Święci o świętym

ks. Włodzimierz Piętka ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 06.04.2018 12:00

Najbardziej wiarygodne świadectwa o Stanisławie Kostce.

Ołtarz główny w absydzie płockiej bazyliki katedralnej. W dolnej części znajdują się figury świętych związanych z historią diecezji: św. Stanisław, św. Stanisław Kostka, bł. Honorat Koźmiński, bł. abp Antoni Julian Nowowiejski, bł. bp Leon Wetmański, św. s. Faustyna Kowalska, św. Andrzej Bobola, św. Wojciech. Bazylika katedralna w Płocku Ołtarz główny w absydzie płockiej bazyliki katedralnej. W dolnej części znajdują się figury świętych związanych z historią diecezji: św. Stanisław, św. Stanisław Kostka, bł. Honorat Koźmiński, bł. abp Antoni Julian Nowowiejski, bł. bp Leon Wetmański, św. s. Faustyna Kowalska, św. Andrzej Bobola, św. Wojciech. Bazylika katedralna w Płocku
ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość

Warto uczyć się od św. Stanisława Kostki, biorąc za punkt wyjścia doświadczenie świętych, którzy najpierw Stanisława spotkali i wydali o nim dobre świadectwo. U Księży Jezuitów w Rzymie znajduje się oryginalny list napisany przez św. Piotra Kanizjusza, zaadresowany do św. Franciszka Borgiasza i dotyczący św. Stanisława Kostki; z tego też powodu zwany jest przez niektórych listem "trzech świętych". Jest to szczególny dokument i świadectwo o świętości naszego Stanisława Kostki.

Po tym, jak Stanisław opuścił potajemnie latem 1567 r. Wiedeń, udał się do Dylingi w Bawarii, aby realizować swój plan wstąpienia do Towarzystwa Jezusowego. Tam został przyjęty przez ówczesnego prowincjała jezuitów niemieckich Piotra Kanizjusza, późniejszego świętego. Aby przekonać się, czy rzeczywiście pragnienie Stanisława było autentyczne, prowincjał skierował go na kilka tygodni do prac w kolegium, wymagających szczególnej pokory i bezwarunkowego przyjmowania woli przełożonych. Kandydat, pochodzący przecież z rodziny szlacheckiej, doskonale się sprawdził, także 25 września tego samego 1567 r. ks. Piotr Kanizjusz wysłał go do Rzymu ze wspomnianym listem polecającym, skierowanym do przełożonego generalnego Towarzystwa Jezusowego o. Franciszka Borgiasza. Z listu napisanego po łacinie wynika, że razem ze Stanisławem zostali wysłani do Rzymu dwaj jezuici w celach odbycia studiów w Wiecznym Mieście; można zatem przypuszczać, że razem też przemierzyli długą (ok. 1500 km), trudną i niebezpieczną drogę, prowadzącą m.in. przez Alpy.

Z niezbyt obszernego listu nas oczywiście interesuje najbardziej ta część, która dotyczy św. Stanisława Kostki, którego o. Piotr Kanizjusz charakteryzuje jako "młodzieńca z rodu szlacheckiego, prawego i pilnego". Wyjaśnia, że jezuici w Wiedniu nie chcieli go przyjąć, aby nie rozgniewać jego rodziny, przeciwnej wstąpieniu Stanisława do zakonu. Następnie podkreśla fakt, że młody Polak już wcześniej osobiście poświęcił się Towarzystwu Jezusowemu, a teraz pragnie bardzo mocno zrealizować dawno powzięte postanowienie. Wyjawia też, że w czasie pobytu w kolegium w Dylindze "okazywał się zawsze wierny posługiwaniu i stały w powołaniu". Teraz chce być odesłany do Rzymu z dwóch powodów: aby oddalić się jeszcze bardziej od swoich, którzy nie godzili się na wstąpienie przez niego do zakonu, oraz aby czynić postępy w życiu duchowym. Pozostawia następnie, rzecz jasna, decyzję samemu generałowi jezuitów, co do przyjęcia kandydata do nowicjatu; pośrednio jednak daje wyraźnie do zrozumienia, że widziałby Stanisława w nowicjacie. Pisze wreszcie słowa, które przejdą do historii i które warto zacytować w języku oryginalnym: "nos de illo praeclara speramus", czyli "wiążemy z nim wielkie nadzieje".

Gdy Stanisław dotarł do Rzymu, spotkał się z o. Franciszkiem Borgiaszem, który go przyjął do nowicjatu.

Również inni święci mieli szczególne nabożeństwo do Stanisława z Rostkowa. Szczególnym nabożeństwem wyróżniał się św. Robert Bellarmin, który miał jego obrazek nad swoim łóżkiem. Św. Franciszek Salezy poświęcił św. Stanisławowi poruszający wstęp w swoim traktacie ”O miłości Bożej”. Pisał o nim również św. Alfons Liguori: "Św. Stanisław Kostka napisał list do Matki Bożej, by mógł w Jej święto umrzeć. Przy śmierci całował z rozkoszą obrazek Matki Bożej. Jeden z ojców spytał: »Na co ta koronka owinięta na ręce?« Na to Stanisław: »Jest mi ona pociechą, bo to przedmiot poświęcony mej Matce«. Również św. Jan Bosko często opowiadał młodzieży historie z życia św. Stanisława i chętnie stawiał jego osobę za przykład.

Święty z Rostkowa łączy również dwóch świętych papieży. Gdy w ”Dzienniku duszy” papież Roncalli pisze o swym patronie Stanisławie - to odnosi się właśnie do świętego pochodzącego naszej diecezji. Jan Paweł II, jeszcze jako arcybiskup krakowski, w 1967 roku przybył z pielgrzymką do Rostkowa z okazji 400. rocznicy śmierci św. Stanisława.

Już na samym początku ”Dziennika duszy” Jana XXIII znajdują się pierwsze wzmianki o św. Stanisławie. Pochodzą one z roku 1895, gdy Angelo Roncalli miał 14 lat. Jako patronów swej drogi do kapłaństwa przyjął on trzech świętych młodzieńców jezuickich: Alojzego Gonzagę, Stanisława Kostkę i Jana Berchmansa. Im, ”swoim szczególnym patronom” w 1897 roku zawierzył sprawę trwania w świętej czystości.

W 1902 roku napisał: ”Już przekroczyłem dwudziesty rok życia, a co naprawdę dobrego w nim uczyniłem? W tym wieku święci: Alojzy, Stanisław i Jan Berchmans byli już świętymi”.

Tuż przed przyjęciem święceń kapłańskich w 1904 roku postanowił: ”Powrócę z radością do małych, ale jakże mi drogich praktyk pobożnych ku czci moich świętych protektorów, jakimi są trzej młodzieńcy: Alojzy, Stanisław i Jan Berchmans”. I później dodał: ”Czyż nie widać jasno, że święci od najmłodszych lat wstępowali na drogę wprost przeciwną niż ta, którą wskazywały ich naturalne skłonności i wspaniałe przymioty?”.

Jako kleryk pielgrzymował też do relikwii św. Stanisława w kościele św. Andrzeja na Kwirynale. Wizytę tę powtórzył jako papież, w liturgiczne wspomnienie świętego z Rostkowa, 13 listopada 1962 roku.

- Gdy w początkach naszego wieku, jako młody kleryk przybyłem do Rzymu dla kontynuowania tu studiów, spieszno mi było pomodlić się w kościele św. Ignacego przy ołtarzu onych dwóch pierwszych [Alojzego Gonzagi i Jana Berchmansa - przyp. autora] oraz tu, w kościele św. Andrzeja, przy ołtarzu św. Stanisława, który był wprawdzie najmłodszy z tej trójki, ale wyprzedził o kilkadziesiąt lat owego Włocha, jak i Flamandczyka. Bohaterski ten młodzieniec, acz miał dopiero 18 lat, już powołany został do wzięcia wiekuistej nagrody, i to w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, którą otaczał tak czułą miłością. Nam zaś pozostawił prawdziwy skarbiec podziwu godnych cnót, które urzeczywistnił w czasie krótkiego swego pobytu na ziemi. Jest on więc gwiazdą o promiennym świetle w konstelacji świętych i błogosławionych Towarzystwa Jezusowego, otoczoną wielu innymi wybranymi duszami, które chociaż w tym świecie nie zostały oficjalnie uwielbione, zażywają pełni radości wiekuistej. Stanisław jest uwielbiony i czczony zwłaszcza dla jego anielskiej czystości, dla wierności Regule, dla żaru jego miłości do Najświętszego Sakramentu i dla jego niezwykle czułego przywiązania do Matki Najświętszej. Nie tylko ojczyzna jego, ale cały świat błogosławi go. Rzym zaś wyróżnia się w tym współzawodnictwie i jest szczęśliwy, że może mu składać szczególne akty hołdu za to, że nie tylko przymiotami swymi budował wszystkich, co się z nim zetknęli, ale że w tym czcigodnym mieście zakończył swoją krótką wędrówkę ziemską. Polakom zapewne miło będzie dowiedzieć się, iż tu, w tym centrum chrześcijaństwa, wszyscy, od papieża począwszy, zupełnie szczególne żywią uczucia uwielbienia dla św. Stanisława. Ze swej strony cieszę się, że ja w tym hołdzie wyprzedzam wszystkich – tak mówił św. Jan XXIII o naszym św. Stanisławie Kostce.

20 sierpnia 1967 roku kard. Karol Wojtyła nawiedził Rostkowo, nie głosił tam kazania w czasie Sumy odpustowej.

Jednak gdy cztery lata później w Czerwińsku n. Wisłą przewodniczył uroczystościom w pierwszą rocznicę koronacji obrazu Matki Bożej Pocieszenia, nawiązał do postaci św. Stanisława.

- Przybyliśmy tutaj, aby patrzeć w oblicze Matki tylu zwycięstw i wyczytywać także w nim nasze słabości i nasze zwycięstwa. Przybył tutaj Kościół płocki, który za swojego niebieskiego patrona ma św. Stanisława Kostkę. I to jest szczególnym motywem, ażebyśmy w Kościele płockim, w sanktuarium czerwińskim modlili się o zwycięstwo dla naszej młodzieży; dla każdego młodego serca, dla każdego młodego życia. Lękamy się, gdy młode życie i młode serce jest przedwcześnie skażone; lękamy się tym lękiem Stanisława z Rostkowa. I prosimy Cię, Matko Boża Czerwińska, o zwycięstwo dla naszej młodzieży, dla całej polskiej młodzieży i dla młodzieży całego świata. W jej rękach leży przyszłość tej ziemi. Muszą odnieść prawdziwe zwycięstwo, jeżeli wszystkie zwycięstwa rodu ludzkiego nie mają się zmienić w olbrzymią klęskę; większą jeszcze niż klęska ostatniej wojny - mówił kardynał z Krakowa.

W 1967 roku odwiedził Przasnysz i Rostkowo także Prymas Tysiąclecia, kard Stefan Wyszyński. Nie tylko wygłosił kazanie w czasie uroczystości 450. rocznicy śmierci św. Stanisława Kostki, ale wkrótce po tym wydarzeniu wystosował długi list do młodzieży swej archidiecezji warszawskiej. Warto wrócić do tamtego nauczania prymasa, dziś kandydata na ołtarze. Jest on pisany oczywiście w realiach roku 1967, w komunistycznej Polsce, tuż po Soborze Watykańskim II i obchodach 1000-lecia chrztu Polski, ale jego przesłanie duchowe pozostaje niezwykle aktualne. Tak więc pisał kard. Stefan Wyszyński:

Drogie Dzieci Boże,

Na przestrzeni tysiącletnich dziejów ochrzczonego Narodu mieliśmy wielu sławnych ludzi zasługujących na pamięć i cześć. Królowie, wodzowie, hetmani, mężowie stanu i nauczyciele, duchowni i świeccy, pisarze i poeci. Chylimy przed nimi swe czoła za ich niespożyte, wiekowe i niezatarte upływem czasu zasługi. Dziś kierujemy swoją uwagę ku młodzieńcowi polskiemu, św. Stanisławowi Kostce, z okazji czterechsetnej rocznicy powołania go do wspólnego Ojca w niebie. (...)

Wy, drogie Dzieci Boże, pragniecie podziękować Bogu za to, że z polskiej, mazowieckiej ziemi powołał do świętości Waszego ziomka, pragniecie uczcić jego pamięć i pokrzepić swoje siły jego wzorem i przykładem.

I. Młodzieniec z pięknym charakterem, bohater cnoty i rozumnej woli

Jego życie wydaje się proste, zwyczajne, mało pociągające. Urodził się w Rostkowie koło Przasnysza w roku 1550 jako syn kasztelana zakroczymskiego. Do 14 roku życia przebywał w domu rodzinnym. Później wyjechał na studia do Wiednia. W jezuickim gimnazjum uczył się trzy lata. W sierpniu 1567 roku, nie mogąc wstąpić do Towarzystwa Jezusowego w Wiedniu z racji braku pozwolenia rodziców, po kryjomu opuścił miasto i udał się do Rzymu. W październiku tegoż roku został przyjęty do zakonu przez św. Franciszka Borgiasza i po niespełna 10 miesiącach w nocy z 14 na 15 sierpnia zmarł w domu świętego Andrzeja na Kwirynale. Nie był wybitnym wodzem, mówcą czy filozofem, nie zostawił po sobie żadnych dzieł, a jednak ze czcią chylimy przed nim swoje głowy i wpatrujemy się w jego postać, bo wniósł w życie Narodu wartości, które choć są niewymierne, to jednak bardziej cenne niż wszystkie inne: "stawszy się w krótkim czasie doskonałym wypełnił czasów wiele". Dzięki temu świeci przykładem nie tylko Wam, ale i młodzieży całego świata katolickiego. Inne wielkości poszły w zapomnienie, a jego pamięć trwa, bo żyjąc czas krótki wyrzeźbił w swej duszy postać świętego młodzieńca i pokazał wszystkim, że "świętość to więcej niż geniusz".

Pan Jezus w Ewangelii zwrócił się do młodzieńca ze słowami: "Jeżeli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; a przyjdź i pójdź za mną" (Mt 19,21). Stanisław Kostka podjął to zaproszenie, zostawił wszystko i poszedł za Chrystusem. Jako zamożny student, pozostający z dala od rodziców w Wiedniu, miał możność prowadzenia łatwego i swobodnego trybu życia. Otwierała się przed nim ponętna możliwość zrobienia kariery. On wybrał jednak wierność powołaniu Bożemu, wierność obowiązkom, wzgardził niewolą zła wybierając wolność dzieci Bożych. Nie poddał się naciskom środowiska i otoczenia. Tę bezkompromisową postawę przejawia zarówno w domu rodzinnym, jak i później w Wiedniu, Dylindze czy Rzymie. Zdumiewa nas, skąd w tym osiemnastoletnim chłopcu znalazło się tyle mocy i wytrwałości, że nie uląkł się gróźb rozgniewanego ojca, że skutecznie oparł się powabom świata i poszedł za głosem powołania Bożego. Oto młodzieniec z pięknym charakterem, bohater cnoty i geniusz woli. Wsławił imię Polski na całym świecie. Dobrze zasłużył się Narodowi.

II. Za wzorem Stanisława w nowe tysiąclecie

Może w niejednym z Was budzi się pytanie: czy wzór świętego Stanisława może być aktualny dla młodzieży XX wieku? Przecież żyjemy w tak różnych czasach. Oczywiście, warunki życia od XVI wieku zmieniły się bardzo. Współczesne osiągnięcia nauki i techniki pozwalają na ujarzmienie przyrody i podporządkowanie jej człowiekowi. Mamy elektryczność, ekspresowe pociągi i odrzutowe samoloty, radio, telefon i telewizję, ustawicznie skracamy dzielące ludzi odległości, mnożą się ułatwienia w codziennej pracy, ale nie usunęliśmy dotąd z historii ludzkości wojen, które ściągają na nią nieszczęścia, niszczą wielowiekowy dorobek całych narodów, mnożą szeregi kalek i sierot. Nie wykreśliliśmy dotąd z naszego życia skłóconych i rozbitych rodzin, zaniedbanych względnie opuszczonych dzieci, osamotnionych, często wyrzuconych poza nawias życia starców, nie usunęliśmy przestępstw, które nękają ludzi. Suma krzywd, jakie wyrządza człowiek jeden drugiemu, jest jeszcze ciągle niepokojąco wielka. I tu musimy stwierdzić: świat będzie lepszy nie tylko dzięki technice, ekonomii, polityce czy wynalazkom, ale przede wszystkim dzięki wartościowym ludziom, stojącym na wysokim poziomie moralnym myślicielom, ekonomistom, politykom czy inżynierom. Oni sprawią, że warunki ludzkiego życia będą coraz znośniejsze i szczęśliwsze. Potrzeba więc przede wszystkim ludzi wartościowych. Wy jesteście tymi, w dłonie których my stopniowo będziemy przekazywali to wszystko, co dziś jest naszym obowiązkiem. Nie jest dla nas rzeczą obojętną, kto przejmie tysiącletni dorobek chrześcijańskiego Narodu i jak ukształtowane umysły, jak wypracowane wole i wypielęgnowane serca podejmą pracę, którą my dziś prowadzimy. Wiem, że pragniecie być dobrzy i szlachetni. Szukacie wzorów. Czytając prasę młodzieżową często można znaleźć następujące opinie: "Rozczarowania, brak celu lub słusznej drogi do niego są głównymi przyczynami załamań nastolatków... Moim największym problemem jest to, jaką drogę w życiu wybrać, aby była słuszna..."

W pierwszym roku drugiego tysiąclecia wskazując na postać świętego młodzieńca chciałbym zachęcić Was do naśladowania go. Szły za nim całe pokolenia młodych Polaków, od niego uczyły się wierności Bogu i swoim obowiązkom, miłości. Patrząc na świętego Stanisława rozumiemy, że jego ideał jest zawsze aktualny i zawsze jednakowo bliski nam, dziś może bliższy i potrzebniejszy niż kiedykolwiek. Trzeba nam niezłomnej wiary, a on gorąco i niezachwianie wierzył. Trzeba nam gorącej miłości, a on płonął wielką miłością ku Bogu, Matce Najświętszej i ludziom. Trzeba nam czystości nieskalanej, a on odznaczał się wielkim umiłowaniem tej cnoty. Oto Wasz wzór, patron, przewodnik, brat i kolega. Wpatrujcie się w tę dzielną postać, myślcie o nim często, rozmawiajcie z nim w modlitewnej ciszy serca o swoich kłopotach i radościach, o swoich dobrych postanowieniach i pragnieniach. Uczyńcie wszystko co w Waszej mocy, byście stawali się jemu podobni.

III. Idziemy drogą wierności Bogu

Żyjecie w znamiennych czasach. Z jednej strony jesteśmy świadkami wielkiego triumfu naszej wiary. Świadczy o tym zainteresowanie Soborem, entuzjastyczne powitania Ojca świętego w Ziemi świętej, w Indiach, w ONZ, w Portugalii czy w Turcji. Dziś świat coraz bardziej czuje swą słabość i niewystarczalność, zwraca się więc do Boga i do Kościoła. W naszej Ojczyźnie w czasie obchodów Tysiąclecia Chrztu mieliśmy możność widzieć niezliczone rzesze wiernych, mimo utrudnień okazujących swoją wdzięczność Bogu i wolę kroczenia drogą wiary. Z drugiej strony nie brak usiłowań, by oderwać Was od Boga i Kościoła, a w sercach Waszych siłą chce się zaszczepić ateizm i niewiarę. Wydaje się na to milionowe sumy. Programy radiowe i telewizyjne, książki i czasopisma, a nawet podręczniki przesiąknięte są duchem niewiary i laicyzacji. W roku wiary, z okazji uroczystości Waszego patrona zachęcam Was do kroczenia drogą wierności Bogu i Kościołowi. Będzie to wymagało od Was niezwykłej czujności, a niejednokrotnie i bohaterstwa. Ale jesteście dziećmi Narodu bohaterskiego. Wasi ojcowie na gruzach Warszawy czy w strzeleckich rowach własną piersią zasłaniali Naród przed niewolą. Wy macie stać na straży wiary i swoich przekonań. Macie ich bronić, gdy zajdzie potrzeba. Pomoże Wam w tym Bóg, który jest siłą i mocą Waszą. Z dumą możemy stwierdzić, że wiary ojców nie potrzebujemy się wstydzić. Dzięki niej dochowały się wszystkie najbardziej wartościowe elementy dawnej kultury. Nasza religia natchnęła kulturą duchową żywotność i siłę ludów barbarzyńskich. Dzięki niej powstała głęboka filozofia i wspaniała sztuka. Ona była natchnieniem dla artystów tej miary co Dante, Rafael czy Michał Anioł. Ona posłała misjonarzy na wszystkie strony świata, a tysiące sióstr miłosierdzia do szpitali, schronisk czy sierocińców. Nie ma powodu wstydzić się wiary, która od dwóch tysięcy lat otacza ludzkość ożywczym ciepłem dobrodziejstw duchowych i moralnych. Musicie sobie uświadomić, że Wasza wiara to nie zabytek, nie tradycja czy obyczaj, ale żywy skarb i prawdziwe szczęście. Szczęście prawdy, szczęście życia Bożego, to światło, które rozjaśnia duszę, pozwala na zrozumienie życia i świata, nadaje znaczenie naszemu życiu ziemskiemu. Naród nasz był zawsze wierny Bogu. I Wy, idąc za wzorem Waszego patrona, starajcie się dochować wierności Ojcu niebieskiemu, przepoić swoje życie wiarą, która pokona wszelkie trudności i przeciwieństwa. Pogłębiajcie ją na katechizacji i żyjcie pełnią chrześcijaństwa na co dzień.

IV. Idziemy drogą miłości

Brak życzliwości, obojętność wobec drugiego człowieka jest dziś - obok fenolu, kurzu, dymu i innych trujących odpadków nowoczesnej techniki - źródłem tak zwanych chorób społecznych, czyli takich, które dziesiątkują dzisiejszą ludzkość, podobnie jak dawniej dżuma czy gruźlica. Człowiek potrzebuje i pragnie miłości. Pomimo trzeźwych czasów dzieci zabiegają o miłość rodziców, walczą o jej wzajemne dochowanie rodzice, oczekują jej różne warstwy społeczne, całe narody. A nawet ci, co narodami rządzą, świadomi nieskuteczności paragrafów domagają się od nas miłości. Słowem, cała ludzkość trwa w powszechnym pragnieniu miłości. Co więcej, cały świat wyczuwa w niej jedyny swój ratunek. Tymczasem nie ma na świecie żadnej instytucji, która tak wytrwale, bo przez wieki całe, głosiłaby prawo miłości Boga i ludzi, jak czyni to Kościół katolicki. Niósł on miłość Bożą wszystkim wiekom, ludziom i ustrojom, chociaż nie zawsze i nie wszyscy chcieli z niej korzystać. Ten sam obowiązek ciąży dziś na nas: "Po tym poznają, że jesteście uczniami moimi, jeżeli miłość mieć będziecie jedni ku drugim" (J 13,35). Miłość ma nas odróżniać od tych, którzy nie chcą być Chrystusowi. Musimy sobie powiedzieć: jestem po to, by służyć innym, to jest moje powołanie. Nie mogę bezpośrednio służyć Bogu, mogę Mu służyć tylko w innych. Mam im pomagać, ułatwiać życie, prowadzić, obdarzać światłem. W każdym człowieku chciejmy dostrzec brata, który trudzi się nie tylko o własny chleb, ale i dla naszego dobra. Chciejmy dostrzec człowieka, którego Bóg umiłował bez względu na to, kim jest. Na pewno pracą naszą nie wypłacimy się nigdy setkom i milionom ludzi, z pracy których sami nieustannie korzystamy. Wystarczy odczytać dzieje kromki chleba, by ocenić, ilu ludzi pracowało na jej powstanie. Powinniśmy pamiętać, że "poprzez oblicze każdego człowieka - szczególnie kiedy łzy cierpienia uczynią je bardziej przeźroczystym - możemy i powinniśmy dostrzec oblicze Chrystusa, a w obliczu Chrystusa możemy i powinniśmy dostrzec oblicze Ojca niebieskiego" (Paweł VI). Powinniśmy stać się siewcami Bożej miłości w swojej rodzinie, w szkole, w sąsiedztwie, w pracy.

V. W macierzyńskich ramionach najlepszej Matki

Opatrzność Boża wysunęła Naród polski na trudny posterunek. Na takim szańcu nie stawia się tchórzy i dezerterów, ale dzielnych bojowników Bożych. Chciejcie dostrzec tę misję naszej Ojczyzny, chciejcie ujrzeć siebie na tym szańcu. Bóg ma do Was zaufanie. To Wy macie wprowadzać prawdy i zasady katolickie w życie. Bo w naszych czasach nie wolno być połowicznym, obojętnym. Niech zniknie z Waszych serc chwiejność i zastraszenie. Niech zniknie z naszej ziemi zło i zepsucie moralne. Praca jest trudna i odpowiedzialna, ale nie lękajcie się, bo wszyscy ubezpieczeni jesteście w macierzyńskich dłoniach i w sercu najlepszej Matki Maryi, w której opiekę oddali Was księża biskupi 3 maja na Jasnej Górze.

Wkraczajcie więc w drugie tysiąclecie, idąc za wzorem świętego Stanisława drogą wierności i miłości Bogu. A ja na tę drogę z całego serca Wam błogosławię, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.