Między kryzysem i nadzieją. Ks. prof. Janusz Mariański o religijności Polaków

ks. Włodzimierz Piętka ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 08.02.2020 22:23

Co liczby i sondaże mówią o naszej religijności? - odpowiada znany socjolog religii ks. prof. Janusz Mariański.

Ks. prof. Janusz Mariański przed dwoma tygodniami był gościem spotkania w Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku. Ks. prof. Janusz Mariański przed dwoma tygodniami był gościem spotkania w Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku.
ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość

Ks. prof. Janusz Mariański, pochodzący z parafii Rościszewo k. Sierpca wybitny socjolog religii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II, mówi o przełomach w naszej religijności.

ks. Włodzimierz Piętka: W jaki sposób socjolog patrzy na opublikowane niedawno dane statystyczne Kościoła katolickiego w Polsce dotyczące dominicantes (odsetek katolików uczęszczających na niedzielną Mszę św.) i communicantes (odsetek katolików przyjmujących Komunię św. w trakcie niedzielnej Eucharystii)?

ks. prof. Janusz Mariański: Uważam, że wyniki opublikowane przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego w Polsce odpowiadają rzeczywistości. Warto zwrócić uwagę na obserwowaną od lat pewną niespójność, bo gdy współczynnik dominicantes spada, rośnie współczynnik communicantes.

W badaniach dotyczących przeciętnego zaangażowania w praktyki religijne, spośród innych krajów europejskich przewyższają nas jedynie Malta i Rumunia. Diecezja płocka od lat sytuuje się pośrodku listy polskich diecezji, i są to wskaźniki niższe niż przeciętna krajowa. Dlaczego? Składają się na to uwarunkowania historyczne, dość słaba sieć kościołów na rozległym terytorium diecezji w przeszłości, a obecnie m.in. procesy sekularyzacyjne, które nie omijają i naszej diecezji.

Czy to znaczy, że mamy kryzys w Kościele?

Jest to pytanie nieprecyzyjne, bo najpierw musimy określić, co rozumiemy przez kryzys, co jest jego punktem odniesienia i granicą, od której zaczynałaby się sytuacja kryzysowa. Kiedyś sformułowałem tezę, że nie ma w Kościele w Polsce kryzysu, ale są pewne zmiany w religijności. Lecz jeśli pewne negatywne zjawiska będą się u nas nasilać (i wcale tu nie myślę tylko o skandalu pedofilii), to rzeczywiście może powtórzyć się u nas "scenariusz irlandzki", a więc gwałtownego zahamowania oznak życia religijnego i więzi z Kościołem. Tu chodzi tu o próg wytrzymałości wiernych na złe przemiany w Kościele, który daj Boże, nie zostanie przekroczony.

Dlatego według mnie, jak dotąd w Polsce nie ma kryzysu religijności, ale jest kryzys zaufania do Kościoła, bo ci, którzy przestają praktykować, nie przestają być religijni, nie przestają szukać innych wartości duchowych. Potwierdzają to wyniki ogólnoeuropejskiego sondażu, który przeprowadzono w 2017 roku. My patrzymy na pustoszejące kościoły, ale tu bardziej chodzi o kryzys instytucjonalny. Dodam jeszcze, że pluralizuje się scena religijna w Polsce, to już nie tylko katolicyzm, prawosławie, ale także nowe dla nas religie znajdują swych wyznawców wśród osób mieszkających w Polsce.

Kryzys zaufania… to brzmi dość poważnie.

Myślę, że możemy mówić o kryzysie w czterech wymiarach: w spadku uczestniczących w praktykach religijnych i spadku zaufania społecznego do Kościoła, w spadku uczestnictwa młodzieży w katechezie i w kryzysie powołań do kapłaństwa i zakonu. Kryzys ten ma związek ze spadkiem życia religijnego w rodzinach. Tam są jego źródła.

Czy szansą na wychodzenie z kryzysu może być rok poświęcony św. Janowi Pawłowi II i przyszłemu błogosławionemu kard. Stefanowi Wyszyńskiemu?

Z pewnością są to inicjatywy potrzebne, bo te dwie wielkie postacie coraz bardziej odchodzą do historii, zwłaszcza dla młodego pokolenia. Badania sprzed 15 lat pokazują, że gdy kończył się pontyfikat papieża Polaka, zatrzymały się na jakiś czas procesy sekularyzacji, zwłaszcza w środowiskach młodzieżowych, ale potem znowu przyśpieszyły.

Ktoś by się pytał, co się stało z pokoleniem JPII? Ja zawsze twierdziłem, że takiego pokolenia nie ma. Tak chodziło o zafascynowanie osobą papieża, ale takie pokolenie, niestety, się nie wykształciło.

A co mówią socjologowi dane o stopniu zaangażowania świeckich w życie parafii, tak zwane participantes?

Uważam, że te dane trzeba jeszcze trochę zaniżyć. Gdy w sondażach opinii publicznej jest stawiane pytanie: "czy katolicy mają wpływ na życie parafii, i czy chcieliby mieć takowy", to 70 proc. badanych odpowiada, że takiego wpływu nie ma, ale co gorsza, tyluż samo odpowiada, że ich to nie interesuje. W sondażach chodzi oczywiście o deklaracje, a więc rzeczywisty poziom owego participantes będzie niższy. To jest wyzwanie dla Kościoła i duszpasterzy, aby mimo bierności wielu informować wiernych, angażować ich, spotykać się z nimi i zapraszać. Jak mówią socjologowie, dechrystianizacja Europy przyszła przez zaniedbania w duszpasterstwie. I dlatego przezwyciężenie tego kryzysu może nastąpić przez większe zaangażowane duszpasterstwo.

Słabością Kościoła w Polsce i naszych parafii jest inercja, czyli bierność, bezwładność, niechęć do czynu. Nawet jeśli owoce naszego działania duszpasterskiego nie satysfakcjonują, to nie znaczy, że mamy zaprzestać tego działania. Przecież nam zależy na prowadzeniu ludzi do Pana Boga, na ich nawróceniu, a takie owoce nie rodzą się od razu. Można uczestniczyć w rekolekcjach, pielgrzymce, ŚDM, a się nie nawrócić. Ale to nie znaczy, że doświadczenie takie nie miało sensu. Chodzi też o zwrócenie uwagi na pracę w małych grupach, bo w nich dokonuje się bardziej podstawowa, duchowa praca.

Pamiętam z mojej młodości kapłańskiej, gdy przeżywaliśmy w Kościele w Polsce Wielką Nowennę przed Tysiącleciem Chrztu Polski. Owoców nie widzieliśmy od razu. Opatrznościowy wymiar tego dzieła zobaczyliśmy dopiero przy upadku komunizmu.