Rostkowo Wyszyńskiego

wp

publikacja 20.08.2017 01:29

- Na szańcu obrony życia i wartości nie stawia się tchórzy i dezerterów, ale dzielnych bojowników Bożych - pisał 50 lat temu Prymas Tysiąclecia o młodzieży i św. Stanisławie Kostce. Oto zapomniany list, a wciąż tak bardzo aktualny.

Rostkowo Wyszyńskiego Kard. Stefan Wyszyński, w asyście abp. Antoniego Baraniaka i bp. Bogdana Sikorskiego, pozdrawia wiernych Archiwum Klarysek Kapucynek w Przasnyszu

Prymas Tysiąclecia był w Przasnyszu i Rostkowie dokładnie 50 lat temu. Nie tylko wygłosił kazanie w czasie uroczystości 450. rocznicy śmierci św. Stanisława Kostki, ale wkrótce po tym wydarzeniu wystosował długi list do młodzieży swej archidiecezji warszawskiej. Przy okazji dzisiejszych uroczystości odpustowych w Rostkowie, warto wrócić do tamtego nauczania prymasa, dziś kandydata na ołtarze. Jest on pisany oczywiście w realiach roku 1967, w komunistycznej Polsce, tuż po Soborze Watykańskim II i obchodach 1000-lecia chrztu Polski, ale jego przesłanie duchowe pozostaje niezwykle aktualne. Tak więc pisał kard. Stefan Wyszyński:

Drogie Dzieci Boże,

Na przestrzeni tysiącletnich dziejów ochrzczonego Narodu mieliśmy wielu sławnych ludzi zasługujących na pamięć i cześć. Królowie, wodzowie, hetmani, mężowie stanu i nauczyciele, duchowni i świeccy, pisarze i poeci. Chylimy przed nimi swe czoła za ich niespożyte, wiekowe i niezatarte upływem czasu zasługi. Dziś kierujemy swoją uwagę ku młodzieńcowi polskiemu, św. Stanisławowi Kostce, z okazji czterechsetnej rocznicy powołania go do wspólnego Ojca w niebie. (...)

Wy, drogie Dzieci Boże, pragniecie podziękować Bogu za to, że z polskiej, mazowieckiej ziemi powołał do świętości Waszego ziomka, pragniecie uczcić jego pamięć i pokrzepić swoje siły jego wzorem i przykładem.

I. Młodzieniec z pięknym charakterem, bohater cnoty i rozumnej woli

Jego życie wydaje się proste, zwyczajne, mało pociągające. Urodził się w Rostkowie koło Przasnysza w roku 1550 jako syn kasztelana zakroczymskiego. Do 14 roku życia przebywał w domu rodzinnym. Później wyjechał na studia do Wiednia. W jezuickim gimnazjum uczył się trzy lata. W sierpniu 1567 roku, nie mogąc wstąpić do Towarzystwa Jezusowego w Wiedniu z racji braku pozwolenia rodziców, po kryjomu opuścił miasto i udał się do Rzymu. W październiku tegoż roku został przyjęty do zakonu przez św. Franciszka Borgiasza i po niespełna 10 miesiącach w nocy z 14 na 15 sierpnia zmarł w domu świętego Andrzeja na Kwirynale. Nie był wybitnym wodzem, mówcą czy filozofem, nie zostawił po sobie żadnych dzieł, a jednak ze czcią chylimy przed nim swoje głowy i wpatrujemy się w jego postać, bo wniósł w życie Narodu wartości, które choć są niewymierne, to jednak bardziej cenne niż wszystkie inne: "stawszy się w krótkim czasie doskonałym wypełnił czasów wiele". Dzięki temu świeci przykładem nie tylko Wam, ale i młodzieży całego świata katolickiego. Inne wielkości poszły w zapomnienie, a jego pamięć trwa, bo żyjąc czas krótki wyrzeźbił w swej duszy postać świętego młodzieńca i pokazał wszystkim, że "świętość to więcej niż geniusz".

Pan Jezus w Ewangelii zwrócił się do młodzieńca ze słowami: "Jeżeli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; a przyjdź i pójdź za mną" (Mt 19,21). Stanisław Kostka podjął to zaproszenie, zostawił wszystko i poszedł za Chrystusem. Jako zamożny student, pozostający z dala od rodziców w Wiedniu, miał możność prowadzenia łatwego i swobodnego trybu życia. Otwierała się przed nim ponętna możliwość zrobienia kariery. On wybrał jednak wierność powołaniu Bożemu, wierność obowiązkom, wzgardził niewolą zła wybierając wolność dzieci Bożych. Nie poddał się naciskom środowiska i otoczenia. Tę bezkompromisową postawę przejawia zarówno w domu rodzinnym, jak i później w Wiedniu, Dylindze czy Rzymie. Zdumiewa nas, skąd w tym osiemnastoletnim chłopcu znalazło się tyle mocy i wytrwałości, że nie uląkł się gróźb rozgniewanego ojca, że skutecznie oparł się powabom świata i poszedł za głosem powołania Bożego. Oto młodzieniec z pięknym charakterem, bohater cnoty i geniusz woli. Wsławił imię Polski na całym świecie. Dobrze zasłużył się Narodowi.

II. Za wzorem Stanisława w nowe tysiąclecie

Może w niejednym z Was budzi się pytanie: czy wzór świętego Stanisława może być aktualny dla młodzieży XX wieku? Przecież żyjemy w tak różnych czasach. Oczywiście, warunki życia od XVI wieku zmieniły się bardzo. Współczesne osiągnięcia nauki i techniki pozwalają na ujarzmienie przyrody i podporządkowanie jej człowiekowi. Mamy elektryczność, ekspresowe pociągi i odrzutowe samoloty, radio, telefon i telewizję, ustawicznie skracamy dzielące ludzi odległości, mnożą się ułatwienia w codziennej pracy, ale nie usunęliśmy dotąd z historii ludzkości wojen, które ściągają na nią nieszczęścia, niszczą wielowiekowy dorobek całych narodów, mnożą szeregi kalek i sierot. Nie wykreśliliśmy dotąd z naszego życia skłóconych i rozbitych rodzin, zaniedbanych względnie opuszczonych dzieci, osamotnionych, często wyrzuconych poza nawias życia starców, nie usunęliśmy przestępstw, które nękają ludzi. Suma krzywd, jakie wyrządza człowiek jeden drugiemu, jest jeszcze ciągle niepokojąco wielka. I tu musimy stwierdzić: świat będzie lepszy nie tylko dzięki technice, ekonomii, polityce czy wynalazkom, ale przede wszystkim dzięki wartościowym ludziom, stojącym na wysokim poziomie moralnym myślicielom, ekonomistom, politykom czy inżynierom. Oni sprawią, że warunki ludzkiego życia będą coraz znośniejsze i szczęśliwsze. Potrzeba więc przede wszystkim ludzi wartościowych. Wy jesteście tymi, w dłonie których my stopniowo będziemy przekazywali to wszystko, co dziś jest naszym obowiązkiem. Nie jest dla nas rzeczą obojętną, kto przejmie tysiącletni dorobek chrześcijańskiego Narodu i jak ukształtowane umysły, jak wypracowane wole i wypielęgnowane serca podejmą pracę, którą my dziś prowadzimy. Wiem, że pragniecie być dobrzy i szlachetni. Szukacie wzorów. Czytając prasę młodzieżową często można znaleźć następujące opinie: "Rozczarowania, brak celu lub słusznej drogi do niego są głównymi przyczynami załamań nastolatków... Moim największym problemem jest to, jaką drogę w życiu wybrać, aby była słuszna..."

W pierwszym roku drugiego tysiąclecia wskazując na postać świętego młodzieńca chciałbym zachęcić Was do naśladowania go. Szły za nim całe pokolenia młodych Polaków, od niego uczyły się wierności Bogu i swoim obowiązkom, miłości. Patrząc na świętego Stanisława rozumiemy, że jego ideał jest zawsze aktualny i zawsze jednakowo bliski nam, dziś może bliższy i potrzebniejszy niż kiedykolwiek. Trzeba nam niezłomnej wiary, a on gorąco i niezachwianie wierzył. Trzeba nam gorącej miłości, a on płonął wielką miłością ku Bogu, Matce Najświętszej i ludziom. Trzeba nam czystości nieskalanej, a on odznaczał się wielkim umiłowaniem tej cnoty. Oto Wasz wzór, patron, przewodnik, brat i kolega. Wpatrujcie się w tę dzielną postać, myślcie o nim często, rozmawiajcie z nim w modlitewnej ciszy serca o swoich kłopotach i radościach, o swoich dobrych postanowieniach i pragnieniach. Uczyńcie wszystko co w Waszej mocy, byście stawali się jemu podobni.

III. Idziemy drogą wierności Bogu

Żyjecie w znamiennych czasach. Z jednej strony jesteśmy świadkami wielkiego triumfu naszej wiary. Świadczy o tym zainteresowanie Soborem, entuzjastyczne powitania Ojca świętego w Ziemi świętej, w Indiach, w ONZ, w Portugalii czy w Turcji. Dziś świat coraz bardziej czuje swą słabość i niewystarczalność, zwraca się więc do Boga i do Kościoła. W naszej Ojczyźnie w czasie obchodów Tysiąclecia Chrztu mieliśmy możność widzieć niezliczone rzesze wiernych, mimo utrudnień okazujących swoją wdzięczność Bogu i wolę kroczenia drogą wiary. Z drugiej strony nie brak usiłowań, by oderwać Was od Boga i Kościoła, a w sercach Waszych siłą chce się zaszczepić ateizm i niewiarę. Wydaje się na to milionowe sumy. Programy radiowe i telewizyjne, książki i czasopisma, a nawet podręczniki przesiąknięte są duchem niewiary i laicyzacji. W roku wiary, z okazji uroczystości Waszego patrona zachęcam Was do kroczenia drogą wierności Bogu i Kościołowi. Będzie to wymagało od Was niezwykłej czujności, a niejednokrotnie i bohaterstwa. Ale jesteście dziećmi Narodu bohaterskiego. Wasi ojcowie na gruzach Warszawy czy w strzeleckich rowach własną piersią zasłaniali Naród przed niewolą. Wy macie stać na straży wiary i swoich przekonań. Macie ich bronić, gdy zajdzie potrzeba. Pomoże Wam w tym Bóg, który jest siłą i mocą Waszą. Z dumą możemy stwierdzić, że wiary ojców nie potrzebujemy się wstydzić. Dzięki niej dochowały się wszystkie najbardziej wartościowe elementy dawnej kultury. Nasza religia natchnęła kulturą duchową żywotność i siłę ludów barbarzyńskich. Dzięki niej powstała głęboka filozofia i wspaniała sztuka. Ona była natchnieniem dla artystów tej miary co Dante, Rafael czy Michał Anioł. Ona posłała misjonarzy na wszystkie strony świata, a tysiące sióstr miłosierdzia do szpitali, schronisk czy sierocińców. Nie ma powodu wstydzić się wiary, która od dwóch tysięcy lat otacza ludzkość ożywczym ciepłem dobrodziejstw duchowych i moralnych. Musicie sobie uświadomić, że Wasza wiara to nie zabytek, nie tradycja czy obyczaj, ale żywy skarb i prawdziwe szczęście. Szczęście prawdy, szczęście życia Bożego, to światło, które rozjaśnia duszę, pozwala na zrozumienie życia i świata, nadaje znaczenie naszemu życiu ziemskiemu. Naród nasz był zawsze wierny Bogu. I Wy, idąc za wzorem Waszego patrona, starajcie się dochować wierności Ojcu niebieskiemu, przepoić swoje życie wiarą, która pokona wszelkie trudności i przeciwieństwa. Pogłębiajcie ją na katechizacji i żyjcie pełnią chrześcijaństwa na co dzień.

IV. Idziemy drogą miłości

Brak życzliwości, obojętność wobec drugiego człowieka jest dziś - obok fenolu, kurzu, dymu i innych trujących odpadków nowoczesnej techniki - źródłem tak zwanych chorób społecznych, czyli takich, które dziesiątkują dzisiejszą ludzkość, podobnie jak dawniej dżuma czy gruźlica. Człowiek potrzebuje i pragnie miłości. Pomimo trzeźwych czasów dzieci zabiegają o miłość rodziców, walczą o jej wzajemne dochowanie rodzice, oczekują jej różne warstwy społeczne, całe narody. A nawet ci, co narodami rządzą, świadomi nieskuteczności paragrafów domagają się od nas miłości. Słowem, cała ludzkość trwa w powszechnym pragnieniu miłości. Co więcej, cały świat wyczuwa w niej jedyny swój ratunek. Tymczasem nie ma na świecie żadnej instytucji, która tak wytrwale, bo przez wieki całe, głosiłaby prawo miłości Boga i ludzi, jak czyni to Kościół katolicki. Niósł on miłość Bożą wszystkim wiekom, ludziom i ustrojom, chociaż nie zawsze i nie wszyscy chcieli z niej korzystać. Ten sam obowiązek ciąży dziś na nas: "Po tym poznają, że jesteście uczniami moimi, jeżeli miłość mieć będziecie jedni ku drugim" (J 13,35). Miłość ma nas odróżniać od tych, którzy nie chcą być Chrystusowi. Musimy sobie powiedzieć: jestem po to, by służyć innym, to jest moje powołanie. Nie mogę bezpośrednio służyć Bogu, mogę Mu służyć tylko w innych. Mam im pomagać, ułatwiać życie, prowadzić, obdarzać światłem. W każdym człowieku chciejmy dostrzec brata, który trudzi się nie tylko o własny chleb, ale i dla naszego dobra. Chciejmy dostrzec człowieka, którego Bóg umiłował bez względu na to, kim jest. Na pewno pracą naszą nie wypłacimy się nigdy setkom i milionom ludzi, z pracy których sami nieustannie korzystamy. Wystarczy odczytać dzieje kromki chleba, by ocenić, ilu ludzi pracowało na jej powstanie. Powinniśmy pamiętać, że "poprzez oblicze każdego człowieka - szczególnie kiedy łzy cierpienia uczynią je bardziej przeźroczystym - możemy i powinniśmy dostrzec oblicze Chrystusa, a w obliczu Chrystusa możemy i powinniśmy dostrzec oblicze Ojca niebieskiego" (Paweł VI). Powinniśmy stać się siewcami Bożej miłości w swojej rodzinie, w szkole, w sąsiedztwie, w pracy.

V. W macierzyńskich ramionach najlepszej Matki

Opatrzność Boża wysunęła Naród polski na trudny posterunek. Na takim szańcu nie stawia się tchórzy i dezerterów, ale dzielnych bojowników Bożych. Chciejcie dostrzec tę misję naszej Ojczyzny, chciejcie ujrzeć siebie na tym szańcu. Bóg ma do Was zaufanie. To Wy macie wprowadzać prawdy i zasady katolickie w życie. Bo w naszych czasach nie wolno być połowicznym, obojętnym. Niech zniknie z Waszych serc chwiejność i zastraszenie. Niech zniknie z naszej ziemi zło i zepsucie moralne. Praca jest trudna i odpowiedzialna, ale nie lękajcie się, bo wszyscy ubezpieczeni jesteście w macierzyńskich dłoniach i w sercu najlepszej Matki Maryi, w której opiekę oddali Was księża biskupi 3 maja na Jasnej Górze.

Wkraczajcie więc w drugie tysiąclecie, idąc za wzorem świętego Stanisława drogą wierności i miłości Bogu. A ja na tę drogę z całego serca Wam błogosławię, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.