej żony, poprosiła ją do siebie i powiedziała: "Nie bójcie się, będziecie bezpieczni. Ja cały czas modlę się za męża i wstawiłam się za nim u św. ojca Pio. Idź i powiedz mu, że się za niego modlę. Będziecie bezpieczni". Na drugi zaś dzień zaś siostra dodała: "Proszę pani, ja ofiarowałam Panu Bogu moje życie za pana Piotra. On jest wam bardzo potrzebny. Zapamiętaj, kochana, że jesteście bezpieczni, już nic złego się nie stanie. Już jest wszystko ustalone. Idź i powiedz to mężowi. W dniu wczorajszym to było jeszcze za mało…".

I tak przedziwnie się stało, że s. Hanna wkrótce zmarła, pan Piotr żyje. Jest zdrowy i wciąż z wdzięcznością wraca na grób siostry do Staroźreb. – Ja wiem, że s. Hanna miała do spełnienia misję. I wypełniła ją heroicznie! Dziękuję jej za modlitwę i za siłę, którą mi dała – mówi wzruszony pan Piotr.

Siostra Hanna Gajewska spoczęła na cmentarzu parafialnym w Staroźrebach k. Płocka.