100 lat to za mało...

ks. Włodzimierz Piętka ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 13.10.2017 14:30

...aby zgłębić duchowe nauki i spuściznę bł. o. Honorata Koźmińskiego.

Obraz przedstawiający bł. o. Honorata Koźmińskiego Obraz przedstawiający bł. o. Honorata Koźmińskiego
Marta Deka /Foto Gość

16 grudnia ubiegłego roku minęło 100 lat od śmierci bł. Honorata Koźmińskiego. Ten gorliwy kapucyn i spowiednik w Zakroczymiu był założycielem wielu zgromadzeń zakonnych. Każdej z nowych wspólnot kładł na serce dwie ewangeliczne perły: ukrycie i miłosierdzie. "Rzecz, która Was pocieszać powinna – pisał do swoich sióstr - jest to rodzaj życia Waszego ukrytego przed światem. Albowiem tajemnica Wcielenia ukryta była przed światem [...], ukryta była i w łonie Przenajświętszej Maryi Panny, ukryta była i w ciągu życia Pana Jezusa. [...] Uczcie się przeto szanować to ukrycie, do którego Was Bóg powołał i cieszcie się, że i w tym naśladować możecie Boga Wcielonego".

To ważna nauka dla nas - mówił w czasie kazań pasyjnych przed dwoma laty w płockiej katedrze bp Piotr Libera. - W tych czasach ostentacji i prowokacji, czasach "wszystkiego na pokaz" i "wszystkiego na sprzedaż". Czy jest jeszcze coś, czego nie powiedziano w tym świecie gadulstwa aż po pustosłowie? Czy jest jeszcze coś, czego nie pokazano w tym świecie obnażania aż po pornografię, podglądania aż po bezwstyd? Czy jest jeszcze coś bardziej nieobecnego w tym świecie, jak bezinteresowność, czyli świadczenie ukrytego dobra? - pytał biskup płocki.

"To jest przymiotem miłości – pisał gdzie indziej bł. Honorat - że im [dusza] jest prawdziwszą i szlachetniejszą, tym bardziej pożąda ukrycia, mało o sobie mówi, ale dużo czyni; nie szuka wdzięczności, ale okazji do poświęceń; nie chce być znaną ani zapłaconą, bo ma nagrodę w samym świadczeniu dobra tym, których miłuje. Najszczęśliwsza jest wtedy, gdy może uszczęśliwiać" - czytamy u błogosławionego.

"Zbawiciel nie tylko nauczył litować się nad cierpiącymi, ale od razu tak podniósł tę cnotę, że ją z Boską miłością porównał" - czytamy dalej u o. Honorata. "Miłość Jego dla ludzi wynalazła w tym celu środek bardzo skuteczny: upewnia nas bowiem, że świadcząc miłosierdzie bliźniemu, spełniamy przez to akt miłości własnej i miłości Bożej" - pisze błogosławiony kapucyn z Zakroczymia. W jego Notatniku duchowym znajdujemy słowa krótkiej modlitwy - aktu strzelistego, który często powtarzał: "O mój Jezu, miłosierdzia".

Przez spowiedź, kierownictwo duchowe, wykłady, nowe zgromadzenia i wszystkie dzieła przy nich powstałe, ukryty w konfesjonale zakroczymskim zakonnik uczył, że przez serce nawrócone, życie ukryte i apostolstwo idzie się do miłosierdzia, które podoba się Bogu. "Oddaj wszystko za wszystko. Znak prawdziwej pokory jest chcieć być gardzonym. Od modlitwy życie dobre. Pamięć na obecność Boską zachowuje najskuteczniej od grzechów i do postępu pomaga. Zrobię umowę z Panem Jezusem, że ile razy pracować będę, żeby zawsze było to dowodem miłości Bożej. Ci, którzy się modlą, więcej czynią dla świata, aniżeli ci, którzy walczą. Żywa wiara konieczna jest do prawdziwego szczęścia".

Władze carskie chciały, aby ten klasztor stał się "umieralnią" zakonników w brązowych habitach. Zamknięci i ograniczeni w aktywności duszpasterskiej i społecznej, mieli stać się mniej nieszkodliwi dla carskiego reżimu i zepchnięci na margines. A tymczasem ten margines i peryferia stały się opatrznościową okazją dla o. Honorata Koźmińskiego, aby rozpocząć wielkie apostolskie dzieło.

Wiele już napisano o ukrytych zgromadzeniach zakonnych, które zakładał błogosławiony, ale zakroczymski kościół i konfesjonał były przede wszystkim przełomowe w życiu duchowym samego o. Koźmińskiego. Jak zauważają jego biografowie, jego pragnieniem było jak najczęstsze nawiedzanie Najświętszego Sakramentu, nawet 33 razy dziennie, na cześć 33 lat życia Zbawiciela. Aby strzec się przed duchową monotonią i rutyną, na każdy rok obierał jako patrona innego świętego, co miesiąc czcił osobną tajemnicę z życia Jezusa i Maryi. Z czasem do każdej wykonywanej czynności przypisywał konkretną intencję albo akt strzelisty. Każda więc praca, nawet przejście klasztornym korytarzem, czy wejście do kościoła, spojrzenie na krzyż czy ołtarz było związane z intencją i modlitwą. Warto o tym pamiętać modląc się w tym miejscu, tak bardzo przesiąkniętym modlitwą świętego kapucyna. Taki był owoc jego wielu lat pozornej bezczynności i ukrycia, owoc zakroczymskiej "pustelni". Dlatego już na początku pobytu w Zakroczymiu, w 1865 r. pisał: "Zrozumiałem, jak wielką łaską Bożą jest dla mnie ukrycie i samotność, do których teraz mnie Pan powołuje".

Najpierw siebie samego, a później swych duchowych synów i córki upominał, aby traktowali poważnie każde duchowe zobowiązanie, ponieważ jest zaciągnięte wobec Boga. I powtarzał: jeśli dawać, to dawać całkowicie, trzeba demaskować siebie, swe złe skłonności i nosić Boga w swych myślach i sercu.

Ale szczególną przestrzenią działalności o. Honorata był konfesjonał, w którym spędzał wiele godzin. Przywołajmy tylko dwie rady błogosławionego spowiednika do swych penitentów, aby zrozumieć jego łagodność i wymagania: "Moje dziecko drogie, niech cię Pan Jezus błogosławi za twoją szczerość", albo: "Trzeba się nauczyć pewnych uwag silniejszych w niektórych materiach i wprowadzić pokuty medycynalne, czyli lecznicze" - powtarzał o. Honorat z zakroczymskiego konfesjonału. To była jego bezkompromisowa walka o świętość, podejmowanie trudu i codziennie ponawiana wierność.