Codzienne wypełnianie rubryczek w karcie obserwacji z początku może przypominać naukę chińskiego. A jednak warto, jak mówią małżonkowie, którzy stosują tę metodę.
To szansa dla par, które chcą budować swoje życie rodzinne w zgodzie z naturą i poszanowaniem dla życia. Henryk Przondziono /Foto Gość
Zrobiłam test ciążowy i zamarłam... Wieczorem pojechaliśmy z mężem na badanie krwi. Wyniki potwierdziły, że to początek nowego życia – opowiada pani Basia z Płocka. Wraz z mężem Jurkiem po bezskutecznych staraniach doczekali się upragnionego dziecka. Z kolei małżeństwo z Bielska z 16-letnim stażem i czwórką dzieci nauczyło się obserwacji swojej płodności. Mówią z przekonaniem, że teraz bez lęku i w poczuciu bezpieczeństwa i wzajemnego szacunku mogą odkrywać piękno życia i pożycia małżeńskiego. Obie pary, z biegunowo różnymi problemami, na pewnym etapie swoich poszukiwań i przeżywanych trudności trafiły w Płocku na spotkanie z Aleksandrą Stupecką, psychologiem i instruktorem Modelu Creightona. To model, który – najkrócej mówiąc – jest bardzo szczegółową, rozszerzoną metodą opisywania biomarkerów płodności i bazuje na obserwacjach śluzu kobiety, przeprowadzanych każdego dnia cyklu, a potem zapisywanych w karcie obserwacji.
Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.