Ludzie dialogu: s. Pszczółkowska i Marzenna Kalaszczyńska

am

publikacja 22.03.2019 17:03

Z inicjatywy ks. prof. Ireneusza Mroczkowskiego w TNP trwa cykl poświęcony płocczanom - ludziom dialogu po 1989 roku. Tym razem bohaterkami były dwie niezwykłe kobiety.

Ludzie dialogu: s. Pszczółkowska i Marzenna Kalaszczyńska Spotkanie z cyklu "Ludzie dialogu po 1989 r." poświęcone m.in. s. Helenie Pszczółkowskiej. Agnieszka Małecka /Foto Gość

Na pozór były bardzo różne; jednak ich świat stykał się tam, gdzie była konieczność pomocy potrzebującym, biednym i bezradnym mieszkańcom Płocka.

Siostra Helena Pszczółkowska, skromna zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, która prawie 40 lat pomagała najbiedniejszym, chorym mieszkańcom miasta, jest do dziś nazywana "płocką Matką Teresą". Marzenna Kalaszczyńska - wspominana przez przyjaciół jako "dama", "piękna kobieta z klasą", była społeczniczką, założycielką Stowarzyszenia "Silni Razem", działającego na rzecz osób niepełnosprawnych, chociaż sama na skutek wypadku poruszała się na wózku.

To właśnie im poświęcono trzecie spotkanie w cyklu "Ludzie dialogu po 1989 r.", organizowanym przez Sekcję Dialogu TNP. Obie kobiety wspominali bliscy, przyjaciele, współpracownicy, podopieczni. - Gdy słuchamy tych słów, powstaje myśl, że jednak trzeba te życiorysy przypominać i uzupełniać, że trzeba te osoby upamiętniać. Musimy też zastanowić się, jak ich dzieła kontynuować - zwrócił uwagę ks. prof. I. Mroczkowski, przewodniczący Sekcji Dialogu TNP.

Zarówno s. Helena Pszczółkowska, jak i Marzenna Kalaszczyńska wyniosły pewien fundament ze swoich rodzinnych domów. Jak zauważyła Milena Gurda - Jaroszewska, autorka książki "Szara Siostra", powołanie zakonne u siostry Heleny zrodziło się bardzo wcześnie. Ukształtował ją środowisko rodzinne, wiara rodziców oraz bliskość Rostkowa z kultem św. Stanisława Kostki. - Myślę, że taką wrażliwość na drugiego człowieka, otwartość, tolerancję mama wyniosła z domu rodzinnego - mówiła z kolei Magdalena Kompińska, córka Marzenny Kalaszczyńskiej, i obecna prezes Stowarzyszenia "Silni Razem". - Dziadek był lekarzem, nie tylko z wykształcenia ale i z powołania. Był pierwszym dyrektorem szpitala wojewódzkiego w Płocku. Mama wspominała go jako osobę bardzo wrażliwą i uważną na drugiego człowieka. Z nią było podobnie. Każdy mógł przyjść, porozmawiać, wygadać się, poprosić o pomoc, zostać na noc, jak nie miał, gdzie spać. Naprawdę tak było - mówiła córka znanej płockiej społeczniczki.

Ze wzruszeniem mówił o niej Zbigniew Kowalski ze społeczności romskiej, który współpracował ze Stowarzyszeniem przy różnych wydarzeniach. - Mogę powiedzieć, że Marzenna była moją serdeczną koleżanką. To był człowiek, jakiego już nigdy nie spotkam. Bardzo dużo mi pomogła, gdy zginęły tragicznie moje dzieci - wspominał.

- To była kobieta niezwykle silna, który mimo bardzo ciężkich doświadczeń potrafiła odnaleźć w sobie siłę do pokonywania przeciwności, i do tego, by dzielić się życzliwością i dobrocią z drugim człowiekiem. Zawsze uważała, że człowiek jest z gruntu dobry i trzeba mu pomagać wtedy, kiedy tej pomocy potrzebuje. Będzie dla mnie wzorem, autorytetem, prawdziwa przyjaciółką - to już słowa Katarzyny Urbanowicz, podopiecznej Stowarzyszenia "Silni Razem".

Obecny na spotkaniu Tomasz Gorczyca, rzecznik osób niepełnosprawnych w płockim ratuszu, który mówi o sobie: "czuję się uczniem Marzenny Kalaszczyńskiej", wspomniał, że obie bohaterki spotkania - s. Helena i założycielka stowarzyszenia widywały się w urzędzie i dobrze się znały. "Płocka Matka Teresa" przychodziła nie raz do ratusza, aby prosić o lepsze mieszkania komunalne dla swoich podopiecznych, którzy poruszali się na wózku lub o kulach.

Ważne świadectwo o płockiej szarytce przekazał na spotkanie Włodzimierz Szafrański, znany płocki prawnik, dawniej członek Komisji Prymasowskiej i współpracownik Komisji Praworządności Zofii i Zbigniewa Romaszewskich. Sam przemierzał kilometry od domu do domu kolejnych klientów, i często spotykał s. Helenę. Nierzadko przychodziła też po poradę.

"Zaglądała do nas do domu. Zawsze załatwiała sprawy taktownie, albo można powiedzieć bardzo skromnie. Ona się nie narzucała, ale też była konkretną. Przy okazji porad prawnych dobrze jest dłużej porozmawiać, ponarzekać. Ona nie należała do takich osób. Była pracowita, pokorna, uśmiechnięta, kochała swoich podopiecznych, żyła dla nich. Wpadała więc na chwilę, robiła, co swoje i szła dalej. Była na służbie" - napisał o s. Helenie Pszczółkowskiej Włodzimierz Szafrański, który z powodu choroby nie mógł się pojawić na spotkaniu.

W jego pamięci zapisała się lekko pochylona sylwetka s. Heleny, jej uśmiech i nieodłączne siatki w dłoniach, wypełnione lekami i żywnością, którą niosła dla swoich podopiecznych. Okazuje się, że s. Helena marzyła wtedy, "by powstał na płockiej starówce dom opieki, w którym mogłaby na miejscu opiekować się wszystkimi chorymi i samotnymi". To charakterystyczne, że we wspomnieniach przyjaciół, znajomych, współpracowników płocka szarytka pojawia się jako "s. Helenka", nie "Helena". Co więcej, jedna z sióstr tego zgromadzenia, które obecnie są w Płocku, chodząc jej śladami, do domów osób potrzebujących, bywa często określana tym imieniem.

Mówiąc o s. Helenie, poza tym wszystkim, co wysuwa się na pierwszy plan, a więc poza jej zakonnym powołaniem, skromnością, służebną postawą, trzeba też pamiętać o jej kompetencjach. - Już w postulacie zaczęła szkołę pielęgniarstwa przy szpitalu Przemienienia Pańskiego w Warszawie. Dodajmy, bardzo dobrą szkołę. S. Helena miała dobre wykształcenie medyczne, była regularnie wykształconym pracownikiem medycznym - zaznaczyła Milena Gurda - Jaroszewska.

Było to trzecie spotkanie w cyklu "Ludzie dialogu po 1989 roku". - Chcemy w nim przypominać osoby różnych zawodów, światopoglądów, wyznań, którzy mieli swoje zdanie, a jednocześnie potrafili być ludźmi dialogu - wyjaśnia ideę cyklu ks. prof. Ireneusz Mroczkowski.