W Płocku o Irenie Sendlerowej i polskich Sprawiedliwych

Waleria Gordienko

publikacja 23.02.2019 22:32

W Muzeum Żydów Mazowieckich w Płocku przypomniano sylwetki bohaterskich Polek, które w czasie II wojny światowej ratowały żydowskie dzieci.

Gościem spotkania była Olga Szymańska z Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma w Warszawie Gościem spotkania była Olga Szymańska z Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma w Warszawie
Archiwum Walerii Gordienko

O Irenie Sendlerowej i innych osobach ratujących Żydów podczas II wojny światowej opowiedziała Olga Szymańska z Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma w Warszawie. Na spotkaniu wybrzmiały jako motto przede wszystkim słowa samej Ireny Sendlerowej:

Narodowość, rasa, religia nie mają znaczenia. Tylko to, jakim kto jest człowiekiem. Druga zasada, której uczono mnie od dziecka, to obowiązek podania ręki tonącemu, każdemu, kto jest w potrzebie.

- Jej postawy życiowe ukształtowały się wówczas, gdy ojciec, którego bardzo wcześnie straciła, lekarz - prawdziwy otwocki "Judym", leczył biedną ludność żydowską, której nie stać było na wizyty lekarskie, powtarzając: "Nie ma Żydów i chrześcijan. Są po prostu ludzie dobrzy i źli". Postawy te przeszły ciężką próbę już podczas studiów na Uniwersytecie Warszawskim, gdy Irena, drobna blondynka, została pobita przez bojówkarzy ONR-u za wielokrotne wstawianie się za swoimi żydowskimi kolegami, zmuszonymi do siedzenia w "getcie ławkowym" – mówiła prelegentka.

O. Szymańska przedstawiła sylwetki przyjaciółek najbardziej znanej polskiej Sprawiedliwej Świata, m.in. Ireny Schultz - dziennikarki, która w czasie wojny pracowała w Wydziale Opieki i Zdrowia Miasta Warszawy. Posiadała przepustkę do getta, dzięki czemu mogła dostarczać tam żywność, ubrania i lekarstwa. Była jedną z pierwszych członkiń Żegoty.

Jadwiga Sałek-Deneko w swoim mieszkaniu, wraz z bratem Tadeuszem Sałkiem, prowadziła pogotowie opiekuńcze dla wyprowadzanych z warszawskiego getta żydowskich dzieci oraz poszukujących schronienia dorosłych. Jej mąż zginał w kampanii wrześniowej, a ona sama została aresztowana 25 listopada 1943 w kryjówce przy ul. Świętojerskiej wraz z Ludomirem Marczakiem i grupą 13 Żydów. Została stracona w ruinach getta warszawskiego wraz z grupą żydowskich kobiet 6 stycznia 1944 r.

Jadwiga Piotrowska, jeszcze jedna koleżanka Ireny Sendlerowej, wraz z rodzicami, siostrą i córką prowadziła pogotowie opiekuńcze dla żydowskich dzieci oraz dorosłych wyprowadzanych z getta, udzielając im pierwszej pomocy i przygotowując do życia po "aryjskiej" stronie. W Wydziale Opieki i Zdrowia załatwiała formalności dla umieszczania żydowskich dzieci jako polskich sierot do świeckich i zakonnych zakładów opiekuńczych na podstawie oficjalnych skierowań podpisywanych następnie przez Jana Dobraczyńskiego, kierownika Referatu Opieki nad Dzieckiem.

W 1944 wraz z Ireną Sendlerową zakopały w ogródku przy ul. Lekarskiej 9 w butelkach zaszyfrowaną kartotekę Żydów objętych ewidencją Rady Pomocy Żydom (Żegoty). Materiały zostały wydobyte po zakończeniu wojny.

Kolejną wspomnianą postacią, która już po śmierci odznaczona została tytułem Sprawiedliwej Narodów Świata, była matka Matylda Getter, przełożona prowincji warszawskiej Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Matka Matylda wykorzystywała sieć sierocińców zgromadzenia, m.in. w Aninie, Białołęce, Chotomowie, Płudach i Warszawie, dla ukrywania w nich żydowskich dzieci. W 1942 zadecydowała, że jej zgromadzenie przyjmie każde dziecko z getta. Dzięki tej akcji siostrom franciszkankom ze wszystkich prowincji udało się ocalić kilkaset osób skazanych na zagładę. "Ratuję człowieka, który prosi o pomoc" – powtarzała matka Matylda Getter, usiłując ocalić od zagłady dzieci żydowskie. Miała wtedy 70 lat.

Siostra współpracowała z wieloma instytucjami charytatywnymi, m.in. z Domem ks. Boduena, najstarszym sierocińcem w Polsce. Do placówki przekazywano dzieci zagubione i sieroty, w tym dzieci żydowskie. Starano się, zwłaszcza w przypadku dzieci o semickim wyglądzie, umieszczać je w oddziałach w Klarysewie i Górze Kalwarii, w Naszym Domu na Bielanach oraz zakładach m.in. Rodziny Marii w Łomnej, św. Ignacego w Ignacowie, sióstr felicjanek w Otwocku oraz św. Maura i Placyda w Pruszkowie.

Podczas spotkania przedstawiono także ciekawą postać ks. Włodzimierza Kubisiaka ze Lwowa – jednego z księży, którzy wystawiali żydowskim dzieciom fałszywe metryki chrztu. - O tych osobach duchownych i konsekrowanych mówimy w kontekście ich wielkich zasług dla ratowania dzieci żydowskich w czasie II wojny światowej – podkreśliła Olga Szymańska.

Akcentowano, że całą historia wyprowadzania dzieci z getta unaocznia wielki heroizm Polek i Polaków, nie zachowały się natomiast świadectwa z tej drugiej strony: rodziców tych dzieci, którzy dla ratowania swych dzieci oddawali je często obcym osobom.

Wspomniano również o niechlubnych kartach historii i o zachowaniu przedstawicieli różnych narodów w obliczu wojny, m.in. Niemców, Polaków i Żydów. Najczęściej zachowania takie miały proste i przyziemne uzasadnienie, a mianowicie korzyść materialną.

Na zakończenie spotkania wyświetlono ujęcie z filmu "My, którzy przeżyliśmy" z uwiecznionymi na nim sylwetkami śpiewających, ocalonych żydowskich dzieci w sanatorium w Otwocku. Przekaz tego filmowego kadru był następujący: "Po tym wszystkim, co się wydarzyło – po Majdanku, Sobiborze, Treblince, Bełżcu była nadzieja i poczucie bezpieczeństwa. Było życie".