Kapłaństwo wybrało jego

oprac. am

publikacja 02.12.2018 12:05

Ks. Adama Łacha, naszego przyjaciela, księdza, dziennikarza, który tworzył media katolickie w naszej diecezji, wspominają współpracownicy, koledzy i parafianie.

Kapłaństwo wybrało jego Nowy Duninów, 23.11.2018. Ks. Adam Łach (1971-2018) Agnieszka Małecka /Foto Gość

- Parafrazując słowa ks. Twardowskiego, można by rzec: "śpieszmy się spotykać z ludźmi, bo za szybko odchodzą". I tak samo myślę o śp. ks. Adamie - mówi Anna Górniak, dawniej przez ponad 10 lat dziennikarz "Niedzieli Płockiej", której ks. Adam był redaktorem prowadzącym.

- Tyle razy planowaliśmy znów się spotkać, a jednak zabrakło czasu... Te ostatnie spotkania były na pogrzebach redakcyjnych kolegów: Darka Świtalskiego, ks. Jana Augustynowicza, a teraz znów się spotkamy, ale na jego własnym pogrzebie, pogrzebie kolejnego redakcyjnego kolegi. Pozostaje ogromny żal i niezmierzony smutek. Tyle lat spędzonych razem, tysiące przemierzonych kilometrów, setki spotkań przy kawie, niezliczone godziny rozmów na tekstami czy litry wylanych łez - najczęściej ze śmiechu, bo ks. Adam był człowiekiem ogromnie pogodnym. Jego celne uwagi, świetne pióro i mało spotykana niesamowita pamięć nie raz mnie zachwycała - wspomina Anna Górniak.

- Pracowaliśmy razem ponad 10 lat i nie pamiętam sytuacji, bym usłyszała od ks. Adama coś złego. Zawsze sprawiedliwy i niezwykle szanowany. Pamiętam pierwszy lot do Rzymu i trwogę ks. Adama, że taki mały samolot, a potem jego śmieszną czapeczkę z wiatraczkiem na czole, bo włoskie upały były nie do zniesienia. Niezapomniany dla mnie będzie jego piękny gest po tym, kiedy mnie nie udało się podejść do Jana Pawła II. Ks. Adam, żeby poprawić mi nastrój, podarował mi różaniec, który sam dostał od Papieża. Kiedyś zadzwonił do mnie i na powitanie rzekł: "cześć mamusiu". Pomyślałam, że jako matka dwóch córek nagle zyskałam w oczach redakcji nowe imię. A potem, w salwach śmiechu dowiedziałam się, że ks. Adam myślał, że dzwoni do swojej mamy - opowiada A. Górniak, dawniej współpracownik ks. Adama.

- Jakże brakuje, i będzie jeszcze bardziej brakować rozmów, gęsto utkanych z cytatów z kultowych polskich komedii Stanisława Barei, których ks. Adam był miłośnikiem. Odszedł człowiek wielkiego formatu, niemal ojciec, brat, najlepszy kolega. Teraz pozostaje już tylko modlitwa, by w domu Ojca było dla ks. Adama miejsce najlepsze - mówi Anna Górniak.

Ks. Adam Łach pozostanie też w pamięci mieszkańców parafii pw. św. Mikołaja w Nowym Duninowie, gdzie od ponad 10 lat był proboszczem.

- Konkretny, rzeczowy, stanowczo stąpający po ziemi. To właśnie u jego boku wzrastałam jako początkująca lektorka. Udzielał mi cennych rad i wskazówek, które były pewnego rodzaju drogowskazem. Potrafił dodać otuchy i pocieszyć dobrym słowem. Zawsze zlecał mi poważne role, bo jak twierdził; chciał żeby ktoś mu to przeczytał tak jak on chce, czyli głośno, wyraźnie i z dobrą dykcją. Mówił: "To przeczyta Paula, bo ona ma głos jak dzwon". Pamiętam pierwszą lekcję religii z ks. Adamem, w 2 klasie szkoły podstawowej. Zadał pytanie, na które tylko ja znałam odpowiedź. To była pierwsza, ale nie ostatnia pochwała od ks. Adama. Jestem wdzięczna Bogu, że miałam zaszczyt poznać tak wspaniałego człowieka jak on... - mówi młoda parafianka Paulina Kaleja.

- Był jednym z pierwszych księży katolickich, jakich poznałam bliżej. Zrobił na mnie ogromne wrażenie swoją prawą postawą. Mówił prawdę, nazywał rzeczy po imieniu. Jego kazania były zawsze bardzo ciekawe, mądre. Pozostanie w pamięci, jako wielki człowiek - wspomina Elena Danilenko, która pochodzi z Petersburga w Rosji, mieszka w Płocku, ale związana jest z parafią w Duninowie. Tu z mężem i córką często przyjeżdżała na niedzielne Msze św.

Ks. Adama wspominają też dawni koledzy i koleżanki z lat szkolnych, dla których jego wybór drogi życiowej był wtedy sporym zaskoczeniem.

- Adam interesował się bardzo historią, więc myślałam, że pójdzie na prawo, a on wybrał kapłaństwo. Będąc już księdzem, pisał piękne artykuły, które wykorzystywali księża w swoich kazaniach, do czego przyznał się jeden z warszawskich księży w rozmowie z tatą koleżanki - mówi Agnieszka Matusiak, koleżanka z równoległej klasy ks. Adama, z LO im. Piotra Skargi w Pułtusku.

- Mieliśmy razem lekcje wychowania fizycznego, widywaliśmy się na przerwach. Pogodny i spokojny potrafił być stanowczy i zdecydowany. Należał do ludzi wesołych, śmiał się, żartował. Nikt z nas nie spodziewał się, że Adam pójdzie do seminarium. A jednak poszedł, wytrwał w nim i został księdzem. Myślę, że był dobrym kapłanem i dobrym proboszczem - wspomina Dariusz Mierzejewski.

Jego żona, Izabela Koba-Mierzejewska, mówi: - Nikt nie przypuszczał, nawet najbliżsi koledzy, że taką drogę wybierze Adam. Nie należał do Ruchu Światło-Życie i nie jeździł na tzw. oazy jak jego koleżanki i koledzy, w tym mój mąż. Nie był w Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Z opowieści kolegów wynika, że Adam Łach mógł wybrać różne drogi życiowe, a wybrał kapłaństwo. Kiedyś powiedział lub napisał w mailu, że to nie on wybrał kapłaństwo, ale kapłaństwo wybrało jego - wspomina Izabela Koba-Mierzejewska, dziennikarz w Ciechanowie.

- Z ks. Adamem spotkaliśmy się raz czy drugi przypadkiem przy okazji jakichś uroczystości. Wydawał się być towarzyskim, serdecznym i ciepłym człowiekiem. Wiedział, że jestem żoną jego kolegi z rocznika z liceum. Zaprosił nas do parafii w Duninowie. Niestety, nigdy nie skorzystaliśmy z tego zaproszenia, czego żałujemy. Mam nadzieję, że teraz ks. Adam będzie upraszał swoim koleżankom i kolegom oraz ich rodzinom u Boga potrzebne im łaski…