Misja: miłosierdzie

ks. Włodzimierz Piętka ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 22.02.2018 23:34

O Bożym miłosierdziu, które winno stawać się spotkaniem z Bogiem i człowiekiem opowiada s. Salvatrice Musiał z płockiego sanktuarium.

S. Salvartice Musiał ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia S. Salvartice Musiał ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia
ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość

Od kilku miesięcy przebywa we wspólnocie klasztoru Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Płocku s. Salvatrice Musiał, która dzieli się z nami swoim doświadczeniem podejmowanego apostolatu miłosierdzia nie tylko w Polsce i w Europie, ale również na innych kontynentach.

Gdy pytamy o miejsca i sytuacje, gdzie się znalazła, aby głosić orędzie o Bożym miłosierdziu, odpowiada: - Każdy kraj i każde spotkanie z człowiekiem niesie ze sobą nowe i świeże doświadczenie. Pamiętam pracę z dziewczętami z Domu Miłosierdzia w Krakowie, pracę katechetyczną przy parafii i formacyjną dla osób w międzynarodowym Ruchu Apostołów Bożego Miłosierdzia; pracę z najmłodszymi w przedszkolu. Mocno wpisała się w moją pamięć posługa w bostońskim więzieniu i stałe wizyty w hospicjum. Niezapomniane były dla mnie wyjazdy do baz wojskowych i spotkania w szpitalu z żołnierzami, którzy wracali z frontu wojny w Iraku. Młodzi ludzie w wojennej traumie, ranni, bez nóg, oczu, rąk... każdemu z nich trzeba było zanieść nadzieję i ulgę w cierpieniu. Kiedyś jeden z nich, przygotowując się do operacji, wyciągnął z koszuli obrazek Jezusa Miłosiernego i powiedział mi, że dała mu go babcia, aby zawsze go nosił przy sobie. Pytałam go, czy wie, skąd jest ten obraz. Nie wiedział... Szłam dalej i spotykałam też takie osoby, które nie mogły wypowiedzieć ani słowa. Tam zrozumiałam jeszcze głębiej, że miłosierdzie łączy ludzi, rodzi się w sercu i tak naprawdę jest spotkaniem - opowiada s. Salvatrice.

Szczególne były spotkania i katechezy w więzieniu dla mężczyzn w Bostonie. - To było kilkutysięczne więzienie. Nie zapomnę naszej wspólnej modlitwy Koronką do Bożego Miłosierdzia, zwłaszcza z tymi, którzy mieli karę śmierci albo dożywocie. Pamiętam, jak jeden z nich, krzepki mężczyzna, zaczął w pewnej chwili bardzo płakać w czasie modlitwy. Tak miłosierdzie Boga dotykało ich serc.

- Mogłam również zasmakować posługi misyjnej w Afryce, w Ameryce Łacińskiej, a ostatnio w Ziemi Świętej. Podejmowanie tam codziennej pracy w kuchni, w zakrystii, wyjazdy, aby różnym grupom przybliżyć orędzie miłosierdzia, które wyszło właśnie z Płocka... to wszystko uczyło mnie prostoty, w której Bóg daj nam siebie, a my możemy dawać siebie bliźnim. Chodząc codziennie wąskimi uliczkami Starego Miasta w Jerozolimie myślałam, o tym, co mnie zawsze fascynowało, że Boże miłosierdzie miało ten przywilej łączyć poprzez naszą obecność chrześcijan, wyznawcy judaizmu i islamu. Wspólnie w klimacie życzliwości przeżywaliśmy kolejne dni - opowiada siostra.

I w świetle swoich doświadczeń stwierdza: - Dla mnie miłosierdzie, jeśli jest głębokie i prawdziwe, to rodzi się z relacji miłości mojej do Boga. A potem staje się spotkaniem człowieka z człowiekiem. Nie chodzi tylko o to, aby coś "dać" materialnego potrzebującemu, ale o to, aby najpierw on zajął w moim sercu ważne miejsce; aby stał się dla mnie ważną osobą. W tym spotkaniu wymieniamy się wzajemnie: ja mogę obdarować go modlitwą i ofiarą serca, dobrym słowem, rzeczą materialną, której potrzebuje, obecnością, a od niego przyjmuję dobre słowo, łzy, czasem też rany, które nosi w sobie..ale ja to przyjmuję świadomie. Jestem dla niego, a on dla mnie.

Siostra proponuje, aby spojrzeć z innej perspektywy na św. s. Faustynę, która zwłaszcza dla Płocka i naszej diecezji jest wciąż świętą nieodkrytą. - Spróbujmy spojrzeć na s. Faustynę jako na człowieka bliskiego nam, który też tak jak my bardzo potrzebował Bożego Miłosierdzia. Doświadczała nadzwyczajnych łask, ale w tym wszystkim dojrzewała do bycia człowiekiem tak jak my. Na kartach Dzienniczka wyczytamy jak przez całe życie uczyła się miłosierdzia i zaufania do Jezusa. Ona zrozumie nasze zmagania oraz trudy. Popatrzmy na nią w prostocie i zwyczajności, bo wtedy odkryjemy ukrytą obecność Boga również w naszym życiu- zachęca s. Salvatrice.

- Myślę, że Płock czeka na swój czas, aby powiedzieć więcej o sobie, wydaje się być jeszcze nie odkryty w swym pięknie i mocy duchowego przesłania. Misja tego miejsca, tak naprawdę zaczęła się od pamiętnego lutowego wieczoru, od pobytu tutaj św. Faustyny. Mówiąc krótko, jest to misja dawania na różny sposób świadectwa o niezgłębionym miłosierdziu Boga do każdego człowieka. Ale ta misja tak naprawdę wędruje z każdym, kto tu chociaż raz w życiu zaglądnął, pomodlił się, zobaczył to miejce. Jeżeli chociaż jedna osoba stała się lepsza, jedno serce doświadczyło tutaj cudu pojednania z Bogiem, jeśli chociaż w jednym sercu zagościła tęsknota, aby doświadczyć radości i mocy Bożego miłosierdzia, to ten człowiek niesie "misję Płocka" w swoim życiu. Ta misja jest w sercah milionów ludzi na świecie, którzy usłyszeli kiedyś o tych objawieniach; sięga więc o wiele dalej niż nasz płocki dom klasztorny, który pamięta nadzwyczajne odwiedziny Jezusa.

- Myśląc o rozbudowie tego miejsca i nowym sanktuarium zadajemy sobie pytania o przyszłość i przełożenie na konkrety tej misji. A dziś...? Dzisiaj ludzie zabierają stąd skarb w sercu: spotkanie z Miłosiernym Bogiem i zaproszenie do okazywania zaufania Bogu i miłosierdzia w życiu. Najpiękniejsza misja Płocka zaczęła się i wciąż trwa, bo zawsze będzie niesiona w sercach i miłosiernych dłoniach tak wielu ludzi na świecie– dodaje s. Salvatrice Musiał.