O ekumenizmie przy stole

Waleria Gordienko

publikacja 26.01.2019 11:45

- Wszyscy przeżywamy te same troski i wyzwania współczesnego świata, dlatego rozmawiamy... - mówił w przedostatnim dniu Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan ks. Szymon Czembor.

Chrześcijaństwo woła o codzienne świadectwo wyznawców Jezusa - wybrzmiało w czasie kolejnego ekumenicznego spotkania Chrześcijaństwo woła o codzienne świadectwo wyznawców Jezusa - wybrzmiało w czasie kolejnego ekumenicznego spotkania
Archiwum Walerii Gordienko

Trochę inaczej niż zazwyczaj wyglądało spotkanie ekumeniczne w płockim zborze: było rozmową i wspólnym śpiewem, bo - jak zauważył proboszcz wspólnoty ewangelickiej ks. Szymon Czembor - "istnieją pewne rzeczy, które w tradycjach naszych Kościołów były zawsze obecne i nadal nas łączą w dzisiejszym, zsekularyzowanym świecie".

Odczytano i rozważano słowo Boże, słuchano kanonów w wykonaniu zespołu muzycznego Solo Dios Basta z parafii rzymskokatolickiej Świętego Krzyża w Płocku, a następnie rozmawiano o tym, co w codziennym życiu łączy chrześcijan.

Gospodarz spotkania ks. Czembor zwrócił uwagę na zanikającą albo wręcz nieobecną u wielu chrześcijan praktykę modlitwy przed posiłkiem w domu czy restauracji. - Wielu nie czeka na wspólną, krótką modlitwę, a przecież ten prosty gest i widoczny znak naszej wspólnej wiary, może nas łączyć - zauważył pastor.

- Publiczne wyznawanie wiary nie jest łatwe, bo dzisiaj można się tym komuś narazić, albo zostać ośmieszonym. Ale pociesza nas słowo Boże, bo gdy czytamy w Starym Testamencie o Annie, matce Samuela, która "płakała i modliła się" o syna (1 Sm 1, 13-17), albo słyszymy Ewangelię, o kobiecie kananejskiej, która ze łzami w oczach i z modlitwą przyszła do Jezusa, aby uzdrowił jej córkę (por. Mt 15, 21-28), to uświadamiamy sobie, że z wiarą i jej wyznawaniem łączą się łzy, że tak ma być. Łzy to trud, a być dziś chrześcijaninem to pójść do takich miejsc, gdzie na przykład nie ma krzyża, gdzie nikt się nie modli, gdzie wiara jest gdzieś schowana, jak coś wstydliwego. Wówczas bycie chrześcijaninem staje się niełatwe, nawet w takich prostych gestach, jak znak krzyża i modlitwa przed posiłkiem. Ale właśnie wtedy wiara staje się wiarygodna, gdy czasem zaboli, gdy połączy się ze łzami - mówił ks. Włodzimierz Piętka, diecezjalny duszpasterz do spraw ekumenizmu.

Z kolei kapłan Gabriel M. Grabarczyk, proboszcz parafii mariawickiej i dyrektor szkoły podstawowej w Pepłowie zwrócił uwagę na zanikające postawy wychowawcze u rodziców. - Moja matka uczyła mnie takich podstawowych gestów, jak zaczynanie nowego bochenka chleba od uczynienia nad nim znaku krzyża. Teraz coraz częściej słyszymy, że to Kościół powinien wychowywać i uczyć wiary, i to niekoniecznie w szkołach. Gdy zanika wychowanie w domu i szacunek dla Kościoła, gdy szerzy się obojętność względem wiary, to ogarnia mnie przerażenie. Szczególnie widzę to przez pryzmat mojej szkoły - powiedział duchowny mariawicki.

- Innym problemem jest ciągły brak czasu. Nasza młodzież coraz bardziej przyzwyczaja się do stylu życia, kiedy nie ma jej już przy wspólnych posiłkach, bo każdy "wpada" do domu z zajęć o różnej porze. Największym problemem staje się pośpiech, brak czasu, bo wszyscy gdzieś pędzimy, i to nas niszczy - zwrócił z kolei uwagę ks. protojerej Eliasz Tarasiewicz z cerkwi Przemienienia Pańskiego w Płocku.

Rozmowę i śpiew zakończyła wspólna modlitwa "Ojcze nasz" i uroczyste błogosławieństwo Aaronowe, którego udzielił pastor ewangelickiej parafii.